O przewadze oka nad szkiełkiem czyli Hertha kontra statystyki

Tomasz Urban
Tomasz Urban

Pamiętam swój ostatni tekst o Hercie. Było to w lutym, tuż po tym, gdy Josa Luhukaya zluzował na stanowisku trenera Pal Dardai, były wieloletni piłkarz Starej Damy z Berlina. Jego pierwsze wywiady zwiastowały, że w Berlinie może lepiej niż za Luhukaya nie będzie, za to powinno być śmieszniej. Pozwólcie, że przypomnę parę zdań:

(Dardai) wkroczył do Bundesligi z przytupem dając kilka mocnych wywiadów, w których przedstawia siebie raczej jako dobrego wujka dla piłkarzy niż zamordystę pokroju Magatha czy mruka jak Luhukay. Mogą jeść, co chcą. Ważne żeby biegali. Ja w czasie swojej kariery żarłem gulasz, a biegałem za trzech. A to pewnie też było niezdrowe. Ciekawy początek, prawda? A potem było jeszcze lepiej, bo Dardai zniósł w zasadzie wszystkie zakazy i nakazy, jakie piłkarzom nakreślił jego poprzednik. Możecie w szatni robić co tylko chcecie. Chcecie zjeść torta? Proszę bardzo. Chcecie nim rzucać po ścianach? Proszę bardzo. Byle tylko wyniki się zgadzały – powiedział piłkarzom podczas pierwszego spotkania. Nie mogli palić papierosów? No to już mogą (Oczywiście, że to niezdrowe. Ale jeśli tętno piłkarza się przez to uspokaja, a piłkarz tego potrzebuje, to dlaczego nie?). Muzyka w szatni? Niech słuchają, czego tam sobie chcą. Smartfony? Spoko, niech sobie używają. Czy to w szatni, czy na kozetce u fizjoterapeuty. Co się mają chłopaki nudzić. Co z Kalou, któremu „trochę” przedłużył się pobyt w Afryce po zdobyciu Pucharu przez WKS? Wróci, kiedy będzie gotowy. Jak tu nie kochać Dardaia?

Serio, byłem przekonany, że Hertha daleko nie pociągnie z Węgrem u sterów, tym bardziej, że początek sympatyczny Pal miał taki niezbyt wyraźny. Hertha, jeśli już wygrywała, to po wielkich męczarniach, z reguły w ich meczach padało bardzo mało goli i wydawało się, że jedynym planem Dardaia jest granie na zero z tyłu w nadziei, że z przodu od czasu do czasu piłka odbije się od czyjejś głowy i poleci we właściwym kierunku. Sezon, mimo utrzymania, kończono w dość minorowych nastrojach, bo w siedmiu ostatnich meczach zdobyto raptem dwa gole, co jednak nie przełożyło się na choćby jeden wygrany mecz. Optymizmu przed nowym sezonem nie mogło być zbyt wiele.

Pamiętam przedsezonowe ankiety. Ktoś pytał o układ tabeli na koniec sezonu. Herthę widziałem gdzieś od 13. miejsca w dół. Teraz wypada mi tylko posypać głowę popiołem…

Ostatni mecz ligowy roku 2015 z Mainz, czyli drużyną, która nie przegrała od sześciu meczów, a grając na wyjazdach potrafiła uprzykrzyć życie wielu zespołom. Ale z Herthą nie istniała. – Jedyne, co mogę powiedzieć, to pogratulować gospodarzom kapitalnego występu – wycedził przez zęby na pomeczowej konferencji bezradny trener Moguncji. Berlińczycy w każdym fragmencie meczu i w każdej formacji byli od przyjezdnych zdecydowanie lepsi. Podobnie było w dwóch wcześniejszych meczach – pucharowym, z będącą w świetnej formie drugoligową Norymbergą (spokojne 2:0 na wyjeździe) i trudnym do ogrania beniaminkiem z Darmstadt (bezproblemowe 4:0). Nic dziwnego, że w Berlinie nie tyle mrozi się szampany, co już strzelają od nich korki. I to dosłownie, bo po rzeczonym meczu z Mainz Dardai kazał przynieść do szatni 40 butelek tego szacownego trunku, by wraz z zespołem świętować kapitalny rok 2015.  Celem na ten sezon miało być zdobycie 40 punktów dających gwarancję utrzymania, tymczasem na półmetku rozgrywek Hertha ma ich 32 i zza horyzontu wyłania się powoli piłkarski raj spod znaku Ligi Mistrzów.

pokal

Już święta, a my nadal gramy w Pucharze! – takie okolicznościowe koszulki można kupić w berlińskich fanshopach. Na Wielkanoc może wyjść nowa seria, bo rywalem w ćwierćfinale będzie drugoligowy przeciętniak z Heidenheim… 

Co zatem leży u podstaw tak cudownej przemiany maruderów w mocarzy? Postanowiłem poszukać rozwiązania w liczbach. Przeanalizowałem statystyki i… wiem jeszcze mniej niż zanim zabrałem się za analizę. No bo jak wytłumaczyć fenomen Herthy jeśli się okazuje, że berlińczycy strzelają na bramkę rywali najrzadziej w całej lidze (159 strzałów w 17 meczach)? Rzadziej niż beznadziejny Hannover (161) i znacznie rzadziej niż bezzębne w ofensywie Darmstadt (175)? Berlińczycy rzadko też dogrywają piłki swoim napastnikom do strefy największego zagrożenia, czyli w okolice światła bramki w polu karnym. Po takich zagraniach oddali w całej rundzie ledwie 6 strzałów – oczywiście najmniej w całej lidze. No to może kontra? Też nie. Po kontratakach oddali tylko 30 strzałów. Mniej niż ktokolwiek inny…

To może defensywa? No też nie bardzo. Dopuścili rywali do 210 strzałów na własną bramkę, czyli prawie tylu, co… Stuttgart (211). Średnio radzą sobie też z długimi piłkami lądującymi pod własną bramką. Aż 51% strzałów ze strefy największego zagrożenia zostało oddanych na bramkę Herthy po takich właśnie zagraniach. Oczywiście to najwyższy współczynnik w całej lidze. Z tejże strefy, na bramkę Herthy oddano po zagraniach w nią 20 strzałów. Gorzej tego newralgicznego sektora boiska w całej lidze bronili tylko Augsburg (29), Hoffenheim (22) i Darmstadt (21).

Czyli co, nic? Zupełnie nic pozytywnego? Nie no, coś znajdziemy. Ciężko Herthę skontrować. Po kontratakach na bramkę Herthy oddano ledwie 38 strzałów. Jest to jedna z najlepszych wartości w lidze, porównywalna do Bayernu, Bayeru, Wolfsburga, Dortmundu i… Darmstadt, ale beniaminka faktycznie trudno skontrować, skoro niemal w każdym meczu stoi skupiony całą drużyną w okolicach trzydziestego metra przed własną bramką.

Ponadto podopieczni Dardaia grają z dużą odpowiedzialnością za piłkę. Współczynnik celnych podań wynosi 80,7%, a wyższy mają tylko drużyny znane z zamiłowania do długiego posiadania piłki (Bayern, BVB, Wolfsburg) oraz z gry nastawionej na wymianę dużej ilości krótkich podań (Borussia Mönchengladbach). Do tego Hertha ma zdecydowanie najmniejszą ilość niecelnych podań w całej lidze (1103). Drugi w tej klasyfikacji monachijski Bayern ma ich o ponad sto więcej (1225). To jednak, co stanowi największy atut Herthy, to jej ogromna efektywność pod bramką rywala. Przy 115 celnych uderzeniach na bramkę rywala, Hertha zdobyła 26 goli, co oznacza, że berlińczycy zdobywają bramkę średnio co 4,42 strzały i tylko nieznacznie ustępują pod tym względem najskuteczniejszemu zespołowi w lidze, czyli Borussii Dortmund (4,32). Groźne są także ich dośrodkowania. Średnio gol dla Herthy pada co 5,8 dośrodkowań. Lepsze pod tym względem w całej lidze są tylko Gladbach, Dortmund, Bayern i Bayer. O efektywności gry Herthy niech świadczy także fakt regularnego ogrywania średniaków i słabiaków. Jedyne porażki Stara Dama zanotowała przecież w starciach z drużynami zajmującymi w tabeli miejsca 1-7, czyli z Dortmundem, Wolfsburgiem, Schalke, Bayernem i Borussią Mönchengladbach. W meczach z drużynami z miejsc 8-18, na 33 możliwe do zdobycia punkty, Hertha zrobiła 29. Fantastyczny bilans.

Wnioski? Hertha Dardaia preferuje wyważony styl gry, bazujący na cierpliwym i dokładnym rozgrywaniu piłki w poszukiwaniu błędów u rywala (aż 30% czasu Hertha spędza z piłką na własnej połowie – największa wartość w lidze). Podstawą jest organizacja własnej gry, głównie w defensywie i to, aby nie dać rywalowi okazji do łatwego zdobycia bramki po kontrze bądź stałym fragmencie gry. Gra ofensywna prowadzona jest głównie przez boczne sektory boiska (tylko 24% przeprowadzanych jest środkiem pola – oczywiście najmniejsza wartość w całej lidze). To jednak oczywiście w żaden sposób nie tłumaczy tak świetnych wyników i pozycji Herthy po rundzie jesiennej, co akurat mnie osobiście bardzo cieszy, bo oznacza, że piłka nożna ma jeszcze w sobie coś magicznego i romantycznego, coś, czego nie da się tak do końca ująć w liczbach i statystykach. Oznacza to, że wciąż jeszcze warto oglądać mecze zamiast analizować pomeczowe raporty statystyczne.

kniet

Berlin pada na kolana przed tą Herthą. Już dawno w Berlinie tak dobrze nie grano w piłkę

Odłóżmy zatem naukowe szkiełko i popatrzmy nieuzbrojonym okiem na to, co się jesienią wydarzyło w Berlinie. Zacznijmy od letnich transferów, które tym razem – w odróżnieniu od zeszłego roku – udały się Michaelowi Preetzowi wyśmienicie. Za niecałe 7 mln € udało się bowiem ściągnąć do stolicy nie zatrzymującego się praktycznie nigdy, bardzo pożytecznego i pracowitego Vladimira Daridę, wszechstronnego Mitchella Weisera, mogącego grać w zasadzie na każdej pozycji po prawej stronie, a nade wszystko Vedada Ibisevicia, którego wypożyczono ze Stuttgartu. Cała trójka z miejsca stała się kluczowymi elementami w układance Dardaia. Bo to dzięki Ibiseviciowi renesans formy przeżywa Salomon Kalou. Ustawiany nominalnie na lewym skrzydle Iworyjczyk, lubi zejść do środka, gdzie często znajduje wolne strefy, po tym jak Ibisevic zabiera ze sobą obrońców. A Kalou potrafi wykorzystywać sytuacje, w których zostawia mu się odrobinę wolnego miejsca do nabrania prędkości. Efekty? Wspaniałe. Wspomniana para zdobyła w sumie 15 goli z 26 zdobytych przez cały zespół, a Ibisević do 6 trafień dołożył jeszcze 4 asysty. W Stuttgarcie muszą sobie mocno pluć w brodę… Gra Herthy przypomina nieco pod tym względem to, co robi z nasza kadrą Adam Nawałka. Plattenhardt? Trochę jak Rybus. Weiser? Kalka Piszczka. Ibisević? Lewandowski. Kalou? Gra podobnie do Milika. Darida? Prawie jak Krychowiak.

Dardaiowi udało się ustabilizować skład Herthy. Trójka środkowych pomocników – Per Cilian Skjelbred, Fabian Lustenberger i wspomniany Darida zagrali we wszystkich meczach tej rundy, świetnie się uzupełniając. Czech biega średnio ponad 13 kilometrów w meczu i jest pod względem pokonywanego dystansu najlepszy w całej lidze. Ale żeby była jasność – to nie lekkoatleta. Grać w piłkę też potrafi. Trzy gole i dwie asysty nie wzięły się przecież znikąd. Berlińska prasa określa go mianem serca zespołu. Siłą Herthy są jednak jej skrzydła, a ściślej rzecz ujmując bardzo ofensywne boki obrony, napędzające całą grę ofensywną. Ogromny postęp zrobił biegający po lewej stronie boiska Marvin Plattenhardt. 23-latek rozgrywa kapitalny sezon, jego siłą są świetnie bite dośrodkowania, a także doskonale uderzane stałe fragmenty gry, o czym przekonał się choćby bramkarz Darmstadt – Christian Mathenia. Tak jak dwa lata temu, kiedy Kolonia wracała do 1. Bundesligi, wywróżyłem reprezentacyjną karierę Hectorowi, tak teraz przewiduję, że Plattenhardt może wkrótce stać się poważnym kandydatem do obsadzenia lewej flanki w zespole Joachima Löwa. Jeśli dodamy, że po prawej stronie równie dobrze spisuje się Weiser, to dojdziemy do wniosku, że pomijając Bayern i może Dortmund, Hertha ma obecnie najlepsze boki obrony w całej lidze. Lepsze niż Leverkusen, Schalke czy nawet Wolfsburg. Ale to nie wszystkie atuty Starej Damy. Zaskakująco dobrze spisuje się w bramce 31-letni Rune Jarstein, a szybkie postępy robi grający przed nim nieco klocowaty, ale piekielnie niebezpieczny pod bramką rywala przy stałych fragmentach gry Amerykanin John Brooks.

champagner

Na Champions League trzeba jeszcze poczekać. Póki co w Berlinie grają w Champagner-Liga. Zdjęcie z Berliner Zeitung z szatni tuż po meczu z Mainz

Berliner Zeitung, pisząc o wygranych rundy, wspomina także o – co oczywiste – rewelacyjnym 19-letnim prawym obrońcy – Yannim Regäselu, który wszedł do zespołu bez najmniejszych kompleksów i zagrał w 6 meczach, pokazując się w nich z jak najlepszej strony. Imponował odwagą w interwencjach i rozwagą przy wyprowadzaniu piłki, a także dojrzałością w ustawianiu się. Preetz już zapowiedział, że w najbliższym czasie młodziak otrzyma profesjonalny kontrakt. A skoro już jesteśmy przy Preetzu – sukcesy Herthy mają miejsce nie tylko na boisku. W dużej mierze właśnie dzięki działaniom Preetza, udało się znacząco zredukować dług, który na ten moment wynosi już tylko ok 15 mln €. Jeśli udałoby się Hertcie awansować do Ligi Mistrzów…

Nierealne? Niekoniecznie, choć nadal niewielu bierze podopiecznych Dardaia na poważnie. Olaf Thon w poniedziałkowej Spieltaganalyse stwierdził, że runda rewanżowa będzie dla Herthy o wiele cięższa i sukcesem dla tego zespołu będzie zajęcie miejsc 5-6 dających przepustkę do Ligi Europejskiej. Patrząc na statystyki – może mieć rację, bo liczby mówią, że Starej Damie najzwyczajniej w świecie sprzyjał ten jesieni los. A ten jest nieobliczalny i lubi się odwracać w najmniej odpowiednim momencie. Preetz też tonuje nastroje mówiąc, że w zimie nie będzie żadnych transferów, bo zawodnicy powracający po kontuzjach, czyli Julian Schieber, Sami Allagui czy Nicklas Stark będą wystarczającym wzmocnieniem kadry i zadbają o rywalizację w zespole. I dobrze, przegrzać koniunkturę jest przecież niezwykle łatwo. Im dłużej będą w Berlinie stąpać twardo po ziemi, tym lepiej dla nich. Tisze jedziesz, dalsze budiesz.