Abstiegskampf Eike Immela

Tomasz Urban
Tomasz Urban

Kiedy zacząłem interesować się Bundesligą, czyli w latach 90-tych minionego wieku (cholera, ale to brzmi, co najmniej jak bym był jakimś dinozaurem…) jego nazwisko i postać zawsze mi się przewijały przed oczami. A to w legendarnym ranie, a to jako naklejka dołączona do gumy do żucia (tak, kiedyś były takie gumy do żucia o nazwie „Bundesliga” z naklejkami piłkarzy), a to w składzie Stuttgartu na telegazecie w Sat 1. Do dziś mam w głowie obrazek, na którym stoi w bramce w czarnej bluzie z czerwonymi i żółtymi aplikacjami.  Był wówczas jednym z najlepszych bramkarzy w lidze, pech chciał, że trafił na erę Toniego Schumachera, a potem Bodo Ilgnera i występów w reprezentacji zaliczył tylko 19. Po zakończeniu kariery piłkarskiej próbował jeszcze swoich sił jako trener bramkarzy. Współpracował z Christophem Daumem podczas jego pobytów w Besiktasie, Fenerbahce czy Austrii Wiedeń. W 2008 roku musiał sobie jednak znaleźć inne zajęcie, bo problemy z biodrem nie pozwalały mu już na regularną pracę fizyczną. Otworzył więc szkółkę bramkarską w Kassel, ta jednak prosperuje dziś bardzo licho. Życie zaczęło go coraz mocniej uwierać…

To niewiarygodne jak bardzo bezradni wobec życia są częstokroć piłkarze po zejściu z boiska, jak łatwo i szybko trwonią dorobek całej swojej kariery, dorobek, jaki nam – zwykłym śmiertelnikom nieobeznanym z luksusem – wystarczyłby przecież po wsze czasy. Eike Immel był właśnie takim królem życia, typowym „niebieskim ptakiem”. Niestety nie zauważył momentu, kiedy życie samo postanowiło przejąć nad nim kontrolę. Może dlatego, że stało się to w bardzo młodym wieku. Toni Schumacher w swojej biografii, za którą obraził się na niego prawie każdy piłkarz z tamtej reprezentacji, pisał o scenach, do jakich dochodziło w 1982 podczas mistrzostw świata w Hiszpanii. 22-letni wówczas Immel potrafił jednego wieczora przebimbać 20-30 tysięcy marek w kasynie… Wcześniej, jeszcze jako nastolatek, całkowicie skasował swój luksusowy model Porsche startując w nielegalnych wyścigach. Potem pogubił się w inwestycjach tracąc mnóstwo pieniędzy na towarzystwie taniego budownictwa oraz na spółce zajmującej się wypożyczaniem samochodów, a w międzyczasie trwonił fortunę na hazard, przygodne kobiety, auta i inne błyskotki. Po latach opowiadał o bizantyjskim wręcz życiu w Turcji, gdzie nie żałował sobie niczego. Fundował przeloty samolotowe swoim dzieciom, swojej ówczesnej przyjaciółce i jej dzieciom w dowolne miejsca na świecie i opłacał comiesięczne rachunki telefoniczne opiewające na dziesiątki tysięcy euro… – Zarabiałem miliony, ale nigdy nie byłem milionerem – stwierdził po latach. I trudno się temu dziwić. Ale to nie tylko tabuny pseudodoradców (- Kiedy dziś słyszę od kogoś, że pieniądze nie odgrywają roli, tu uciekam od niego tak szybko, że aż zrywam „czwórkę” w udzie), hordy przygodnych kobiet (– Jeśli kupujesz jakiejś kobiecie na urodziny zegarek za 15 tys. €, to co jej dasz na Boże Narodzenie?)  i uroki życia doprowadziły Immela do bankructwa, ale i własna beztroska głupota. No bo jak inaczej nazwać sytuację, w której ktoś bez chwili zastanowienia pożycza komu popadnie w sumie ok. milion marek bez żadnego potwierdzenia i potem w żaden sposób nie może tego z powrotem wyegzekwować? Albo wynajmuje apartament w Niemczech opłacając „na gębę” kilka miesięcy z góry? – Po jakimś czasie otrzymałem ponowne wezwanie do zapłaty. Co miałem zrobić skoro nie miałem żadnego potwierdzenia wcześniejszej wpłaty? No rzeczywiście, już nic…

eike

Niegdyś król życia, dzisiaj bankrut żyjący z dnia na dzień…

Dorzućmy do tego kompletnie nieudane inwestycje w nieruchomości o podejrzanie niskiej cenie (- Dziś bym się pewnie zastanawiał, gdzie tu jest haczyk…) i proces sądowy o dilowanie kokainą (na szczęście dla Immela umorzony) i otrzymamy obraz człowieka kompletnie pogubionego, który potrafił się odnaleźć tylko w piłkarskiej bramce, w której zaliczył aż 534 bundesligowe występy dla Borussii Dortmund i VfB Stuttgart.

Finansowa rzeczywistość dopadła go po raz pierwszy w roku 2007, kiedy to został zmuszony do ogłoszenia bankructwa. Nagle się okazało, ze studzienka z gotówką jednak ma dno. – Nie miałem już z czego płacić, bo nie miałem żadnych przychodów. Moja choroba mnie wykończyła – mówił Immel w wywiadach, co tylko częściowo było zgodne z prawdą. Owszem, kontuzja biodra mocno mu doskwierała, ale z pewnością nie mogła być wytłumaczeniem takiej degrengolady, jaką sobie Eike sam na własne życzenie zafundował. Tym bardziej, że 3 lata później odzyskał pomysł na siebie. W rozmowie z SZ przekonywał, że właśnie dogrywa szczegóły nowej pracy. Twierdził, że jeden z angielskich klubów chce go u siebie w roli skauta i że to w zasadzie kwestia dni lub tygodni. Od tamtej rozmowy minęło 5 lat, a Immel wciąż pozostaje bez pracy…

Z czego zatem się utrzymuje? Z występów w telewizji. W 2008 zmuszony sytuacją wziął udział w niskich lotów show o nazwie Dschungelcamp, w którym pożerał pająki i karaluchy, pił śmierdzące płyny i poddawał się innym odczłowieczającym czynnościom. Zarobił na tym 70 tysięcy €, które miały pójść na spłatę długów. I poszły. Niestety odsetki narosły tak wielkie, że owe 70 tysięcy nie zrobiły w zasadzie żadnej różnicy. Kilka lat temu Immel podkreślał w wywiadach, że jakkolwiek źle mu się będzie wiodło, tak nie złoży wniosku o zasiłek, bo jest na to za dumny. Kilka dni temu Bild poinformował, że wniosek taki od Immela wpłynął ale został rozpatrzony negatywnie. Powód? Immel nie jest ubezpieczony. Podczas pobytu w Turcji przestał opłacać składki. Teraz nie stać go na ubezpieczenie, bo jak sam mówi – biorąc pod uwagę stan jego biodra kosztowałoby to naprawdę sporo…

immel2

Córka Eike – Desiree naprawdę czule opowiada w Bildzie o swoim ojcu. O jego wadach i zaletach.

Po hulaszczym i kolorowym życiu ostały się jedynie wspomnienia. I wspomniane wyżej długi, które prześladują go do dziś. Niedawno Niemcy obiegła informacja, że Immel zaginął bez śladu. Przypuszczano, że ukrywa się przed ścigającym go komornikiem. Po dwóch dniach dziennikarze Bilda wywęszyli, gdzie czasowo przebywa bramkarska legenda i nakłonili go do wywiadu, w którym Immel przyznał, że na chwile obecną jego długi wynoszą 700 tys. € a może i trochę więcej i czasami nie wystarcza mu pieniędzy nawet na to, by włożyć w bułkę kawałek wędliny. Immel jest poszukiwany przez dortmundzką prokuraturę w sprawie niezapłaconych należności pod groźbą kary pozbawienia wolności. Twierdzi, że to pomyłka, ze wcale się nie ukrywa, tylko zmienił miejsce zamieszkania i nie docierała do niego żadna sądowa korespondencja…

Abstiegskampf oznacza po niemiecku walkę o uniknięcie degradacji. Immel od wielu lat balansuje w swojej życiowej lidze na krawędzi. Strefa spadkowa wciąga go coraz mocniej i mocniej. Trzeba trzymać za niego mocno kciuki, by nigdy mu tych punktów nie zabrakło. Bo do tej ligi po spadku nie da się już niestety powrócić…

P.S. WIELKIE PODZIĘKOWANIA DLA MICHAŁA SERAFINA ZA POMOC W DOTARCIU DO MATERIAŁÓW