Klopp z Alp, de Bruyne znikąd i podrobione 04, czyli FC Ingolstadt na salonach

Tomasz Urban
Tomasz Urban

Schalke 04, BVB 09, Bayer 04, 1860 Monachium. Znacie tę typową dla niemieckich klubów nomenklaturę mającą dumnie obwieszczać, jak długą tradycję mają poszczególne kluby. Liczby stojące przy właściwych nazwach określają datę założenia danego klubu, choć –  jak udowadniał Uli Hesse w Torze – nie zawsze jest to zgodne ze stanem faktycznym. W każdym bądź razie początki zdecydowanej większości niemieckich klubów piłkarskich datują się rzeczywiście na końcówkę XIX i początki XX wieku. FC Ingolstadt nie chciało być gorsze i w oficjalnej nazwie klubu także używa członu 04. Na pierwszy rzut oka wszystko gra. Jest tylko jeden szkopuł. Klub z miasta Audi został założony nie w 1904 roku jak Schalke, a całe sto lat później. Tradycji kupić nie można, ale można spróbować ją podrobić.

Oczywiście nie oznacza to, że przed założeniem FC Ingolstadt 04 piłka nożna w tym urokliwym 130-tysięcznym miasteczku w centrum Bawarii (byłem, zwiedzałem, gorąco polecam) nie istniała. Wręcz przeciwnie, w mieście funkcjonowały dwa kluby – MTV Ingolstadt i ESV Ingolstadt które w wyniku fuzji w 2004 utworzyły obecny twór. Co ciekawe, zarówno MTV jak i ESV miały nawet w swojej historii krótkie epizody w 2. Bundeslidze (na przełomie lat 70-tych i 80-tych). Nie jest zatem tak, że Bundesliga trafiła na piłkarską pustynię. Do biegu ku Bundeslidze FC wystartował z czwartego szeregu. W drugim roku działalności udało się awansować do Regionalligi (wówczas trzeci poziom), potem zaczepiono się do nowoutworzonej III ligi, a od sezonu 2010/2011 FC Audi – jak nieco prześmiewczo mówi się o FCI04 – nieprzerwanie aż do końca ubiegłego sezonu grał w 2. Bundeslidze.  A propos Audi – nie ma co ukrywać, że klub w znacznym stopniu uzależniony jest od spółki-córki koncernu Volkswagena i bez jego wsparcia ani awans do Bundesligi, ani rozwój infrastrukturalny nie byłyby możliwe. Oficjalnie koncern posiada prawie 20% udziałów w klubie (choć te de facto należą do spółki-córki Audi, czyli do quattro GmbH), ma jednak oczywiście decydujący głos w sprawach klubu, co nieco kłóci się z obowiązującą w Niemczech zasadą 50+1, ale tylko w wymiarze moralnym. W sześcioosobowym zarządzie klubu rozkład głosów wynosi 3 do 3. Oficjalnie, bo w praktyce sprawa wygląda tak, że wiceprezydent klubu zasiadający w zarządzie właśnie z ramienia FCI – Andreas Schleef przez 35 lat był członkiem zarządu Audi a także szefem Seata…

audi-sportpark

Bundesliga w szczerym polu? Nie do końca. Coś tam już tu zbudowali…

Budowa Audi-Sportpark, gdzie swoje mecze rozgrywają piłkarze FC, była efektem pożyczki zaciągniętej od miasta przez prezydenta klubu i inspiratora powstania FC Ingolstadt 04 – Petera Jackwertha. Zresztą nie miał innego wyjścia – dawny stadion ESV został warunkowo i tylko na dwa lata dopuszczony do rozgrywania na nim meczów 2. Bundesligi. Kredyt na 25 mln € natychmiast został sprzedany Audi, a klub spłaca go koncernowi po znacznie bardziej preferencyjnych warunkach niż spłacałby go miastu. Jego właścicielem i operatorem jest spółka Audi Immobilien Verwaltung GmbH, której podlegać będzie także budowany właśnie kompleks treningowy wraz z budynkiem. Powstały w 2011 bardzo kameralny jak na Niemcy (15,5 tysiąca widzów) stadion ma 9 tysięcy miejsc siedzących i 6 tysięcy stojących. Zaprojektowany jest on jednak w taki sposób, że w razie potrzeby może zostać rozbudowany – albo do 22, albo nawet do 30 tysięcy. Potrzeby póki co nie ma, bo FC Ingolstadt dopiero szuka w mieście swojej tożsamości. Podczas gdy w Dreźnie na trzecioligowe Dynamo regularnie chodzi po 25 tysięcy osób, na Kolonię w 2. Bundeslidze zachodziło nawet i po 45 tysięcy kibiców, o tyle w Ingolstadt średnia widzów za poprzedni sezon wyniosła niewiele ponad 9 tysięcy… Niemiecki Sky prezentuje przed sezonem tzw. checki z każdego klubu. Byli piłkarze Bundesligi – mniej znany Torben Hoffmann (m.in. Freiburg i TSV 1860) w parze z kultowym Stefanem Effenbergiem przemierzają Niemcy (czasem też Austrię i Szwajcarię), by odwiedzić przed sezonem poszczególne kluby, porozmawiać z szefostwem i trenerami o planach na nowy sezon i zapoznać się z klubową infrastrukturą. Effe miał niezły ubaw wchodząc na teren boiska treningowego Ingolstadt, kiedy za barierkami okalającymi plac ujrzał… 6 kibiców i z rozrzewnieniem wspominał czasy, kiedy zejście z płyty treningowej Bayernu trwało niemal tyle samo, co sam trening, bo trzeba było jeszcze przecież cierpliwie podpisywać autografy…

Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że Ingolstadt to taki sam koncernowy twór jak Wolfsburg czy RB Lipsk. Oczywiście, bez koncernu nie byłoby wielkiej piłki w Ingolstadt, ale Die Schanzer nie ociekają milionami jak oba wyżej wspomniane kluby. Poza tym Audi mocno wrosło w krajobraz miasta, co czwarty jego mieszkaniec jest pracownikiem firmy. Ale i tak – mimo mocnego wsparcia ze strony Audi (czyli tak naprawdę Volkswagena) FCI04 to wciąż ubogi i daleki krewny Bayernu czy Wolfsburga także wspieranych przez VW, tyle że w zacznie szerszym wymiarze. Koncern daje klubowi wędkę, a nie ryby. Audi zainwestowało w infrastrukturę, stworzyło klubowi kapitalne warunki do rozwoju, nie rozrzuca jednak banknotów na lewo i prawo. Ingolstadt to nie żadne eldorado. Budżet płacowy w 2. Bundeslidze wynosił zaledwie 8,5 mln €, czyli mniej więcej tyle, ile w Schalke zarabia(ł) kompletnie bezużyteczny Kevin-Prince Boateng. Po awansie do 1. Bundesligi szacowana pula na płace ma wzrosnąć do 18,5 mln € za sezon, wciąż jednak nie są to oszałamiające pieniądze w skali ligi, mniejsze około dwukrotnie od tych, jakimi dysponują w Bundeslidze mocne średniaki pokroju VfB Stuttgart, Werderu Brema czy (o zgrozo) Hamburgera SV.  Mimo szumnych zapowiedzi prasy (Tagesspiegel pisał nawet parę miesięcy temu, że budżet płacowy wzrośnie z 20 mln € do 45…) i straszenia czołówki ligi nowym tworem, na wzmocnienia przed debiutem w Bundeslidze wydano w sumie nieco ponad 3 mln €. Diabelnie mało jak na domniemanego krezusa, prawda?

aufstiegsfeier

A jednak są jacyś kibice…

Sportowa hossa FCI04 ropoczęła się 4. października 2013 roku. Skąd ta data? Sezon 2013/2014 zaczął się dla klubu fatalnie. Marco Kurz – który wcześniej zupełnie sknocił robotę w Hoffenheim – doprowadził klub do ostatniego miejsca w tabeli, z 9 meczów ligowych wygrywając tylko jedno. Dyrektor sportowy klubu – były piłkarz Schalke 04 i Bayernu Monachium – Thomas Linke postawił zatem na Austriaka Ralpha Hasenhüttla, który wcześniej nieźle radził sobie w małych klubach, taki jak VfR Aalen (wywalczył awans do 2. Bundesligi) czy SpVgg Unterhaching. Ten na miejscu zastał asystenta najwyższej klasy, bo przecież Michaela Henke większość z nas pamięta jako zaufanego współpracownika Ottmara Hitzfelda z okresu jego pracy w Borussii Dortmund i w Bayernie Monachium. Klopp z Alp (bo taki przydomek sobie wypracował sobie Hasenhüttl) pokazał, że zna się na swojej robocie doskonale. Wydźwignął na koniec sezonu Ingolstadt na miejsce dziesiąte, a w minionym sezonie został „bohaterem we własnym domu” wygrywając 2. Bundesligę i awansując do najwyższej klasy rozgrywkowej, oczywiście po raz pierwszy w historii miasta.

Hasenhüttl nie kryje w wywiadach, że wzoruje się na Kloppie. Swego czasu pojawiał się nawet incognito w Dortmundzie, by z ukrycia podglądać treningi Borussii. Zachwyca go sposób prowadzenia zespołu przez Kloppa, wyciąganie maksa z każdego zawodnika. Sam też nie jest tyranem, woli układać sobie relacje z zespołem na zasadach partnerskich i okazywać swoim podwładnym zaufanie. Nie oznacza to jednak, że boi się trudnych decyzji. Przez otoczenie uznawany jest za człowieka oddanego piłce bez reszty, a jednocześnie uczciwego i sprawiedliwego. Przygotowując się do tekstu przeczytałem kilkanaście wywiadów z Austriakiem, z których wyłania się obraz człowieka bardzo konkretnego, z jasną i klarowną wizją, który doskonale wie czego oczekuje od swoich podwładnych i twardo stąpa po ziemi. Nic nie jest starsze niż zakończony właśnie mecz i nic nie jest tak odległe jak mecz po tym najbliższym. Piłka nożna to tu i teraz. Ładne, prawda? To trener, który potrafi przyznać się przed swoimi piłkarzami do błędów w założeniach taktycznych na dany mecz, ale też potrafi ich ostro zrugać, jak po ostatnim pucharowym meczu przeciwko Unterhaching, kiedy to wygarnął im, że zagrali w sposób niegodny klubu z Bundesligi i zasłużenie odpadli z drużyną z Regionalligi.

henke hasenh

Jestem pewien, że kibice BVB i Bayernu rozpoznają tego pana po lewej… (po prawej oczywiście Ralph Hasenhüttl)

Co cechuje futbol sygnowany przez Hasenhüttla? Wysoki pressing i jak najszybsze przejście z fazy defensywy do ofensywy, czyli tzw. schnelles Umschaltspiel. Jak kloppowa Borussia za swoich najlepszych czasów. Twierdzi, że Ingolstadt nawet w 1. Bundeslidze nie zmieni swojej filozofii gry i jest przekonany, że dzięki niej uda się nieraz zaskoczyć kilka potencjalnie mocniejszych klubów. Wyjściowym ustawieniem u Hasenhüttla jest system 4-3-3 a centralną figurą zespołu jest 24-letni Pascal Groβ, czyli Kevin de Bruyne 2. Bundesligi jak się o nim często w Niemczech pisze. Tak, nie tylko u nas wymyśla się tego typu porównania (serdecznie pozdrawiam tego, kto z Gerarda Bieszczada zrobił Gerarda… Bieszczad. Genialne w swej prostocie J). Nie ma się jednak co krygować słysząc takie zestawienie nazwisk, bo Groβ w minionym sezonie do 7 zdobytych goli dorzucił jeszcze 23 asysty. Świetnie bije stałe fragmenty gry, nieźle radzi sobie w defensywie i tylko czekać, gdy sięgnie po niego ktoś większy, o ile oczywiście choć w 30% powtórzy statystyki z 2. Bundesligi. Zresztą już w lecie chrapkę na niego miało już kilka klubów z 1. Bundesligi (m.in. Borussia Mönchengladbach).  Ale Ingolstadt to nie tylko on. Hasenhüttl znalazł odpowiedni balans między defensywą a ofensywą. Ta pierwsza dopuściła do straty jedynie 32 bramek w całym sezonie, ta druga zaś była obok Bochum najskuteczniejsza w całej lidze. Na środku defensywy królowała para Marvin Matip – Benjamin Hübner. Ten pierwszy wygrał procentowo najwięcej pojedynków w całej lidze, ten drugi zwrócił swoją bardzo dobrą grą uwagę klubów z 1. Bundesligi, m.in. Mainz i Eintrachtu Frankfurt, wcale jednak nie dlatego, że dyrektorem sportowym we Frankfurcie jest jego ojciec Bruno, który zresztą starał się jak najbardziej zdystansować od tego pomysłu na ten transfer.  Do rywalizacji dobrano im bramkostrzelnego Romaina Bregerie z Darmstadt (6 goli w minionym sezonie), a kibice z niecierpliwością będą czekać na powrót do zdrowia lewego obrońcy Danilo Soaresa, uznanego w minionym sezonie za najlepszego bocznego obrońcę w 2. Bundeslidze. Niestety, Brazylijczyk musiał się poddać operacji stawów palców u nóg i do października jest wyłączony z treningów.

fci04

Tak może w tym sezonie wyglądać podstawowa 11 FC Ingolstadt 04

W drugiej linii, poza Groβem, warto rzucać okiem na Maxa Christiansena, pozyskanego w okienku zimowym z Hansy Rostock. 19-letni defensywny pomocnik dysponuje wg mediów ogromnym talentem i kto wie, czy nie wywalczy sobie z czasem stałego miejsca u boku wspomnianego wcześniej Groβa.

A ofensywa? To nie tylko Groβ, ale także trójka Leckie – Lex – Hinterseer. Każdy z nich potrafi kopnąć piłkę do bramki. W sumie w minionym sezonie ich łupem padło 25 goli, do których dołożyli jeszcze 10 asyst. O miejsce w składzie rywalizował będzie z nimi znany z występów w S.C. Paderborn Elias Kachunga, póki co jednak Hasenhüttl mówi, że musi sobie przyswoić naczelną dewizę gry jego zespołu, która brzmi – Jak straciłeś piłkę, to zapier…! Wg insiderów Kachunga na razie zamiast zapier…, rozkłada ręce w stronę partnerów. A Hasenhüttl tego bardzo nie lubi…

No to co z tym Ingolstadt? Utrzymają się w lidze? Myślę, że mają na to znacznie większe szanse niż Darmstadt. W Niemczech krąży opinia, że Ingolstadt to taki Augsburg w wersji 2.0. Sam Hasenhüttl nie odżegnuje się od takich porównań. Kiedy dziennikarze wypytują go o marną frekwencję na Audi-Sportpark odpowiada, że pamięta czasy, gdy pojawiał się z Aalen na stadionie FCA i grał dla 4 tysięcy widzów. Nie tak dawno Christian Heidel zadawał publicznie sarkastyczne pytanie o to, kogo w Bundeslidze obchodzi mecz Hoffenheim z Ingolstadt. Cytując Sida z Epoki Lodowcowej odpowiem, że mnie ździebko obchodzi. Tak jak i Hasenhüttl jestem ciekaw, jak daleko Ingolstadt jest w stanie zajść ze swoją filozofią gry. Jestem ciekaw, czy Groβ, Danilo i Christiansen to nowe Geisy, Baby i Weigle. Wreszcie jestem ciekaw samego Hasenhüttla. Pójdzie drogą Breitenreitera i obejmie za rok jakiś większy klub? Życzę mu tego.