Lilie z pustyni

Tomasz Urban
Tomasz Urban

Tak mi się życie ułożyło, że pracowałem i mieszkałem kiedyś w Darmstadt. Szczerze? Pipidówa. Jak na niemieckie realia miasto nie robi właściwie żadnego wrażenia. Ani specjalnie duże, ani urokliwe. Taki tam podfrankfurcki Zgierz. No dobra, trochę przesadzam, bo takiego budynku jak Waldspirale nie uświadczycie pewnie nigdzie indziej na świecie i warto go zobaczyć na własne oczy, ale serio – jeśli chodzi o całokształt, to szału ni ma. Jak ma się chwilę wolnego, to lepiej wsiąść w samochód lub w pociąg i przejechać się te 30 kilometrów na północ – do Frankfurtu. Ciekawe miejsca w mieście można zwiedzić w godzinkę z okładem, a i sportowo do niedawna nie było na czym oka zawiesić. Piłkarska pustynia. Aż tu nagle, w kilka lat, na tejże pustyni cudem wyrosły Lilie. I zapamiętajcie słowo-klucz czyli „cud”. Przyda Wam się jeszcze kilkukrotnie podczas czytania tego tekstu.

Waldspirale

Waldspirale w Darmstadt. Mieszkałbym.

Sezon 2010/2011. SV Darmstadt 98 zajmuje pierwsze miejsce w Regionallidze i awansuje na szczebel centralny do 3. Bundesligi. Tam początkowo radzi sobie jako tako – w pierwszym sezonie dość pewnie ratuje się przed spadkiem, ale w drugim – jak to zazwyczaj w przypadku beniaminków bywa – idzie jak po grudzie. W grudniu 2012 do klubu przychodzi Dirk Schuster – legenda Karlsruher SC, który ma za sobą średnio udaną trenerską przygodę ze Stuttgarter Kickers. Darmstadt ostatecznie plasuje się na miejscu spadkowym, ale po czasie okazuje się, że zostają w lidze, bo Kickersowi Offenbach nie przyznano licencji. W sezonie 2013/2014 Liliom szło już znacznie lepiej i ostatecznie udało się wywalczyć trzecie miejsce, co zapewniało miejsce w barażach o 2. Bundesligę. Rywalem – faworyzowana Arminia Bielefeld, drużyna niecierpiąca stabilizacji, najpopularniejsza w Niemczech „winda” krążąca od wielu lat między ligami. Pierwszy mecz w Darmstadt właściwie pogrzebał nadzieje Lilii, bo przecież porażka 1:3 na własnym boisku w pierwszym spotkaniu nie może nastrajać optymistycznie przed rewanżem. Ale nie poddamy się! Chcemy w rewanżu zagrać porządny mecz! – mówił na pomeczowej konferencji Dirk Schuster. Sam się chyba jednak nie spodziewał, jak bardzo porządny mecz swojego zespołu przyjdzie mu zobaczyć. Arminia od początku sprawiała wrażenie niepewnej, czekającej na to, by te cholerne 90 minut jak najszybciej się skończyło. Po 50 minutach meczu było już 0:2 i nawet strzelenie kontaktowego gola nic gospodarzom nie dało. 10 minut przed końcem goście odrobili straty i jasnym się stało, że przewaga psychologiczna jest teraz po ich stronie. W dogrywce jednak kolejny zwrot. W 110. minucie Kacper Przybyłko strzelił na 2:3 i kibiców Arminii ogarnęła euforia. Aż do drugiej minuty doliczonego czasu gry …

I to wcale nie był koniec emocji w tym meczu. Arminia miała jeszcze rzut wolny niemalże z linii pola karnego, który jednak w fatalny sposób zmarnowała i tym sposobem wprawiła całe Darmstadt w stan wyjątkowy, zwłaszcza kibiców SVD98 obecnych na stadionie. Ekstaza poniosła ich bowiem tak mocno, że przypadkiem spalili część swoich flag wywieszonych na sektorze stadionu w Bielefeld… Mecz z gatunku tych, jakie się zapamięta na bardzo długo.

Bieżący sezon miał być ciężką walką o przetrwanie. Oczywiste, że drużyna która dostanie się do ligi nawet nie tyle kuchennymi drzwiami, co przeczołga się do niej przez lufcik w strychu, będzie stała w pierwszym rzędzie zespołów, które medialny pluton egzekucyjny odstrzeli z powrotem na niższy poziom. Tymczasem podopieczni Schustera wbrew wszelkim zapowiedziom i swoim oczekiwaniom od samego początku sezonu usadowili się w czołówce i nie opuszczali jej w zasadzie ani na chwilę. Najniższe ich miejsce w tym sezonie to siódme po drugiej kolejce, zaś w sumie aż 21 kolejek spędzili na miejscach dających awans do 1. Bundesligi. Swój cel, czyli 41 punktów, osiągnęli już w lutym i w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku mogli przygotowywać się do sensacyjnego szturmu na 1. Bundesligę. Byłem święcie przekonany, że prędzej czy później czegoś im w końcu zabraknie – pary, doświadczenia, determinacji. Ale nie, nie zabrakło, a po ograniu Kaiserslautern w domu i Karlsruhe na wyjeździe stało się jasne, że cele, które postawiono przed zespołem na początku sezonu zostały postawione na głowie. Jak się po czasie okazało, wystarczyło wygrać niedzielny mecz w Fürth, by móc już teraz wraz z Ingolstadt cieszyć się z awansu. Pierwsza piłka meczowa, mimo obecności aż czterech tysięcy kibiców na meczu wyjazdowym, została jednak zmarnowana. W niedzielę czas na drugiego i ostatniego meczbola. Naprzeciw gospodarzy i ich marzeniom stanie wciąż walcząca o utrzymanie i będąca w ostatnim czasie w świetnej formie ekipa St. Pauli z Waldemarem Sobotą na… ławce. Pójdzie na noże…

Jeśli Liliom uda się wygrać, to po raz trzeci w swej historii zameldują się one w najwyższej klasie rozgrywkowej. Poprzednie dwa razy miały miejsce w latach 1978 i 1981, ale klub nie był na nie ani organizacyjnie, ani infrastrukturalnie przygotowany. Piłkarzy SV nazywano Feierabendprofis, czyli „zawodowcami po godzinach”, bo zdecydowana większość z nich, mimo grania w Bundeslidze, wciąż traktowała futbol jako sposób na… dorobienie do regularnej pensji otrzymywanej za ciężką pracę swoich zakładach. Po pierwszym awansie nastąpiło dobrze nam w Polsce znane od lat pospolite ruszenie, bo nagle okazało się, że stadion nie przystaje do wymagań stawianych klubowi przez DFB. Musiano go powiększyć. Trybuna przeciwległa do honorowej została powiększona o 36 stopni po to, by osiągnąć wymaganą pojemność 30 tysięcy. Stadion warunkowo dopuszczono, a trzy lata później problem z infrastrukturą powrócił, bo DFB nie chciała już odpuścić w kwestii oświetlenia. Zainstalowano i oświetlenie i… to w zasadzie po dziś dzień wszystko. Od 1982 roku stadion nie zmienił się praktycznie ani o jotę. I wygląda dziś tak, że Ruch Chorzów wcale nie musi się za bardzo wstydzić swojego domu przy Cichej:

da-stadion

Stadion SV Darmstadt 98. Powiedzmy sobie szczerze – klimatyczny, ale ohydny.

Ciekawostką jest fakt, że piłkarzem Darmstadt był w tamtym okresie czasu legendarny Koreańczyk z Południa Bum-Kun-Cha, ojciec Cha Du-ri, którego większość kibiców Bundesligi kojarzy na pewno z nie tak dawnych występów w Eintrachcie Frankfurt. Bum-Kun-Cha zdołał jednak w barwach SV rozegrać ledwie jeden mecz, po czym dostał wezwanie od koreańskiej armii i tyle było z niego pożytku. Potem wrócił i stał się jednym z symboli lat 80-tych w Bundeslidze, strzelając w 307 meczach dla Eintrachtu i Bayeru Leverkusen 108 bramek.

Drugi spadek kosztował Darmstadt bardzo wiele, przede wszystkim pod względem finansowym. Klub popadł w kolosalne długi sięgające kilkunastu milionów marek i wielokrotnie stawał w obliczu bankructwa. Jeszcze w 1988 zdobyto się na łabędzi śpiew i walczono w barażach o powrót do raju, ale lepszy okazał się Waldhof Mannheim, a Darmstadt na dłuższy czas pożegnało wielką piłkę kursując najczęściej między trzecią a czwartą ligą.

Pamiętacie, co mówiło się rok temu o Paderborn, że to najdziwniejszy beniaminek wszechczasów? Podśmiewano się z zakazu gry w po zmroku, z największego w całej lidze placu parkingowego dla… rowerów, z pracowników biura klubowego w liczbie… jeden, wreszcie z budżetu płacowego.  Darmstadt to podoobny przypadek. Roczny budżet płacowy całej kadry wynosi tyle, ile sam Bastian Schweinsteiger zarabia w pół roku, czyli 5 milionów €. Dla porównania – RB Lipsk całkiem niedawno sprowadziło do siebie Daviego Selke za 8 mln €… Dirk Schuster zdaje sobie sprawę z tego, że mecz z St. Pauli to dla jego klubu bój o przyszłość. Przytomnie zauważa w wywiadach, że w przyszłym sezonie nie ma praktycznie szans, aby powtórzyć bieżące wyniki, a na dłuższą metę Darmstadt nie będzie w stanie konkurować z czołowymi klubami w tej lidze. It’s now or never. Także na skutek wyników osiąganych przez piłkarzy, miasto wystarało się o dodatkowe środki pozyskane z budżetu Hesji na przebudowę szkaradnego Merck-Stadion am Böllenfalltor. Udało się pozyskać tą drogą 10,5 mln €, miasto obiecuje wydać kolejne 14 i w lecie 2016 dom Lilii powinien się prezentować zgoła inaczej. A przebudowa jest absolutnie konieczna, bo na ten moment tylko 4 tysiące miejsc na mogącym obecnie pomieścić 19 tysięcy osób stadionie to miejsca siedzące. O ile Audi-Sportpark w Ingolstadt pachnie jeszcze niemal świeżością (15-tysięczny stadion oddano do użytku w lipcu 2010 roku), o tyle stadiony w Darmstadt i Karlsruhe zabrałyby kibiców Bundesligi w sentymentalną podróż do lat 80-tych i 90-tych minionego wieku, kiedy to na stadion trzeba było przychodzić z lornetką, by zobaczyć dokładniej to, co dzieje się na murawie.

Ogromnym kapitałem SVD98 są jednak kibice. Do Fürth w minioną sobotę wybrało się ich aż 4 tysiące. W Niemczech znani są oni z kapitalnych opraw, a w Fürth pokazali pełnię swoich możliwości. Sektorówka z podobizną Dirka Schustera (choć powiem szczerze – na moje oko to owo podobieństwo zbyt wielkie nie jest) robi naprawdę kolosalne wrażenie. Zresztą sami zobaczcie:

darmstadtoprawa

„Nie mamy żadnego planu, ale uwielbiamy, gdy on funkcjonuje!” Fenomenalna sektorówka kibiców SV z podobizną trenera – Dirka Schustera

Jeszcze jeden sezon w 2. Bundeslidze to byłoby coś wspaniałego! – mówił w trakcie trwania rundy jesiennej Dirk Schuster, kiedy to Darmstadt regularnie gromadził punkty i zadziwiał swoją postawą. Życie jednak płata figle. Ciekawe, czy dziś by się pod tymi słowami podpisał…