Przebudzenie mediolańskich potęg?

7:0 i 5:4, 5:4 i 7:0 – nieważne jak długo patrzę na te wyniki ciągle nie mogę wyjść z podziwu co w miniony weekend wydarzyło się na San Siro i Stadio Ennio Tardini. Szok i zaskoczenie mieszają się z niedowierzaniem, że takie rezultaty nie padły w jakiejś śmiesznej lidze w bananowej republice, ale zdarzyły się w jednej kolejce w jednej z najlepszych lig świata. Na kibicu calcio takie wyniki na pewno musiały zrobić wrażenie, ale pamiętajmy, że tifosi włoskich klubów znają swoją ligę od podszewki. Co dopiero mają powiedzieć ci, którzy Serie A traktują po macoszemu? Wiedzą o niej tyle co nic, a Italia to kraj ciągle kojarzący się z catenaccio, brzydkimi stadionami i bezbramkowymi remisami? Ci ludzie pewnie ciągle zbierają szczęki z podłogi, o ile oczywiście w ogóle słyszeli o weekendowych meczach.

Zarówno Inter, jak i Milan podeszły do tego sezonu z mocnym postanowieniem poprawy. Nerazzurri pragną wrócić po latach do europejskiej elity, podczas gdy Milan liczy na to, że rok poza Ligą Mistrzów to stan przejściowy i już pod koniec tego sezonu Adriano Galliani będzie mógł liczyć wpływy do klubowej kasy z racji awansu do Champions League. Czy obu drużynom uda się ta sztuka nikt nie jest w stanie jeszcze stwierdzić, choć zdecydowanie łatwiej jest założyć, że spośród mediolańskich ekip tylko jedna może zakończyć rozgrywki w pierwszej trójce.

Inter rozpoczął rozgrywki od bezbramkowego remisu na wyjeździe z Torino. I o ile inauguracja w wykonaniu nerazzurri mogła uśpić każdego kto zasiadł przed telewizorem, to wydarzenia z następnej kolejki zrobiłyby wrażenie nawet na najbardziej zatwardziałym kontestatorze Serie A. Il Serpente w niedzielne popołudnie spotkali się z Sassuolo, czyli rywalem, którego przed rokiem potrafili zniszczyć na wyjeździe 7:0. Jeśli Walter Mazzarri ma jednego przeciwnika, którego potrafi rozpracować w najmniejszym szczególe są to właśnie zielono-czarni. Ekipa Eusebio Di Francesco przyjechała do Mediolanu, przeżyła deja vu, otrzymała kolejną brutalną lekcję futbolu i z podkulonym ogonem musiała wracać do domu. Icardi, Kovacić, Icardi, Osvaldo, ponownie Icardi, znów Osvaldo i na koniec Guarin – tak wyglądała lista strzelców po kolejnym niezapomnianym dla nerazzurri meczu z klubem z regionu Emilia-Romania.

Inter

Świetna dyspozycja Interu to konsekwencja mądrej polityki, którą zapoczątkował w Mediolanie Erick Thohir. Za czasów Massimo Morattiego kurek z pieniędzmi był odkręcony na dobre, teraz za kadencji Indonezyjczyka fundusze są mniejsze, ale zdecydowanie mądrzej inwestowane. Nerazzurri podjęli trzy bardzo mądre decyzje w lecie. Po pierwsze pracę zachował trener Mazzarri, czyli jeden z lepszych specjalistów w swym fachu na Półwyspie Apenińskim, po drugie nikt nie uległ pokusie i nie sprzedał materiału na świetnego snajpera jakim niewątpliwie jest Mauro Icardi i w końcu po trzecie swoją szansę dostał niebywale utalentowany Mateo Kovacić. Klub nie zboczył z drogi obranej przed rokiem i ten sam sztab szkoleniowy opiekuje się rok starszymi i dojrzalszymi piłkarsko zawodnikami. Mazzarri dostał również tych graczy, których chciał. Słabo spisujący się w Romie Dodo gra w Interze na zupełnie innym poziom. Niechciany w Southampton i Juventusie Pablo Osvaldo przestał mieć problemy ze skutecznością, a tak potrzebnej waleczności do środka pola dodał Gary Medel.

To właśnie te czynniki plus horrendalnie słabe Sassuolo sprawiło, że Inter dwanaście miesięcy po zniszczeniu beniaminka Serie A, teraz w takich samych rozmiarach rozprawił się z drużyną, która ma w końcu powalczyć o coś więcej niż utrzymanie. Jak pokazał poprzedni sezon tak niesamowicie wysokie zwycięstwo może nie mieć najmniejszego przełożenia na resztę sezonu. Inter ciągle ma swoje problemy, gra w obronie pozostawia wiele do życzenia, ławka nie jest tak długa jakby mogła być, a niektóre nazwiska w kadrze bardziej dziwią niż straszą rywali. Pogromu z Sassuolo nie można deprecjonować, ale na początku rozgrywek nie takie cuda się zdarzały. Mediolańczycy na pewno wykonali parę kroków w dobrym kierunku, ale koniec drogi jest bardzo daleko. Kto wie czy największym plusem po niedzielnym zwycięstwie nie będzie świetna atmosfera w zespole, która w ostatnich latach nie była w tym klubie zjawiskiem częstym. Niech Icardi skupia się na grze, a Kovacić ma więcej okazji do czarowania a Inter zanotuje lepszy wynik niż przed rokiem. Największym problemem Interu może być jednak fakt, że reszta ligi również nie śpi.

mid-epa04401001.600

O ile spotkanie w Mediolanie to prawdziwa masakra piłką mechaniczną, to starcie w Parmie przypominało klasyczną walkę bokserską z przeszłości. Dwaj rywale walczący z wielkim sercem, a kiedy jedna strona wyprowadzała cios to druga szybko śpieszyła z odpowiedzią. I podobnie jak przy wielkich pojedynkach pięściarzy przed laty, tak w niedzielny wieczór nikt nie chciał, by ten ostatni gong rozbrzmiał. Wyrażenie „jazda bez trzymanki” zostało ukute z myślą o właśnie takich spotkaniach. Na Stadio Ennio Tardini było wszystko: dziewięć goli, dwie czerwone kartki, błędy bramkarzy, kontrowersje sędziowskie, poprzeczka i cudowne gole. Nieoczekiwaną gwiazdą został Jeremy Menez, którego Inzaghi ustawił jako najbardziej wysuniętego napastnika. Francuz jako „fałszywa dziewiątka”? To przecież nie miało prawa się udać – myślałem tuż po zobaczeniu składów. Następne 90 minut pokazały jak bardzo się myliłem…

Menez, który miał za sobą słaby okres przygotowawczy, nie zachwycił niczym również w meczu z Lazio na inaugurację. Co prawda, zdobył bramkę z rzutu karnego, ale wychwalanie piłkarzy za wykorzystanie „jedenastek” nigdy specjalnie mnie nie przekonywało. Tym większe było moje zdziwienie gdy okazało się, że Jeremy nie tylko zagrał świetnie, ale okazał się motorem napędowym rossoneri. Praktycznie wszystkie akcje przechodziły przez niego, kiedy piłka lądowała pod jego nogami to ten wiedział co z nią zrobić, a kilku rywali do teraz trzyma się za głowę mając w pamięci jego rajdy i zwody. Świetny występ okraszony przepiękną bramką zdobytą piętą to opis bardziej pasujący do Ibrahimovicia niż do gościa, którego w Rzymie żegnali bez większych wzruszeń, a w Paryżu nawet nie zauważyli, że tam grał.

Milan zaskoczył możliwościami w ofensywie i bardzo słabą grą w defensywie. Młody Mattia De Sciglio, nadzieja reprezentacji Włoch, zaliczył występ poniżej krytyki, podczas gdy Keisuke Honda zaczął grać jak za czasów CSKA Moskwa. Bardzo dobry debiut zaliczył Giacomo Bonaventura, a Nigel De Jong zdobył bramkę po akcji godnej samego Arjena Robbena, a nie defensywnego pomocnika odpowiedzialnego za destrukcję i przeszkadzanie rywalom. Mecz z Parmą pokazał prawie wszystkie atuty Il Diavolo i większość ich problemów. Dziurawa defensywa ciągle takową pozostała, ale w przodzie są teraz ruchliwi Honda czy Menez, a na ławce czekają przecież Torres i El Shaarawy. Dziś nikt w Mediolanie nie tęskni za statycznym Mario Balotellim. Fani Milanu cieszą się za to, że w następnym ligowym meczu nie zagra Bonera, który będzie zawieszony. Jak to się jednak dzieje, że ten sabotażysta wygrywa walkę o pierwszy skład z resztą środkowych obrońców?

Tak jak w przypadku Interu, w Milanie na tapecie jest obecnie świetna atmosfera panująca w zespole. Na jak długo ona wystarczy w obliczu długiego i trudnego sezonu nie wiadomo. „La Gazzetta dello Sport” głosi dziś, że „Mediolan wrócił”. Dla dobra tej ligi byłoby dobrze gdyby redaktorzy tego dziennika mieli rację. Nie można jednak zapominać, że dwoma największymi siłami na Półwyspie Apenińskim są Juventus i Roma i nic nie wskazuje, by ich pozycja miała zostać zachwiana. Ważne jednak, że Inter i Milan zaczęły sezon z przytupem. Na ile im wystarczy tej świeżości i nieprzewidywalności nie wiadomo. Na razie panowie Icardi i Menez mają swój czas.

Menez Icardi
Z początku nie miałem pisać osobnego tekstu o tej kolejce Serie A, a krótkie podsumowanie miało się znaleźć we wstępie do „Typów na 3. kolejkę”. Nie mogłem jednak odmówić sobie tego felietonu po porannej lekturze „Przeglądu Sportowego”. Jeśli tak niesamowite zwycięstwa Interu Mediolan i AC Milan zostały zdegradowane w najbardziej poczytnym polskim dzienniku sportowym do tabelki z wynikami, to śmiało można założyć, że nisza dla fanów piłki rodem z Półwyspu Apenińskiego ciągle nie jest odpowiednio zagospodarowana.

Add Comment

Click here to post a comment

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.