The Day After, czyli Niemcy z pomeczowym kacem (3/3)

Tomasz Urban
Tomasz Urban

Po tym jak Sebastian Mila strzelił bramkę na 2:0 komentatorzy niemieccy zamarli. Nie byli w stanie nic z siebie wydusić. Kibice za Odrą zostali pozostawieni sam na sam z obrazem odlatującego w kosmos Stadionu Narodowego w Warszawie i sympatycznego Sebka pędzącego przed siebie w stanie uniesienia. W pomeczowym studiu w RTL z twarzy Jensa Lehmanna przez długi czas nie schodził uśmieszek. Ale był to dokładnie taki uśmieszek, jaki pojawia się na naszych twarzach w sytuacjach, kiedy przestajemy cokolwiek rozumieć z otaczającego nas świata. Taki, jaki pojawił się na twarzy Edka Sztyca w Vabanku II, kiedy zorientował się, że zamiast w szwajcarskich Alpach jest gdzieś pod Zegrzem…

Wszyscy przepytywani na okoliczność meczu Niemcy – Lehmann, Löw i piłkarze – zgodnym tonem mówili, że Nationalelf wcale nie zagrała źle. Zabrakło jedynie skuteczności. Lehmann stwierdził, że jego rodacy zostali ukarani za to, iż nie potrafili wykorzystać „katastrofalnej gry Polaków w pierwszej połowie”, kiedy to zostawiali przyjezdnym zbyt wiele miejsca na konstruowanie akcji, a potem dodał, że jest przekonany, że we wtorek Niemcy zemszczą się na Irlandczykach. Biedni, Bogu ducha winni wyspiarze… Neuer przyznał się do błędu przy pierwszym golu, ale dodał także, że gdy został w tej sytuacji na linii, to i tak by tej piłki nie wybronił, bo szła precyzyjnie w róg bramki. Jednocześnie zapewnił niemieckich kibiców, że we wtorek, grając przed własną publicznością, wrócą na zwycięska ścieżkę. Hummels zaznaczał, że brak strzelonych goli przy tylu sytuacjach to „chyba jakiś żart…”, a najoryginalniej wypowiedział się Götze: „- To nie był nasz dzień. Nawet gdybyśmy grali jeszcze pół godziny, to prawdopodobnie i tak byśmy nic nie strzelili…”.

A co w prasie? Bild am Sonntag pyta wymownie w tytule pomeczowej relacji – „Jogi, co się dzieje z mistrzami świata?” Przecież w składzie było ich aż 9. „We wtorek z Irlandią musimy wygrać!” puentują relację z Warszawy. Kicker pisze o „historycznej klęsce” i… nie pozwala przeczytać niczego więcej, bo link do relacji jest (a przynajmniej był wczoraj) nieaktywny. Die Welt pisze o tym, że Polacy świętują historyczną wygraną, a potem skupia się na własnej reprezentacji dostrzegając jedynie w Bellarabim pozytyw tego meczu. Koncentruje się także na pomeczowych komentarzach Löwa, piłkarzy i Lehmanna, który stwierdził, że „to, czego niemiecka kadra na dzień dzisiejszy nie ma, to boki obrony”. Durmowi zbiera się właściwie wszędzie, bo w zasadzie maczał palce przy obu golach. Nieco łagodniej ocenia się Rüdigera, ale zarzuca mu się bierność w ofensywie, a także niechlujstwo w defensywie. Hasło „Nie mamy bocznych obrońców!” zaczyna robić za Odrą coraz większą karierę i urasta do rangi międzynarodowej dyskusji. W dzisiejszym „Doppelpassie” (taki niemiecki odpowiednik Cafe Futbol) poświęcono temu tematowi lwią część programu. Welt pisze także o skończonych seriach. Przypomina, ze była to pierwsza porażka kadry niemieckiej z Polską w 19. meczu, pierwsza porażka w meczu eliminacyjnym od 2007 (0:3 z Czechami) oraz pierwsza wyjazdowa przegrana w eliminacjach do Euro od porażki w Turcji w 1998. Ogółem Niemcy przegrali po raz pierwszy od 33 meczów o punkty.

Express pisze, że bohaterowie Löwa z MŚ złapali kwalifikacyjnego kaca po tym meczu: „Jest 22:31. To jest ten moment, w którym orkan radości przetacza się przez stadion w Warszawie. To jest moment, w którym puszczają wszystkie bariery”. Ładnie, prawda ;)?  W poetykę nie bawi się strona internetowa Das Erste, czyli publicznej „Jedynki”, pisząc, że Polska zaszokowała Niemców. Także i tu najwięcej obrywa się bocznym obrońcom, nazywając ich obu „alarmowymi rozwiązaniami”.  Sport1.de pisze o „awaryjnym lądowaniu mistrzów świata”, obarczając winą za pierwszego gola do spółki Neuera z Boatengiem. Sportal.de odkrył uroki futbolu – „29:5 w strzałach, 0:2 w bramkach”. Ale najlepszym nagłówkiem wykazała się w mojej opinii Süddeutsche Zeitung. „Znowu ta Warszawa…”, nawiązując do porażki w półfinale mistrzostw świata z Włochami. Więcej nie trzeba dodawać.

O Polakach Niemcy nie piszą zbyt wiele. Koncentrują się raczej na swojej kadrze i na swoich problemach z bokami obrony i napastnikami. Trudno także znaleźć noty dla naszych reprezentantów. Bild am Sonntag ocenia naszych między 2 a 4, uznając za najlepszych Milika, Szczęsnego i Piszczka. Z kolei goal.com najwyżej ocenił Szczęsnego, Szukałę i Glika. Docenia się nasze zaangażowanie, walkę i charakter, ale Niemcy uważają, że to bardziej oni przegrali mecz, niż Polacy go wygrali. Nie panikują jednak. Przeważają głosy, że to zwykły wypadek przy pracy, a od meczu z Irlandią wszystko wróci do normy. Oby tylko u nas nie wróciło, bo nasze pojęcie „normy” znacząco różni się od ujęcia niemieckiego…