Dortmundzkie deja vu w Mönchengladbach?

Tomasz Urban
Tomasz Urban

Oglądając w niedzielę mecz Borussii Mönchengladbach z FSV Mainz nie mogłem się opędzić od myśli, że przez te 90 minut oglądam mecz Borussii Dortmund sprzed roku. Pierwsza połowa bardzo słaba i rywal wychodzi na prowadzenie, druga dobra (nawet bardzo) z wieloma świetnymi sytuacjami i gdy wydaje się, że za chwilę Gladbach przechyli szalę na swoją stronę, bramkę znikąd zdobywają goście, po czym gra Borussii całkowicie się rozsypuje i to przyjezdni są bliżej trzeciego gola niż gospodarze wyrównania. Na koniec wychodzi trener i mówi, że będzie lepiej, tylko potrzeba pracy i cierpliwości a zawodnicy zrzucają wszystko na karb swojej nieskuteczności. Deja vu jak w mordę strzelił.

Ale to nie koniec analogii. Tak jak Dortmund rok temu stracił Roberta Lewandowskiego – napastnika, na którym bazowała cała gra ofensywna – tak z Borussii Mönchengladbach odszedł spełniający u Źrebaków identyczną rolę Max Kruse. Tak jak na miejsce Lewego do Dortmundu sprowadzono wielce obiecującego Ciro Immobile, tak i w Mönchengladbach cieszono się z transferu Josipa Drmicia. I tak jak Immobile w Dortmundzie, tak Drmic w Gladbach siedzi póki co na ławce, a w meczu, w którym Gladbach potrzebuje goli, wchodzi na plac gry dopiero w 81. minucie. Dlaczego tak późno? Favre chłodzi nastroje wokół niego mówiąc, ze musi się jeszcze nauczyć sposobu gry nowego zespołu, bo zbyt często podejmuje na boisku złe decyzje. Po Drmiciu widać, że się stara. W meczu z Dortmundem próbował szukać piłki w tych sektorach boiska, co Kruse, schodził głęboko pod środkową linię, ale albo tej piłki nie znajdował, albo zagrywał ją do rywala, z czego wynikały groźne kontry gospodarzy. Na ten moment nie jest to napastnik, który byłby lekarstwem na bolączki Borussii, mimo iż gołym okiem widać, że napastnik z krwi i kości jest w zespole Favre’a niezbędny.

Co dalej? Skuteczność. Dortmund w tamtym sezonie stwarzał sobie w niemal każdym meczu kilka absolutnie czystych sytuacji bramkowych, których jednak nie potrafił wykorzystywać, a efekt był taki, że rywale trafiali do siatki BVB przy pierwszej nadarzającej się do okazji i wygrywali mecz. W meczu z Mainz Źrebaki przeżyły niemal to samo, a gol na 2:1 był w tym kontekście wręcz symboliczny.

Wreszcie kontuzje. Pamiętacie z pewnością, jak Dortmund nie mógł wyjść z plagi urazów, w którą wpadł w zasadzie już na początku sezonu? A to Hummels, a to Subotić, a to Reus, a to… a w zasadzie możecie sobie wpisać, kogo tylko chcecie. Zespół Favre’a w ostatnich sezonach zdecydowanie najlepiej radził sobie z kontuzjami. Sumując liczbę dni, podczas których poszczególni zawodnicy byli kontuzjowani, wychodzi, że Gladbach to najlepiej pod tym względem prowadzony klub w całej lidze. Od kilku lat wykazują w tym aspekcie najniższe wartości. Tymczasem u progu sezonu poza grą są podstawowi środkowi obrońcy z minionego sezonu – Martin Stranzl i Alvaro Dominguez, uraz leczy ważny dla rotacji Andre Hahn, a na dokładkę tydzień temu „posypał się” Fabian Johnson – podstawowy lewoskrzydłowy w ubiegłym sezonie. Dodajmy do tego odejścia Christopha Kramera i Maksa Krusego i okaże się, że z podstawowej jedenastki Gladbach z minionego sezonu u progu sezonu brakuje 5-6 zawodników. Sporo.

mainz

Źrebaki zostały zabiegane. Borussia Favre’a słynie z dużej ilości przebieganych kilometrów, ale 125 kilometrów przebiegnięte przez Mainz to wynik wręcz niewyobrażalny. Niemal w każdej statystyce Gladbach było lepsze. A, jeszcze jedno – procent posiadania. 69 do 31 na korzyść gospodarzy. Pisałem już, że posiadanie jest przereklamowane?

W te właśnie tony uderza Favre tłumacząc przyczyny pierwszych niepowodzeń. Prasa niemiecka, bzując na słowach Szwajcara, pisze o braku automatyzmów w grze Borussii. To, co w ubiegłym sezonie przychodziło zespołowi na boisku w sposób naturalny i oczywisty, w tym nie przychodzi mu w ogóle. Na łamach kickera Favre uskarża się przede wszystkim na grę defensywną całego zespołu, a nie samej linii obronnej. Tutaj dostrzega największe braki i konieczność powrócenia do schematów obowiązujących w ubiegłym sezonie. Rywale zbyt łatwo przedostają się na przedpole bramki Borussii, która przecież słynęła w minionym sezonie z perfekcyjnie zorganizowanej defensywy (mecze z Bayernem zakończono z zerowym kontem po stronie strat), co z kolei stanowiło bazę do wyprowadzania arcygroźnych i charakterystycznych dla stylu drużyny kontr. Widać to było wyraźnie zwłaszcza w spotkaniu w Dortmundzie, w którym gospodarze mieli mnóstwo czasu na podejmowanie boiskowych decyzji. Gracze Gladbach pozostawiali gospodarzom zbyt wiele wolnego miejsca i sprawiali wrażenie ciągle spóźnionych w swych interwencjach. Brakowało agresji i zdecydowania. Zresztą popatrzmy na liczby. W dwóch kolejkach Borussia straciła aż 6 goli. W ubiegłym sezonie szóstą bramkę rywale strzelili Źrebakom dopiero w kolejce nr 11…

Wchodząc w szczegóły nie sposób jednak nie zauważyć, że póki co Sommer nie broni już rzeczy niemożliwych do obrony, a w ubiegłym sezonie takiego strzału jak Reusa przy pierwszej bramce dla BVB raczej by nie wpuścił. W ubiegłym sezonie wykazywał największy procent obronionych strzałów w całej BL (blisko 90%), póki co na 10 strzałów w światło swojej bramki zatrzymał tylko 4… Ciężką naukę pobierają także u progu sezonu dwaj młodzi środkowi obrońcy – Christensen i Schulz, daleki od swojej normalnej dyspozycji jest jeszcze znany ze swych ofensywnych zapędów Wendt, który póki co niewiele daje zespołowi w grze do przodu, a i z tyłu zdarza mu się popełniać proste błędy. Znacznie więcej obiecywałem i obiecuję sobie nadal po Stindlu, który póki co szuka dopiero swojego miejsca na boisku i nie bierze na siebie gry w takim stopniu, w jakim zwykł to robić w Hannoverze. Albo inaczej – na razie jest zdominowany przez Xhakę, który próbuje chyba robić na boisku więcej niż powinien. Popatrzcie na te grafiki

stindlam

Podania Larsa Stindla w atakowej tercji w meczu z Mainz. 11 na 11, jedna wykreowana szansa i jedna asysta. Stindl faktycznie umie podać, ale podejmuje jeszcze zbyt mało ryzyka. Większość podań to zagrania w boczne sektory boiska. Tymczasem Xhaka…

xhakaam

Tylko 13 celnych na 25 wykonanych, ale zwraca ilość prostopadłych zagrań, z których jednak niewiele doszło celu. Kto tu jest „6”, a kto „8”?

I jeszcze heatmapa Stindla pokazująca, jak daleko od bramki rywala gra w Gladbach były kapitan Hannoveru, który potrafi przecież strzelać gole po wejściach z drugiej linii w pole karne rywala:

stindlheatm

Stindla ściągnięto do Borussii także po to, by dał zespołowi więcej w ofensywie, niż Kramer. Ciężko  będzie jednak o to w sytuacji, gdy Stindl nie będzie atakował pola karnego rywala…

Wiele osób upatruje problemów Borussii w nieudanym okienku transferowym. Rzeczywiście, trudno powiedzieć, by Borussia się wzmocniła w porównaniu do poprzedniego sezonu, mimo wydania ok 30 milionów €. Co najwyżej można mówić o zachowaniu stanu posiadania, choć i o takie stwierdzenie trudno, bo o ile Kramer i Stindl to mniej więcej podobna półka (choć oczywiście różnią się sposobem gry), o tyle utraty Krusego nie udało się zrekompensować pozyskaniem Drmicia. Owszem, kadrę znacząco poszerzono – właściwie na każdej pozycji Borussia ma dwóch lub nawet trzech zawodników mogących tam grać – pytanie tylko, czy taśmowe pozyskiwanie nastolatków to faktycznie dobry pomysł przed sezonem, w którym przyjdzie Borussii rywalizować w Lidze Mistrzów. Już początek sezonu wskazuje, że to wcale nie takie proste wprowadzić do składu młodego zawodnika na odpowiedzialną pozycję, nawet takiego, który uznawany jest za piekielnie zdolnego jak Christensen.  Jakiś miesiąc temu w prasie związanej z Gladbach (Express, der Westen czy Rheinische Post) można było przeczytać, że kadra Borussii została zamknięta. Favre dawał co prawda w niektórych wywiadach do zrozumienia, że trochę brakuje w zespole doświadczenia, ale Eberl wydawał się pozostawać niewzruszony. Aż do zeszłego tygodnia: – Nigdy nie mówiłem, że nie zrobimy już żadnego transferu. Do końca sierpnia może się jeszcze coś wydarzyć… . No to czekamy, choć wygląda to trochę na gaszenie pożaru. Aż niepodobne do Eberla.

Do tego wszystkiego dodajmy problemy w ofensywie – słabo dysponowanego Raffaela, nieskutecznego do bólu Hazarda oraz chaotycznego Traore i bieżący obraz Gladbach będzie kompletny. Dużo pracy czeka jeszcze Favre’a przed zaczynającą się w połowie września Ligą Mistrzów, by Borussia wróciła na właściwe tory i nie powtórzyła w lidze tego, co stało się w zeszłym sezonie udziałem jej imienniczki z Dortmundu. Póki co Favre uspokaja i mówi, że aż tak źle nie będzie. I trudno mu nie wierzyć, to przecież fantastyczny fachowiec, który niejednokrotnie udowadniał, że wie, co robi. Poza tym – aby zakończyć z lekką nutką optymizmu – w ubiegłym sezonie w meczach z Dortmundem na wyjeździe i Mainz u siebie Gladbach uzbierała raptem jeden punkt. Czyli tylko o… jeden więcej, niż w sezonie obecnym. Jeszcze wszystko można nadrobić.