Oglądajcie Nordderby! Bunkrów nie będzie, ale naprawdę warto…

Tomasz Urban
Tomasz Urban

W Niemczech o takich meczach mówi się Not gegen Elend, czyli mecz „biedy z nędzą”. Wielkie bundesligowe Nordderby skarłowaciały nieco w ostatnim czasie, bo zarówno HSV jak i Werder pętają się gdzieś w ogonie ligowej stawki oglądając plecy jakichś Mainzów, Augsburgów, Hoffenheimów czy Paderbonów. Nie do pomyślenia dla dumnych hanzeatczyków. Ale rzeczywistość jest brutalna. Ani bajońskie sumy płacone w Hamburgu, ani oszczędne gospodarowanie i oglądanie każdego centa po trzykroć po obu stronach przez bremeńczyków nie zdaje rezultatu. Kwestią czasu wydaje się, aby w kolejnych Derbach Północy wzięło udział undergroundowe St. Pauli. I to bynajmniej nie dzięki swojemu awansowi do 1. Bundesligi. Topór przeznaczenia od kilku sezonów dynda na cienkim włosku nad głowami obu klubów…

Nie chcę żadnemu klubowi nadeptywać na odcisk, ale kiedy mówi się o Nordderby, to wiadomo, że chodzi o mecz Werderu z HSV. Thomas Schaaf wie co mówi. W końcu jako piłkarz (16 meczów) i trener (28 meczów) Werderu wziął aktywny udział w blisko połowie wszystkich bundesligowych spotkań obu klubów. W najbliższą niedzielę zagrają one w Bundeslidze po raz 101. Jeśli mecze pomiędzy Dortmundem a Schalke określa się mianem „matki wszystkich derbów”, to co napisać w tym przypadku? Babcia wszystkich derbów? Żadne  inne spotkanie uznawane w Bundeslidze za derby nie rozgrywane było w historii ligi tak często, dzięki czemu o „walce rombów” (tak prasa niemiecka tytułuje czasem pojedynki obu klubów z uwagi na kształt logo Werderu i emblemat na logo HSV) można by napisać tomy. Rywalizacja obu klubów sięga naturalnie zamierzchłych (jeszcze przedbundesligowych) czasów, ba, nawet przedwojennych, bo ich pierwsze oficjalne spotkanie datowane jest na rok 1927, kiedy to w ramach mistrzostw północnych Niemiec Hamburg pokonał rywala w meczu wyjazdowym 4:1. Bremeńczycy na pierwszą wiktorię nad HSV musieli czekać aż 25 lat. W międzyczasie hamburczycy nie przegrali 12 kolejnych meczów, z których aż 9 wygrali. Ale fortuna zaczęła się powoli odwracać i coraz częściej to Zielono-Biali schodzili z boiska w glorii zwycięzców. Zwłaszcza w latach 50-tych dominacja bremeńczyków nad die Rothosen nie podlegała dyskusji, choć akurat w 1959 roku HSV odniósł swoje najwyższe w historii zwycięstwo nad rywalem wygrywając mecz w ramach Pucharu Niemiec aż 9:1. Myliłby się jednak ten, który sądziłby, że od zarania dziejów oba kluby drą ze sobą koty. Wręcz przeciwnie. Początki były dość przyjemne i pisało się nawet o „przyjaznym nastawieniu”. Owszem, oba kluby traktowały te mecze niezwykle prestiżowo i każdorazowo chodziło o zwycięstwo, ale po spotkaniach podawano sobie ręce, spotykano się w kawiarniach przy kawie i ciastkach i dyskutowano w miłej atmosferze o meczu, nie stroniąc oczywiście od żarcików i docinek, bo Werder w latach 1958-1963, czyli w schyłkowym okresie istnienia Oberligi, choć dość często zdobywał hamburski stadion, to jak wspomina bremeńska legenda Arnold „Pico” Schütz – przegrywał potem tytuły tracąc punkty w meczach z jakimiś wiejskimi klubami. Początki Bundesligi to dominacja Werderu na boisku – który przecież w drugim sezonie jej istnienia  sięgnął po tytuł – i HSV na trybunach. Hamburczycy potrafili jeździć na mecze wyjazdowe do odległej o około 100 kilometrów Bremy w 15 tysięcy osób i zajmować gospodarzom miejsca na ich sektorze. A ponieważ wówczas kibice siadali, gdzie tylko chcieli, to dla Werderu nawet mecze domowe stawały się spotkaniami wyjazdowymi. Zjawisko to nabierało coraz większej mocy w latach 70-tych i stopniowo coraz bardziej irytowało bremeńskich fanów. Zaczęło się od wyzywania na ulicach, potem ktoś kogoś popchnął, inny innego szturchnął, jeszcze inny kopnął aż wreszcie w ruch poszły pięści i kamienie, a sytuacja coraz bardziej eskalowała i stawała się coraz trudniejsza do opanowania. Iskrą, która zdetonowała beczkę prochu, była jednak śmierć 16-letniego Adriana Maleiki, kibica Werderu, który zginął w Hamburgu po tym, jak w okolicach Volksparkstadion obie grupy kibicowskie starły się w krwawej jatce, w której zresztą sam Maleika nie miał zamiaru uczestniczyć. Został trafiony przelatującym kamieniem w głowę. Dzień później zmarł na skutek krwawienia mózgu i złamania podstawy czaszki.  Jego śmierć wstrząsnęła oboma klubami. Rozpoczęła się sekwencja rozmów na wszystkich możliwych szczeblach (nie tylko klubowych), mająca na celu powstrzymanie eskalacji nienawiści pomiędzy HSV a Werderem. W styczniu 1983 zorganizowano nawet spotkanie dla przedstawicieli i kibiców obu zespołów. Odbyło się ono w miejscowości Scheeβel, w połowie drogi między Hamburgiem a Bremą, a udział w nim wzięły liczne przedstawicielstwa kibiców obu klubów, działacze, a nawet piłkarze.

Fan-Gipfel

Spotkanie w Scheeβel. Ze strony HSV przybyli na nie m.in. Netzer i Milewski, a ze strony Werderu Lemke i Rehhagel

Ale Nordderby to nie tylko dramatyzm i przemoc. To także spora dawka humoru, ironii i kreatywności. Przykład? Kiedy piłkarze Hamburga wracali samolotem z Gelsenkirchen po zdobyciu mistrzostwa w 1983 roku, uprosili pilota, by poleciał przez Bremę i zrobił rundkę honorową nad stadionem Werderu, który akurat uplasował się na drugim miejscu, przegrywając mistrzostwo z Hamburgiem gorszym stosunkiem bramek.

Z kolei dwa lata wcześniej doszło do zabawnego i inteligentnego „pojedynku na banery” pomiędzy fanami. „Jesteście bramą świata, do której my mamy klucz” napisali na płachcie i wywiesili na płocie hamburskiego stadionu kibice gości. Riposta przyszła w rewanżowym meczu w Bremie, a hamburskim kibicom w sukurs przyszli piłkarze, którzy pokonali rywala na jego terenie 1:0, co kibice HSV skwitowali transparentem z adekwatnym napisem: „Do tej jednej bramki nie potrzebowaliśmy klucza”…

Zabawnie było też w 1971 roku, kiedy to Werder pojawił się w Hamburgu w.. biało-czerwonych pasiastych strojach. Sędziemu Eschweilerowi przez pierwsze 45 minut meczu mieniło się w oczach na tyle, że nakazał gościom w przerwie wymianę garderoby. Ponieważ jednak ci przyjechali do Hamburga bez rezerwowych kostiumów, to ostatecznie ubrali się w rezerwowe stroje… HSV i tak dokończyli ten mecz, przegrywając ostatecznie 1:2. Zresztą ze strojami różnie to bywało. W latach 70-tych, kiedy pieniądze coraz mocniej wkraczały w świat Bundesligi, zdarzył się nawet i taki mecz, w którym Werder zagrał na niebiesko, a Hamburg na… różowo. Ci pierwsi wystąpili w koszulkach promujących barwy swojego sponsora – Nordy, a ci drudzy – jak tłumaczył ich ówczesny prezydent Peter Krohn – chcieli przyciągnąć na stadion więcej kobiet.

Nordderby

Różowy HSV i niebieski Werder

W Nordderby nie ma rzeczy niemożliwych i nawet najbardziej absurdalne przedmioty mogą znaleźć swoje kultowe miejsce w historii. W roku 2009 oba zespoły mierzyły się ze sobą w półfinale Pucharu UEFA. W ogóle był to rok obfitujący w spotkania obu drużyn, bo tylko na przestrzeni 19 dni oba zespoły zagrały ze sobą aż czterokrotnie. We wspomnianym meczu pucharowym Hamburg przegrywał u siebie 1:2, ale walczył zaciekle o strzelenie gola, który dałby mu awans do finału. W pierwszym meczu w Bremie Hamburczycy wygrali bowiem 1:0. W pewnym momencie, w zupełnie niegroźnej sytuacji, obrońca Hamburga – Michael Gravgaard próbował wycofać piłkę do Franka Rosta, ale ta podskoczyła na papierowej kulce i zamiast do Rosta, wyleciała poza boisko na rzut rożny, po którym Brema strzeliła bramkę na 3:1 i rozstrzygnęła losy rywalizacji. Niemiecka prasa, nawiązując do słynnej „ręki Boga”, pisała potem o boskim pochodzeniu najzwyklejszej kulki z papieru. Nawet w dzisiejszym Bildzie można przeczytać słowa Martina Jola, który mówi, że wciąż prześladuje go myśl o tej nieszczęsnej papierowej kulce. Jeśli będzie Wam kiedyś dane zajrzeć do muzeum Werderu, to możecie ją tam zobaczyć:

papierkugelbrema

Znamy przypadki, kiedy przy okazji meczów derbowych wydawane są okolicznościowe vlepki, czy szaliki zawierające treści nieprzychylne dla rywali. Ale żeby wypalić na łące w pobliżu stadionu preparatami do zwalczania chwastów blisko 200-metrowej wielkości napisy demotywujące rywala z Hamburga, to trzeba mieć i determinację, i fantazję. Taka sytuacja miała miejsce w 2011 roku w Bremie. Wyższy poziom hejtingu, co? Zresztą sami zobaczcie próbkę:

scheiss

Rok 2004 to był rok Werderu. Hamburg został zmieciony z powierzchni wynikiem 6:0. „To jest niebywałe świństwo!” grzmiał wówczas Uli Hoeneβ w prasie. Obecny rezydent zakładu penitencjarnego w Landsbergu uważał bowiem, że hamburczycy celowo podkładają się Werderowi (sic!) po to, by umożliwić im zdobycie tytułu mistrzowskiego kosztem Bayernu. W następnej kolejce Werder grał właśnie z Bayernem.  „Musimy ich teraz rozgromić!” domagał się Uli w przedmeczowych wywiadach. Skończyło się na 3:1. Dla Werderu. Uli zamilkł.

Rywalizacja na linii Hamburg – Brema przybierała przez lata najróżniejsze formy. Dotyczy ona nie tylko klubów. Miasta także nie darzą się wielką sympatią. W Hamburgu popularna jest zwłaszcza anegdotka związana z występem AC/DC w Bremie w 2009 roku. Po gorącej owacji zgotowanej muzykom ci chcieli się odwdzięczyć publice. Głośne „Thank you Hamburg!” rozległo się  po okolicy wywołując ogólną konsternację (przeradzającą się stopniowo w coraz głośniejsze gwizdy) wśród zgromadzonych bremeńczyków i wesołość wśród fanów hardrocka przybyłych z Hamburga.

Z Derbami Północy kojarzy się w Niemczech także mnóstwo nazwisk. Wielu piłkarzy występowało w nich po obu stronach barykady, że wspomnę tylko Franka Rosta, Benno Möhlmanna, czy rekordzistę w tym względzie – Duńczyka Ole Björnmose, który brał udział w 20 meczach derbowych, z których 12 zagrał w barwach HSV, a 8 w koszulce Werderu. Najwięcej derbowych spotkań w charakterze zawodnika ma jednak na swym koncie legendarny Manfred Kaltz, który aż 31 razy wybiegał na boisko w barwach HSV. W kontekście Nordderby nie można jednak nie wspomnieć o ulubieńcu bremeńskich trybun, czyli Timie Wiese. On był tym, który czuł klimat tych spotkań, który dodawał im kolorytu, a czasem i pieprzu. Potrafił po wygranym rzutami karnymi pucharowym spotkaniu Werderu w Hamburgu biegać jak oszalały wzdłuż i wszerz boiska manifestując niezwykle ekspresyjnie swoją radość na oczach wściekłych miejscowych kibiców. Pamiętacie Artura Boruca w Płocku intonującego na sektorze legijne przyśpiewki albo Małeckiego prowadzącego doping na Wiśle? Wiese nie był gorszy. Też lubił sobie pośpiewać z kibicami Werderu. A jego ulubiona przyśpiewka  to „Scheiss HSV”… Nie od rzeczy będzie także wspomnieć, że stawiający pierwsze kroki w wrestlingu Wiese nie jest wcale w tej dziedzinie taki „zielony” jak by się mogło wydawać. Treningi rozpoczął już 6 lat temu. Na pierwszego sparingpartnera wybrał sobie Ivicę Olicia (wówczas oczywiście z HSV), a na drugiego parę lat później Thomasa Müllera. Oglądam ten filmik i nie mogę się nadziwić, co miał w głowie sędzia Lutz Wagner, który flying kick Wiesego ocenił tylko na kolor żółty.

http://www.youtube.com/watch?v=y3y5lt1T3L8

„Najpierw trafiłem w piłkę, potem on we mnie wbiegł…”. Piłkarzom czasem naprawdę nie warto podstawiać mikrofonu pod usta…

Dziś jednak nawet niektórzy hamburczycy tęsknią za nim. Dennis Diekmeier mówi przed nadchodzącym meczem, że brakuje obecnie takich osób, które potrafiły podgrzać atmosferę tych derbów. I ma rację. Patrząc na kadry obu klubów, trudno w nich dziś doszukać się charyzmatycznych liderów związanych od zarania dziejów z Bremą bądź Hamburgiem, którzy za Werder lub HSV wskoczyliby w ogień. Ale nie znaczy to, że w niedzielę będzie nudno. Zinnbauer już w zeszłym tygodniu zapowiadał w prasie, że szuka na ten mecz 11 mężczyzn. Bremeńczycy wyczuli pismo nosem i momentalnie odpowiedzieli, że sędzia z pewnością nie pozwoli hamburczykom w tym meczu na tak swawolne traktowanie rywali, jak to miało miejsce podczas niedawnego meczu z Bayerem Leverkusen. Na derby specjalne przygotowania czynią również kibice HSV, którzy zapowiedzieli, że spróbują podczas tego meczu pobić rekord świata w głośności dopingu, który na ten moment ma należeć do fanów Besiktasu Stambuł i wynosi 132 ponoć decybele. Warto zatem w niedzielę o 15:30 zasiąść przed telewizorem i obejrzeć 101. odsłonę Derbów Północy. Jestem przekonany, że wielu z Was, oglądając ten mecz, dojdzie do takiego samego wniosku co Laska…

http://www.youtube.com/watch?v=y2XkNlB-Gvo