M&M’sy Heidela

Tomasz Urban
Tomasz Urban

To bez wątpienia jeden z najsympatyczniejszych klubów w całej niemieckiej piłce. Ucieleśnienie romantycznej wizji futbolu, w której pieniądze wcale nie decydują o wszystkim. Nigdy nie lubiłem klubów pokroju Chelsea czy Manchesteru City, które w jednej chwili za ruble i petrodolary z ligowych  kopciuszków przeistaczały się europejskie potwory. Chciałem i chcę wierzyć nadal, że w piłce nożnej liczy się jednak coś jeszcze, że mecze to nie tylko pojedynek księgowych. Dobrego piłkarza za 70 mln € znajdzie każdy głupi, ale takiego, który wzmocni zespół na poziomie Bundesligi za mniej niż 3 mln tylko fachowiec. Taki jak Christian Heidel. Co roku Mainz wypuszcza w świat co lepszych swoich piłkarzy, a w ich miejsce za czapkę gruszek (albo za kilka paczek fajek) sprowadza absolutnie godnych następców. Zresztą zobaczcie sami na skład Mainz z ostatniego ligowego meczu z Darmstadt: Loris Karius wyciągnięty za darmo z Manchesteru City, Daniel Brosiński kosztował 1,5 mln €, Nico Bungerta pozyskano 8 lat temu z Offenbach za 40 tys €, Stefan Bell to wychowanek, Gonzalo Jara przyszedł za darmo z Nottingham Forest, Baumgartlinger kosztował tylko 1 mln €, Latza przyszedł w lecie za darmo z Bochum, za Jairo zapłacono Sevilli 2,2 mln €, Malliego ściągnięto bez kosztów z młodzieżowych grup Borussii Mönchengladbach, De Blasisa wyciągnięto z greckiego Tripolisu za 1,2 mln €, po tym jak wkręcał w ziemię obrońców Mainz w meczu Ligi Europejskiej przed dwoma laty, a za Muto przelano na konto FC Tokio 2,8 mln €.  Innymi słowy, na całą podstawową jedenastkę wydano niecałe 9 mln €. Za takie pieniądze można zbudować klub, który spokojnie radzi sobie w bardzo mocnej przecież Bundeslidze. A przecież tylko w ostatnim okienku skasowano za transfery odchodzących zawodników kwotę bliską 35 mln €. Suma niebotyczna dla takiego szaraczka jak FSV. W Moguncji pracują jednak mądrzy ludzie, którzy wiedzą, że środki te trzeba inwestować w infrastrukturę i szeroko pojęte szkolenie, nie tylko zawodników, ale i trenerów. Klopp, Tuchel i Schmidt nie wzięli się przecież z przypadku.

W lecie znowu się wszystkim wydawało, że tym razem strat kadrowych nie uda się tak łatwo powetować. Johannes Geis był motorem napędowym zespołu, który na dodatek fantastycznie bił stałe fragmenty gry, a te przecież, zwłaszcza w słabszych zespołach, są bardzo istotnym elementem ofensywy. Shinji Okazaki natomiast zanotował absolutny renesans formy po przejściu do Mainz ze Stuttgartu. Był to napastnik, o jakim marzy każdy trener. Nie tylko biegał jak króliczki na bateriach Duracella, ale też zdobywał cenne gole.  Ledwie jednak zaczął się październik, a dziś w Moguncji nikt już po nich nie płacze. Na horyzoncie pojawiły się bowiem następne perełki, za które Heidel zgarnie kolejne ciężkie miliony. Yunus Malli i Yoshinori Muto. Zapamiętajcie te nazwiska, jeśli jeszcze ich nie znacie. Naprawdę warto.

mutomalli

W Bayernie nastaje era Coco (Coman i Costa), a w Mainz rządzą heidelowe M&M’sy, czyli Malli i Muto

O tego pierwszego walczą już federacje niemiecka i turecka. Nie tylko przez wzgląd na pochodzenie, Yunus Malli porównywany jest w Niemczech do Mesuta Özila. On także imponuje techniką, dysponuje fantastycznym dryblingiem nawet na niewielkiej przestrzeni, kreatywnością i świetnym przeglądem pola a także umiejętnością grania obiema nogami. Przyjęcie prawą i strzał lewą? Nie ma problemu. Odwrotnie? Służę uprzejmie. Już na wiosnę sygnalizował stabilizację formy na wysokim poziomie strzelając 6 goli w 17 kolejkach. W bieżącym sezonie na zdobycie 6 goli potrzebował tylko 8 spotkań i jest tym samym najskuteczniejszym graczem drugiej linii w całej lidze. W sumie zatem, w całym roku 2015, zdobył jak na razie 12 ligowych goli, czyli tyle samo, ile do niedzieli ustrzelił sam Thomas Müller. Z Müllerem łączy go jeszcze jedno, a mianowicie efektywność. Z 22 strzałów oddanych przez Mallliego aż 6 znalazło drogę do bramki, co daje średnią 0,27 gola na strzał. Müller ma niemal identyczną (0,28), a obie wartości to ścisła ligowa czołówka w tym względzie.

Nie oznacza to oczywiście, że Malli jest zawodnikiem bez wad. Jak na „10” nie notuje zbyt wielu  asyst. W całym zeszłym sezonie zaliczył ich tylko 3, w bieżącym nie ma jeszcze ani jednej. Czasami aż się prosi, by zamiast nawijać czterech rywali już po drugim pozbył się piłki. Nie jest też jednak tak, że Malli to egoista. W tym sezonie już dziesięciokrotnie tworzył kolegom sytuacje bramkowe. Asysty są zatem tylko i wyłącznie kwestią czasu. Martin Schmidt dodaje jeszcze, że o ile z piłką przy nodze Malli jest w stanie zrobić wszystko, o tyle w grze defensywnej jest jeszcze sporo do poprawienia: – Jeśli jednak podciągnie się i w tym aspekcie, to będzie miał taką karierę, jaką sobie tylko wymarzy – dodaje jego bezpośredni przełożony.

Sam Yunus to bardziej człowiek czynu niż słowa. Z jego wypowiedzi ale i wizerunku aż bije po oczach skromnością pomieszaną ze skrytością ducha, a czasami wręcz z zawstydzeniem. Na pytania dziennikarzy odpowiada chłodno i raczej zdawkowo. Nie jest to też piłkarz lubiący wielkomiejski blichtr. Sam podkreśla, że nie dla niego są wielkie słowa i daleko idące deklaracje.  On chce przemawiać do ludzi swoją grą. Dlatego właśnie wiosną przedłużył wygasającą umowę z klubem do 2018 roku. – Zapoznałem się z innymi ofertami, ale doszedłem do wniosku, że w znanym mi środowisku mogę się najlepiej rozwijać. Tutaj czuję się dobrze, mam wsparcie trenera i kolegów z zespołu – mówił wówczas. Już wtedy wiadomym było jednak, że trudno będzie Heidelowi utrzymać go w zespole do końca kontraktu. Jeśli nie spuści z tonu, to za rok znajdziemy go w kadrze któregoś z najpotężniejszych ligowych klubów. Może nie Bayernu, ale Dortmund? Wolfsburg? Leverkusen? Sądzę, że poradziłby sobie wszędzie.

– Oczywiście płakaliśmy trochę po tym, jak nas opuścił nas Okazaki, ale M&M’sy spisują się fantastycznie! – Martin Schmidt po meczu z Hoffenheim nie krył swego zachwytu, nie tylko w stosunku do autora hattricka – Yunusa Malliego, ale także wobec piłkarza, który dopiero wyrabia sobie nazwisko w Bundeslidze. Przed sezonem nikt tak naprawdę nie wiedział, na co stać pozyskanego za relatywnie niewielkie pieniądze z FC Tokio Yoshinoriego Muto, o którym wiadomo było mniej więcej tyle, że w ojczyźnie wołają na niego „Popstar”. W J-League Muto imponował skutecznością. W 61 meczach swojego zespołu w dwa lata zdobył dla niego 26 goli i dołożył do tego jeszcze 5 asyst. W lecie wzbudził zainteresowanie nie tylko Moguncji, ale też i Chelsea. Uznał jednak, że łatwiej będzie mu się przebić w Niemczech (i słusznie) i w taki oto sposób trafił do klubu z Nadrenii.  Do dziś zastanawiam się, jak to możliwe, że Heidel znalazł na drugim końcu świata zawodnika, który jest niemal kalką Okazakiego. Muto może bowiem tak jak Okazaki grać na wszystkich ofensywnych pozycjach, ma żelazne płuca do biegania, jest pierwszym obrońcą zespołu maksymalnie utrudniając rywalowi wyprowadzenie piłki sprzed własnej bramki, a nade wszystko imponuje świetnym wyszkoleniem technicznym. Nie ma jeszcze tyle spokoju pod bramką rywala co Shinji, brakuje mu doświadczenia, jego forma wciąż jeszcze faluje, ale przebija swego poprzednika w przygotowaniu fizycznym. No i jest o 7 lat młodszy.

trela

O to to. Michał jak zwykle celnie. Jeśli nie widać różnicy, to po co przepłacać? 

W Moguncji są ze swojego nowego nabytku bardzo zadowoleni. Dwie bramki i trzy asysty w ośmiu meczach to przecież całkiem niezły bilans jak na początek przygody z jedną z najsilniejszych lig świata. Japończyk swoim stylem gry narobił mnóstwo szkód Borussii Mönchengladbach (miał co najmniej dwie idealne sytuacje do strzelenia bramki), w pojedynkę zdemolował Hannover a w meczach z Hoffenheim i z Darmstadt stanowił ogromne wsparcie dla błyszczącego pełnym blaskiem (także dzięki Muto) Malliego. Ponadto chwali się Japończyka za to, w jaki sposób wprowadził się do zespołu. Jest sympatyczny, wiecznie uśmiechnięty, zawsze ma czas dla kibiców, chętne rozmawia z dziennikarzami. Typowy Jugol Japoniec chciałoby się powiedzieć.

A wiecie co jest w tej historii najlepsze? Że Heidel nie czeka na przebieg wypadków i nie pozostawia nic losowi. Muto dopiero przyszedł do zespołu, więc można zakładać, że jeszcze trochę w nim pogra, ale Malliego trzeba będzie pewnie niebawem sprzedać, tak jak to wcześniej zrobiono z Zidanem, Suboticiem, Schürrle, N. Müllerem, czy właśnie Geisem i Okazakim. Nie myślcie jednak, że Heidel nie jest na ten wariant przygotowany. W wolnej chwili zerknijcie sobie na mecze FSV Frankfurt. Tam po boisku biega sobie taki niewielki, niepozorny chłopak. Nazywa się Besar Halimi i od lata jest już piłkarzem Moguncji ogrywającym się na drugoligowym froncie. Oglądałem tego chłopaka w kilku meczach i jeśli przeczucie mnie nie zawodzi, to już niebawem będzie o nim głośno, a Heidel znowu zbierze zasłużone oklaski i dorzuci do klubowego sejfu kolejne ciężkie zgrzewki eurobanknotów…