Bundesligowi spadochroniarze

Tomasz Urban
Tomasz Urban

Oglądając niedzielny mecz Hoffenheim z Darmstadt i widząc, jak bardzo męczą się ze skleceniem choćby jednej sensownej akcji piłkarze obu drużyn, zastanawiałem się, których zawodników z obu klubów przygarnęłyby do siebie mocniejsze zespoły, gdyby Hoffenheim i Darmstadt spadły z ligi. I o ile w przypadku tych pierwszych o swoją przyszłość spokojni mogą być chyba tacy piłkarze jak Nicklas Süle, Sebastian Rudy, Kevin Volland czy Nadiem Amiri, o tyle w Darmstadt, może poza Aytacem Sulu, trudno wskazać pewniaków do pozostania na pierwszoligowym poziomie. Może „Kocka” Rausch, może Marcel Heller, może Peter Niemeyer czy Jerome Gondorf. Sandro Wagner? Szczerze wątpię. Skłoniło mnie to do sprawdzenia, jak po spadkach swoich klubów z Bundesligi w okresie ostatnich pięciu lat poradzili sobie ich piłkarze. Ilu z nich pozostało w dalszej perspektywie w najwyższej klasie rozgrywkowej? Który ze spadkowiczów miał w ostatnim czasie przynajmniej na papierze najmocniejszą kadrę a nie podołał zadaniu? Zapraszam do lektury.

Sezon 2011/2012 – FC Kaiserslautern i FC Köln

Ekipę z Betzenbergu z tamtego okresu polscy kibice powinni pamiętać doskonale, choćby przez wzgląd dwóch naszych piłkarzy, którzy zimą 2012 dołączyli do zespołu, czyli Jakuba Świerczoka i Ariela Borysiuka. Żaden z nich jednak nie utrzymał się po spadku klubu na poziomie 1. Bundesligi. Ogólnie dokonało tego niewielu graczy ówczesnej kadry 1FCK, co też jest dowodem na to, że Lautern najnormalniej w świecie miało po prostu słaby zespół. Największą karierę zrobił Kevin Trapp, który po sezonie odszedł do Eintrachtu Frankfurt za 1,5 mln €, a dziś strzeże bramki paryskiego gwiazdozbioru spod znaku Saint-Germain. Na cztery łapy spadł też 30-letni wówczas Oliver Kirch, którego za drobniaki przygarnęła do siebie w charakterze zapchajdziury ku zdumieniu wszystkich Borussia Dortmund, a ten odwdzięczył się jej kilkoma naprawdę solidnymi występami. Jeszcze Hendrick Zuck zaczepił się we Freiburgu, ale wielkiej kariery tam nie zrobił i dziś jest rezerwowym drugoligowego Eintrachtu Brunszwik. No i Thanos Petsos, który po powrocie do Leverkusen (był wypożyczony do Lautern) odnalazł się na jeden sezon w beniaminku ligi – Greuther Fürth).

Dopiero po czasie okazało się, że w kadrze Lautern byli zawodnicy z potencjałem na regularną grę w 1. Bundeslidze, ale bano się chyba wówczas wypuścić ich na głęboką wodę i odważnie na nich postawić. 19-letni wtedy Dominique Heintz jest dzisiaj podstawowym defensorem FC Köln, a 20-letni Willi Orban podporą pierwszoligowego wkrótce RB Lipsk. To wszystko. Reszta albo odnalazła się jako tako za granicą, tak jak znany z Jagiellonii Rodnei, który trafił po sezonie do Salzburga, gdzie z każdym kolejnym sezonem grał coraz mniej, aż w końcu trafił do TSV 1860 Monachium, albo wylądowała bezpośrednio w 2. Bundeslidze, gdzie radzi sobie zresztą do dziś, że wspomnę chociażby tylko przykłady Jana Simunka z Bochum, Pierre’a De Wita z Duisburga, Andre Wootena z Sandhausen czy Iliana Micanskiego, który swój najlepszy okres w Niemczech zanotował w czasie pobytu w Karlsruher SC.

Pdobnie potoczyły się losy piłkarzy FC Köln. Karierę międzynarodową zrobił oczywiście Lukas Podolski, który za 12 mln € odszedł po sezonie do Arsenalu Londyn, a reszta raczej chwalić się nie ma czym. Miejsce w Bundeslidze utrzymał w zasadzie tylko Martin Lanig, który trafił do Eintrachtu Frankfurt i przed dwa lata kręcił się tam w okolicach pierwszej jedenastki. Bramkarza Michaela Rensinga przygarnął Bayer Leverkusen, ale dał mu zagrać tylko w dwóch meczach, po czym po roku oddał go do drugoligowej Fortuny Düsseldorf. Po roku czasu na najwyższy poziom rozgrywkowy w Niemczech powrócił jeszcze mający łatkę wiecznego talentu Christian Clemens, który jednak nie poradził sobie w Schalke, a dziś próbuje sił w FSV Mainz, na pewno z lepszym skutkiem niż w Gelsenkirchen. Drogę do Bundesligi, choć okrężną, przebyli jeszcze Sascha Riether, który wylądował po spadku zespołu w Fulham a dziś jest rezerwowym w Schalke, Marco Uth, który via Holandia odnalazł się w końcu w tym sezonie na ławce TSG Hoffenheim, a także młodziutcy wówczas gracze szerokiego zaplecza – 19-letni bramkarz Timo Horn i 17-letni Mitchell Weiser. Reszta ugrzęzła w słabszych ligach zagranicznych lub w drugoligowej szarzyźnie.

Sezon 2012/2013 – Greuther Fürth i Fortuna Düsseldorf

Pamiętacie awans Greuther Fürth? Zapoczątkowali oni serię promocji drużyn z drugiego szeregu, których nikt  w 1. Bundeslidze się raczej nie spodziewał. Koniczynki były pospolitymi chłopcami do bicia w 1. Bundeslidze, tymczasem z perspektywy czasu okazuje się, że mieli oni w swoich szeregach wówczas kilka perełek, które do dziś radzą sobie całkiem nieźle na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Najdalej zaszedł póki Abdul Rahman Baba, który minionego lata został wytransferowany przez Augsburg do Chelsea za 20 mln €. Tam raczej nie wstaje z ławki, ale już sam fakt bycia piłkarzem Chelsea jest z pewnością powodem do dumy. Świetnie wylądował także Johannes Geis, który stopniowo, krok po kroczku, wspina się coraz wyżej. Po Fürth było Mainz, a od tego sezonu Schalke. Co ciekawe, Geis zaczynał grać w Fürth (jeszcze przed awansem) jako prawy obrońca, dopiero z czasem zrobiono z niego defensywnego pomocnika, oczywiście z korzyścią dla niego samego. Na poziomie Bundesligi utrzymali się także Megrim Mavraj, obecnie środkowy obrońca FC Köln, Edgar Prib – dziś uczestniczący w rotacji składu piłkarz Hannoveru 96, Felix Klaus  – skrzydłowy, który po odejściu z Fürth bardzo dobrze radził sobie we Freiburgu a teraz nie dostaje zbyt wielu szans w Hannoverze. Szansę na pierwszoligowym poziomie otrzymali także inni skrzydłowi – Zoltan Stieber (podstawowy zawodnik Hamburga w minionym sezonie) i Sercan Sararer (dostawał minuty w VfB Stuttgart), czy napastnik Nikola Djurdjić (raz na jakiś czas grywał w Augsburgu), ale summa summarum wszyscy oni wylądowali dziś w 2. Bundeslidze. Na koniec można wspomnieć jeszcze o bramkarzu Maksie Grünie, który spadł na cztery łapy w Wolfsburgu i przez dwa sezony był zmiennikiem Diego Benaglio.

Ubogo w tym kontekście wyglądają za to aktywa Fortuny Düsseldorf. Właściwie żaden z piłkarzy po spadku Fligeraner do 2. Bundesligi nie zrobił znaczącej kariery. Niezłe wejście zaliczył Johannes van den Bergh, który przeszedł za darmo do Herthy Berlin i w pierwszym sezonie był jej podstawowym lewym obrońcą. Miejsce w 1. Bundeslidze utrzymali także Robbie Kruse, który przeszedł do Bayeru Leverkusen i zupełnie tam nie zaistniał, a w minionym sezonie nie miał szans na grę w Stuttgarcie będąc tam wypożyczony na jesieni, a także napastnik Dani Schachin, który trafił do Mainz, zagrał tam trzy mecze, złamał kość pachwinową i nigdy już nie wrócił na poziom prezentowany w Fortunie, mimo iż potem dostał jeszcze szansę w SC Freiburg. Obecnie jest podstawowym zawodnikiem drugoligowego FSV Frankfurt. Po czasie, szansę na zaistnienie w 1. Bundeslidze wykorzystał Tobias Levels, który wraz z Ingolstadt awansował do 1. Bundesligi i kiedy jest zdrowy, to gra, choć trzeba też dodać, że przecież już przed epizodem w Fortunie rozegrał on kilkadziesiąt meczów w Bundeslidze w barwach Borussii Mönchengladbach. Podobną drogę przeszedł także Leon Balogun. Po spadku przestano na niego w Fortunie stawiać, rok temu wzięło go do siebie Darmstadt, tam zrobił awans do 1. Bundesligi, po czym odszedł do Mainz, gdzie dziś grywa od czasu do czasu. Jak na losy pozostałych ex-kolegów z zespołu i tak nieźle mu się wiedzie. A, zapomniałbym. Jeszcze bramkarz Fabian Giefer – zmiennik doskonałego Ralfa Fährmanna w Schalke.

2013/2014 – Eintracht Brunszwik i FC Nürnberg

O ile w przypadku Eintrachtu na poziomie Bundesligi ostało się dziś jedynie dwóch graczy – Emir Bicakcić w Hoffenheim i Karim Bellarabi w Bayerze Leverkusen, z którego był wypożyczony do Brunszwiku, o tyle analiza składu Norymbergi zadziwia, bo okazuje się po czasie, że grało tam wielu naprawdę bardzo solidnych zawodników i aż dziw bierze, że nie dali oni rady utrzymać Clubu w Bundeslidze. Ale pamiętamy też okoliczności. Gertjan Verbeek robił w Norymberdze świetną robotę i pewnie by ich utrzymał, gdyby nie ciężkie kontuzje Daniela Ginczka i Timothy Chandlera. Obaj oczywiście bez problemów znaleźli w Bundeslidze nowych pracodawców. Ginczek trafił do Stuttgartu i po dojściu do formy po zerwaniu więzadeł krzyżowych zaczął grać tak, że prasa zaczęła go nawet wymieniać w kontekście kadry.  Niestety, jesienią znowu zerwał więzadła i czas pokaże, czy będzie w stanie powrócić na poziom prezentowany przed urazem. Chandler natomiast po odejściu z Norymbergi stanowił w minionym sezonie o sile Eintrachtu Frankfurt, w tym jednak nie odrywa już w nim żadnej istotnej roli, także przez nie dające mu spokoju kontuzje. Poza nimi, świetnie swoje szanse wykorzystali także Hiroshi Kiyotake, który trafił do Hannoveru a o jego klasie najbardziej świadczy zapaść 96 w sytuacji, gdy Japończyk nie może grać z powodu kontuzji. Można w ciemno zakładać, że jeśli Hannover spadnie, to Japończyk nie będzie miał problemów ze znalezieniem nowego pracodawcy w Bundeslidze. Świetnie trafili za to Marvin Plattenhardt i Niklas Stark. Obaj wylądowali w Hercie Berlin i o ile ten drugi dopiero wchodzi do zespołu (dostaje jednak minuty), o tyle ten pierwszy rozwinął się na czołowego lewego defensora w lidze i stawiam dolary przeciwko orzechom, że wkrótce zadebiutuje w kadrze Löwa. Od Hectora na pewno nie jest gorszy. No i te stałe fragmenty gry… Pewnymi punktami Augsburga są dziś Markus Feulner i Alexander Esswein, podstawowym zawodnikiem Eintrachtu Frankfurt jest ceniony w Niemczech za swą wszechstronność Makoto Hasebe, a wciąż swoją wysoką markę ma też przecież Josip Drmic, mimo nieudanych epizodów w Bayerze Leverkusen i Borussii Mönchengladbach. W Bundeslidze miejsce zachował także Maik Frantz, który w zeszłym sezonie należał do podstawowych zawodników spadającego z ligi Freiburga. W sumie 10 zawodników. Dodajcie im w bramce nieśmiertelnego Raphaela Schäfera i bardzo dobrze radzącego sobie w greckim PAOK-u Saloniki  Roberta Maka. Mieli bandę…

2014/2015 – S.C. Paderborn, SC Freiburg

Ledwie trzech zawodników z ubiegłosezonowej kadry Paderborn utrzymało się na poziomie 1. Bundesligi, z których jednak tylko jeden faktycznie należy do podstawowych zawodników swojej nowej drużyny. To Lukas Rupp z VfB Stuttgart, dla mnie osobiście jedna z największych rewelacji tego sezonu. Zawodnik wszechstronny, obdarzony świetną techniką, bardzo dobrym podaniem i niezłym odbiorem. Arcypożyteczny zawodnik i szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie dziś Stuttgartu bez niego. Znacznie mniej szczęścia (i umiejętności) mieli natomiast Elias Kachunga i Mario Vrancic, którzy trafili do ligowych beniaminków. Ten pierwszy do Ingolstadt, gdzie przepadł jak kamień w wodę, a drugi do Darmstadt, gdzie dość często korzystają z jego centymetrów w końcowych minutach meczu. To też obrazuje, jak dobrą robotę z tym klubem wykonywał Andre Breitenreiter. Przecież SC do samego końca bił się o uniknięcie degradacji.

Zupełnie inną sytuację mamy w przypadku drugiego spadkowicza. Freiburg został wręcz rozgrabiony przed tym sezonem, co nie zmienia faktu, że Christian Streich bardzo szybko poukładał pozostałe mu po zabawie klocki i dziś znów puka do bram 1. Bundesligi. I podobnie jak w przypadku Norymbergi – zwróćcie uwagę na nazwiska. Relatywnie największą karierę robi Stefan Mitrović, który trafił do belgijskiego Gent. Tam jest podstawowym środkowym obrońcą, a w najbliższym czasie stanie naprzeciw Maksa Krusego czy Andre Schürrlego, by powstrzymywać ich ofensywne zapędy w 1/8 LM.  Doskonale wylądował także Roman Bürki, który na zasadzie klauzuli wykupu przeszedł do Borussii Dortmund, gdzie jest podstawowym bramkarzem i w LM zamelduje się już za 7 miesięcy. Centralną postacią Herthy stał się z miejsca Vladimir Darida, słynący w Bundeslidze z tego, że wręcz połyka przestrzeń i pokonuje w trakcie meczu niewyobrażalne ilości kilometrów. Do tego ma mocne uderzenie z dystansu i kapitalnie reguluje tempem akcji berlińczyków. Absolutne serce rewelacji sezonu. Swoje dobre chwile miewał na jesieni też Admir Mehmedi, który jest póki co jednak tylko „luksusowym rezerwowym” w Bayerze Leverkusen. Znacznie więcej obiecywałem sobie natomiast po występach Jonathana Schmida w Hoffenheim. To bardzo dobry piłkarz, ale chyba wrósł już (w złym tego słowa znaczeniu) w Hoffenheim i gra w nim o klasę gorzej niż we Freiburgu. Dołóżmy jeszcze grywającego do niedawna w podstawowej jedenastce Hannoveru Olivera Sorga, (za) rzadko wykorzystywanego w tym samym klubie Feliksa Klausa i rotowanego przez Breitenreitera w Schalke Saschę Riethera i – podobnie jak w przypadku Norymbergi – otrzymamy zespół, który spokojnie powinien był sobie poradzić z utrzymaniem się w lidze.

No to podsumujmy. Wyobraźcie sobie taką jedenastkę:

Trapp – Plattenhardt, Heintz, Mitrović, Weiser – Geis, Rupp, Darida – Podolski, Ginczek, Mehmedi. W rezerwie: Horn lub Bürki, Baba, Orban , Riether, Clemens, Sorg, Schmid, Drmić…

O co by grali w Bundeslidze? Czy przypadkiem nie o puchary? Bo z utrzymaniem nie mieliby przecież najmniejszego problemu. Przynajmniej na papierze…