Potwór na kolanach

Tomasz Urban
Tomasz Urban

Właściwie to nie lubię pisać o Bayernie. Wychodzę z założenia, że o tym klubie i tak wszyscy wszystko wiedzą (a przynajmniej większości tak się wydaje) i nic nowego do tematu nie wniosę. Wolę skupiać się na Mainzach, Augsburgach czy innych klubach spoza mainstreamu. Ale tym razem zrobię wyjątek. Nie sposób bowiem nie zająć się pierwszą ligową porażka Bayernu w tym sezonie. Porażką poniesioną z rąk drużyny, która w ostatnim czasie potrafiła narobić Bayernowi sporo szkód. Jeśli gdzieś Bayern ma stracić punkty, to właśnie tam – przepowiadało wielu przed tym spotkaniem, ale z pewnością nikt nie był w stanie przewidzieć, że przyjdzie taki moment w tym meczu, w którym gospodarze będą prowadzić aż 3:0…

Przypomnijmy – po pierwszych pięciu kolejkach Źrebaki szorowały dno tabeli po pięciu porażkach. Favre w mało elegancki sposób zrejterował z klubu, a Eberl zdawał się nie mieć pomysłu, co dalej. Chciał dać sobie czas – tydzień, dwa, może nawet miesiąc, by poszukać najbardziej odpowiedniej osoby na stanowisko trenera Borussii, bo jak sam mówił – najlepsi trenerzy nie rosną na drzewach. Oddał zespół pod tymczasową opiekę Andre Schuberta – trenera, który nie sprawdził się wcześniej ani w Paderborn, ani w St. Pauli, a resztę już znacie. 10 meczów w lidze, 8 wygranych i 2 remisy, do tego porywające mecze w Lidze Mistrzów i wielkie szanse na przezimowanie w europejskich pucharach, do tego sobotnia wiktoria nad Bayernem będąca prawdziwą „truskawką na torcie” (pozdro dla kumatych ;)). Schubert z anonima stał się piłkarskim celebrytą. Do niedawna niemiecka prasa nazywała go nieco ironicznie Schubi-Dubi, po meczu z Sevillą awansował na Super-Schuberta, a po Bayernie na Wundermachera, czyli cudotwórcę. Bild już donosi, że Schubert jest wolny i kocha muzykę filmową. Powariowali wszyscy. Dobrze, że runda się kończy, bo cholera wie, czym jeszcze zainteresowałby się Bild w kontekście nowego koniuszego z Gladbach…

schubert

Schubert na ustach wszystkich. Tak żyje cudotworca!

Oczywiście w niemieckiej prasie pełno artykułów, w których dziennikarze i eksperci szukają przyczyn bayernowej wpadki. Każdy ma swoje koncepcje, są głosy twierdzące, że porażka ta obnaża głębszy problem Bayernu, który ma mieć kłopoty z dobrze zorganizowanymi zespołami nastawionymi na szybkie kontrataki. Taką postawę przyjmuje chociażby Focus, który już z nagłówka tekstu krzyczy, że młoda, wybiegana i mądrze taktycznie ustawiona drużyna jest w stanie pokonać Bayern. Problem polega na tym, że większość drużyn w Bundeslidze przegrywa z monachijczykami już przed meczem, okopując się na swoim przedpolu w 6 lub nawet 7 zawodników, a cały zespół skupiony jest na 30 metrach. Tak próbował grać Frankfurt i cudem się udało wyszarpać bezbramkowy remis, tak grała Hertha i nie wskórała nic poza porażką w przyzwoitych rozmiarach. Inaczej próbował grać Stuttgart, który na Bayern wyszedł dokładnie tak samo, jak na Darmstadt czy na Hannover i skończyło się czwórką do przerwy. Jak zatem zagrała Borussia?

INACZEJ NIŻ WSZYSCY

Komentujący to spotkanie w Eurosporcie stwierdzili, że gospodarze grają w tym spotkaniu w ustawieniu 5-3-2, podczas gdy tak naprawdę było to niemal klasyczne 3-5-2 przechodzące czasem w 4 z tyłu, a dopiero w samej końcówce meczu w 5. To Nordtveit, Christensen i Elvedi (czyli defensywny pomocnik plus dwóch 19-latków, z których jeden debiutował w wyjściowym składzie!) stanowili tzw. Dreierkette, czyli trójkę obrońców stojących w linii. Boczni defensorzy – Oscar Wendt i Julian Korb spełniali rolę wahadeł, podchodząc bardzo wysoko do gry i starając się jak najwcześniej przeszkodzić Bawarczykom w konstruowaniu akcji. Jeśli Bayern próbował ataków prawą stroną gospodarzy, wówczas cały blok obronny przesuwał się w kierunku linii bocznej, a po przeciwległej stronie boiska niżej do defensywy schodził Wendt. Gdy akcja toczyła się lewą stroną Borussii, trójka z tyłu często wspomagana była po drugiej stronie przez Korba. Zdarzały się też sytuacje w meczu, w których między środkowych obrońców schodził Granit Xhaka. W żadnym jednak momencie Borussia nie broniła większą ilością zawodników niż 5 w linii.

Drugi pomysł Schuberta na to spotkanie, to wysoki pressing. Gospodarze maksymalnie opóźniali wyprowadzenie akcji przez Bawarczyków, udało im się tez kilka razy przechwycić piłkę jeszcze na połowie przyjezdnych, co skutecznie wybijało gości z rytmu. Aby zagęścić środek pola i utrudnić swobodne rozegranie, Schubert całkowicie zrezygnował w tym spotkaniu ze skrzydłowych. Fabian Johnson biegał w środkowej strefie blisko Mahmouda Dahouda. Można by więc rzec, że Schubert kreatywnie i na potrzeby tego spotkania wymyślił coś, co można by opisać systemem 3-3-2-2, co brzmi na tyle dziwnie, że nawet Guardiola by się tego nie powstydził.

pozycje

Uśrednione pozycje graczy Borussii w sobotnim meczu z Bayernem, które wyraźnie pokazują zarys ustawienia taktycznego gospodarzy z wysokim ustawieniem Korba i Wendta.

Z Bayernem można grać i można wygrać. Trzeba jednak mieć na boisku inteligentnych zawodników, którzy wiedzą, w którym momencie można Bayern zaatakować, co pokazała chociażby trzecia bramka strzelona przez Johnsona. Bayern w fazie ataku stoi często bardzo wysoko i jedno mądre podanie po przejęciu piłki częstokroć może stworzyć taką sytuację, w jakiej właśnie znalazł się Amerykanin. Trudno jednak zagrać taką piłkę stojąc na 25-30 metrze przed własną bramką. Znacznie łatwiej, gdy broni się aktywnie i wysoko. W poniedziałkowej Spieltaganalyse pojawiła się dość zaskakująca statystyka, wg której Bayern przegrał w roku 2015 „aż” 9 meczów (szczerze mówiąc myślałem, że mniej), a bilans bramkowy tych porażek to 4:22. Można by napisać, że Bayern nawet jak przegrywa, to też robi to z pompą. By jednak tego dokonać, trzeba mieć nie tylko rozsądny plan i odpowiednich wykonawców, ale też i … szczęście. Bo nie ma się co oszukiwać – Źrebaki wygrały w sobotę tyleż dzięki własnemu pomysłowi na grę, co przez

BRAK SKUTECZNOŚCI

przyjezdnych. Pierwsza połowa tego meczu zdecydowanie należała do Bayernu, który między 10 a 35 minutą praktycznie nie schodził z połowy gospodarzy wypracowując sobie w międzyczasie kilka naprawdę dobrych sytuacji bramkowych i gdyby część z nich wykorzystał, to schodziłby na przerwę z co najmniej z dwubramkowym prowadzeniem, co z kolei dałoby zapewne mu w tym spotkaniu komplet punktów. Zawiódł Robert Lewandowski, który od momentu historycznego meczu z Wolfsburgiem zmarnował już co najmniej 5 absolutnie czystych sytuacji strzeleckich, a w tym spotkaniu był wyjątkowo mało widoczny. Podobnie Thomas Müller, który także nie wykorzystał dobrej okazji do strzelenia gola. Aktywny ale mało konkretny był Kingsley Coman, szczęście próbował Javi Martinez – wszystko na nic. Dość powiedzieć, że absolutnie cała statystyka była w tym meczu oczywiście po stronie Bayernu – strzały 22:13, posiadanie piłki blisko 60 do 40%, Podań w tercji atakowanej 186 do 115. Zabrakło tylko goli. Tylko albo aż.

Byłoby o nie z pewnością łatwiej, gdyby nie

FALA KONTUZJI

w Bayernie, na co niemiecka prasa także zwraca baczną uwagę. Jeśli miałbym na podstawie tego meczu wyciągać jakieś dalej idące wnioski, to najważniejszy z nich byłby taki – że wbrew mojej dotychczasowej opinii – Bayern wcale nie jest w tym sezonie odporny na urazy. Do tego momentu sądziłem, że nie ma takiej zarazy, która byłaby w stanie rozłożyć w tym roku funkcjonowanie systemu Pepa na łopatki. A jednak jest. Wystarczy pomór wśród skrzydłowych i okazuje się, ze alternatyw w ofensywie wcale tak wielu nie ma. Z graczy ofensywnych Pep mógł wprowadzić w sobotę na boisko z ławki tylko i wyłącznie Francka Ribery’ego, który przecież też dość niespodziewanie na tej ławce się znalazł. Brak Douglasa Costy i Arjena Robbena, czyli dwóch nominalnie najlepszych skrzydłowych w zespole, do tego nieobecność Thiago, Maria Götze, Davida Alaby, czy Juana Bernata, mocno ograniczyła pole manewru Hiszpanowi i pozbawiła Bayern ogromnej dawki kreatywności. A co, jeśli podobna sytuacja powtórzy się na wiosnę w Lidze Mistrzów?

korb

Kadr z wczorajszej Spieltaganalyse na sport1 pokazujący, jak wysoko i odwaznie Borussia podchodziła pressingiem pod Bayern, Gracz ze strzałką to Julian Korb. Podobnie zachowywał się po drugiej stronie Oscar Wendt.

Zresztą, sprawa kontuzji w Bayernie to gorący ziemniak w niemieckiej prasie. Raimund Hinko – wieloletni dziennikarz Sport Bilda zajmujący się od wielu lat na co dzień Bayernem, pisze w swojej cyklicznej kolumnie „Meine Bayern”, że mimo tego całego teatrzyku związanego z wyrzuceniem Wolfartha-Müllera ilość kontuzji w Bayernie wcale nie zmalała. Ba, kontuzje, które opisuje się jako niegroźne ciągną się długimi tygodniami i nikt w zasadzie nie wie dlaczego. David Alaba? Kontuzja stawu skokowego. Miał wrócić po ok 10 dniach, tymczasem w tym roku grać już nie będzie. Douglas Costa? „Drobne problemy mięśniowe”, a nie gra od dwóch tygodni. Mięśniówki dotknęły także Robbena, Bernata czy wcześniej Götze.  Nie za dużo tych urazów mięśniowych? Czyżby Hinko wsadził kij w mrowisko?

Porażka z Gladbach tak naprawdę niewiele zmienia w sytuacji Bayernu. Dortmund nadrobił co prawda 3 punkty i traci ich już tylko 5, ale w niemieckich mediach nikt nie robi sobie nawet nadziei na to, że wyścig po mistrzowską paterę będzie choć odrobinę ciekawszy. Nie będzie. Największą zagadką pozostaje natomiast pytanie, jakie wnioski z tej porażki wyciągnął Guardiola. Jeśli stworzył sobie z nich po tym spotkaniu „mapę myśli”, to przeczytał na niej znane i złowrogo brzmiące hasła, takie jak „kontuzje”, „kontry”, „skrzydłowi”, „skuteczność”, „dominacja za wszelką cenę” czy „wysoko ustawiona linia obrony”. I być może zapaliła mu się w głowie lampka, że niemal identyczna „mapę myśli” tworzył ostatnio w maju. Niestety po porażce w LM z Barceloną wyrzucił ją do śmieci…