Sezon w Bundeslidze powoli dobiega końca, więc pora zacząć go powoli podsumowywać. Zaczynam od jedenastki odkryć sezonu, czyli piłkarzy, którzy w sierpniu 2015 nie byli jeszcze znani szerszej publiczności w Niemczech, a dziś mają swoją markę nie tylko w Bundeslidze, ale nierzadko też i na europejskim rynku. Większość z nich to młodzi piłkarze na dorobku, ale nie brakuje też i takich, którzy pokazali się szerszej publiczności będąc bliżej końca kariery niż jej początku. Wahałem się co do kilku nazwisk. Zastanawiałem się, czy za odkrycie mogę uznać np. Mitchella Weisera albo Sandro Wagnera. Ostatecznie uznałem, że dali się oni poznać szerszej publiczności już wcześniej, więc dam jednak szansę innym. Oto oni:
Bramkarz: Ramazan Özcan (FC Ingolstadt, 1984)
W bramce konkurencja relatywnie najmniejsza, bo pod uwagę można było brać jeszcze jedynie Christiana Mathenię z Darmstadt i Lukasa Hradecky’ego z Eintrachtu. Zdecydowałem się jednak na reprezentanta Austrii, bo to w dużej mierze także dzięki niemu Ingolstadt dysponuje defensywą grającą na poziomie Bayeru Leverkusen, a niewiele gorszą niż Borussia Dortmund. W ubiegłym sezonie Özcan był jednym z najlepszych bramkarzy drugiego frontu, w tym także gra bardzo solidnie ale już na najwyższym poziomie rozgrywkowym. W lecie wydawało się, że pierwszym bramkarzem Ingolstadt będzie Norweg Örjan Nyland, ale Özcan nie dał mu żadnych szans w rywalizacji. Jest to bramkarz, który być może prochu już nie wymyśli, ale jest niezwykle solidny, praktycznie nie popełnia głupich błędów, świetnie spisuje się na linii i tylko szkoda, że ma już 32 lata, bo wielkiej kariery już nie zrobi.
Lewa obrona: Philipp Ochs (Hoffenheim, 1997)
„Synek” Nagelsmanna. W Hoffenheim od dawna wiedziano, że Ochs to talent, ale Huub Stevens wolał na lewej obronie obsadzać miernego Koreańczyka Kima niż Ochsa właśnie czy Jeremy’ego Toljana. Może dlatego, że w jego wyobrażeniu defensor ma przede wszystkim bronić dostępu do własnej bramki. Nagelsmann jest zdecydowanie bardziej elastyczny i ze skrzydłowego Ochsa zrobił w zasadzie allroundera. Lewe skrzydło, lewa obrona, zdarzały się nawet mecze, w których Ochs wybiegał jako środkowy pomocnik bądź ofensywny pomocnik. Niemcy o takich zawodnikach mówią „Allzweckwaffe”. U Nagelsmanna gra niemal w każdym meczu (nie wystąpił tylko przeciwko Stuttgartowi z powodu kontuzji, a także przeciwko Borussii Dortmund), choć nie w każdym jeszcze na odpowiednio wysokim poziomie. Nagelsmann jednak wie lepiej niż ktokolwiek inny, jak należy wprowadzać młodzież do pierwszego zespołu (w meczu z Herthą w podstawowej jedenastce Hoffenheim znalazło się czterech zawodników wywodzących się z klubowej akademii; poza Ochsem byli to Süle, Amiri i Toljan) i doskonale rozumie, że 19-letni młokos raz zagra lepiej, raz gorzej, ale trzeba na niego konsekwentnie stawiać i okazywać mu zaufanie. Wiara w Ochsa może się sowicie opłacić, bo Philipp to rokrocznie zawodnik kolejnych młodzieżowych reprezentacji kraju (przeszedł szczeble od U15 do U19) i ma wszelkie dane ku temu, aby zaistnieć także i na poziomie seniorskim w piłce reprezentacyjnej.
Środek obrony: Aytac Sulu (Darmstadt, 1985)
Wchodzi gość do Bundesligi i w debiutanckim sezonie w wieku 31 lat ładuje 7 goli grając jako środkowy obrońca… Sulu to prawdziwa polisa ubezpieczeniowa na życie dla Darmstadt. Sposób gry ekipy Dirka Schustera bazuje na najprostszych środkach wykonywanych jednak w sposób niemalże perfekcyjny, czyli na tworzeniu zagrożenia po stałych fragmentach gry i zagrywaniu długich piłek na kontrę. Dorzućmy do wspomnianych 7 bramek 4 zdobyte w zeszłym sezonie w 2. Bundeslidze i wyjdzie nam, że w 61 spotkaniach, w dwa lata, Sulu zdobył dla swojej drużyny w lidze aż 11 bramek. Znalazłoby się w Bundeslidze kilku napastników ze znanymi nazwiskami, którzy o takim dorobku mogliby tylko pomarzyć. Sulu to obrońca w starym stylu. Silny fizycznie, wygrywający sporą ilość pojedynków (6. w całej lidze pod tym względem), ale nie czujący się zbyt pewnie z piłką przy nodze, kiedy trzeba ją wyprowadzić z przedpola własnej bramki. Dlatego trudno sobie wyobrazić, by zdołał jeszcze zrobić w Bundeslidze większą karierę, tym bardziej, że i lata swoje ma. Ale dla Darmstadt jest absolutnie bezcenny.
Andreas Christensen (Borussia Mönchengladbach, 1996)
Niemalże całkowita antyteza Sulu. Kiedy młodziak przychodził przed sezonem w ramach wypożyczenia z Chelsea, nikt się chyba nie spodziewał, jak kapitalny rozwój stanie się jego udziałem. Już Lucien Favre zaczął na niego od początku stawiać, ale seria słabych wyników sprawiła, że Duńczyka dopadła złowroga rotacja. Andre Schubert przywrócił go jednak do składu i na pewno nie żałuje. Christensen imponuje elegancją w grze, umiejętnością rozegrania piłki, świetną grą głową i antycypacją. Pod względem wygranych pojedynków ustępuje w lidze tylko Matsowi Hummelsowi, a celnością podań nawet go przewyższa. Jego gra nie przeszła w Europie bez echa. Mówi się o zainteresowaniu nim Barcelony czy Bayernu, a i Gladbach liczy, że uda się jej pozyskać go za rok na stałe, kiedy to Christensenowi zakończy się wypożyczenie do Borussii. Wydaje się to jednak mało realne, bo w Chelsea zdają sobie z pewnością sprawę, jaki brylant wróci do nich z Niemiec za 12 miesięcy.
Christensen na tropie Hummelsa. Statystycznie brakuje naprawdę niewiele, a w niektórych aspektach Duńczyk już jest lepszy od reprezentanta Niemiec. 65% wygranych pojedynków to świetny wskaźnik, ale do Hummelsa w tym względzie jeszcze odrobinę brakuje. Ma jednak Christensen czas. 71% wygranych pojedynków przez Hummelsa to procent wręcz kosmiczny.
Prawa obrona: Joshua Kimmich (Bayern, 1995)
Kiedy przed sezonem przychodził do Bayernu ze Stuttgartu via Lipsk za 8,5 mln € wydawało się, że podzieli los Sebastiana Rode i incydentalnie będzie się pojawiał na boisku. Nikt z pewnością nie przypuszczał, że „Jozua” (tak poprawnie należy wymawiać jego imię) będzie miał do odegrania tak znaczącą rolę na początku 2016 roku. To jemu Guardiola powierzył do spółki z Alabą kierowanie środkiem defensywy Bayernu wobec kontuzji Jerome’a Boatenga i trzeba powiedzieć, że Kimmich wywiązał się z tego zadania lepiej niż dobrze. Do dziś mam w głowie symboliczny obrazek z mecz z Juventusem w Turynie, na którym niewysoki Kimmich wygrywa walkę o główkę z… Mario Mandzukiciem. W Niemczech natychmiast podniosły się głosy, że Kimmicha należy zabrać na Euro, a Thomas Berthold postulował, by ustawić go w pierwszym składzie na prawej obronie, bo i tak nie ma w Niemczech nikogo lepszego na tę pozycję. To pokazuje, jak wszechstronnym graczem jest Kimmich – nominalny defensywny pomocnik. Przyszłość Kimmicha rysuje się w różowych barwach, sądzę jednak, że u Carlo Ancelottiego powróci on na swoją nominalną pozycję i będzie stopniowo przejmował rolę pełnioną dziś przez Xabiego Alonso.
Defensywny pomocnik: Julian Weigl (Borussia Dortmund, 1995)
Odkrycie odkryć. Niesamowity chłopak. Zachwycił mnie już w okresie przygotowawczym. Oglądałem kilka letnich sparingów Borussii w Japonii i Weigl już po kilkudziesięciu minutach jednego z nich zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Nie tracił piłek, jego podania były mocne i precyzyjne, zawsze w tempo kolegi z zespołu. Dałem zresztą upust swojemu zachwytowi pisząc tekst o Weiglu u progu sezonu (https://tylkopilka.pl/american-dream-w-odcieniach-schwarz-gelb/). Walory te potwierdził potem w meczach o stawkę, a rozwinął się tak wspaniale, że dziś wymienia się go w kontekście wielkich klubów europejskich. Szczególnie w Anglii ma dobrą prasę. Weigl to chłopak gwarantujący ponad 90-procentową skuteczność podań, któremu wręcz nie sposób odebrać piłkę. To, czego mu jeszcze brakuje, to trochę więcej siły fizycznej i efektywności pod bramką przeciwnika, bo mimo fantastycznego sezonu wciąż jeszcze czeka na swoją pierwszą bramkę w Bundeslidze. Zbyt rzadko także próbuje zagrywać bezpośrednie prostopadłe piłki na szpicę, które otwierałyby drogę Aubameyangowi czy Reusowi do bramki rywala. Ale nauczy się i tego. Przyszły reprezentant Niemiec, co do tego chyba nikt nie ma wątpliwości.
Defensywny pomocnik: Mahmoud Dahoud (Borussia Mönchengladbach, 1996)
Źrebakom trafiła się prawdziwa perełka. Już od dwóch lat mówiło się, że Dahoud to wyjątkowy talent, ale dopiero w tym sezonie Lucien Favre postanowił na stałe dołączyć Dahouda do kadry pierwszego zespołu i pozwolił mu zadebiutować w lidze. Podobnie jak i w przypadku Christensena – po początkowych niepowodzeniach Dahoud został przez Favre’a posadzony na ławkę, ale Schubert nie bał się odważnie na niego postawić, dzięki czemu wszyscy fani Bundesligi przekonali się, jak ogromnym talentem dysponuje Mo. W Niemczech pisze się o nim „Mały Gündogan” i trudno o trafniejszą a zarazem bardziej nobilitującą opinię. Dahoud kapitalnie panuje nad piłką, jest niezwykle kreatywny, potrafi zagrać zabójcze podanie, a także samemu strzelić gola. Dysponuje niezłym uderzeniem z dystansu, a jedyną jego wagą jest chyba to, że… za dużo biega, co wypomina mu choćby trener Schubert. Dahoud to kolejny piłkarz z kuźni Gladbach, na którym klub zarobi w przyszłości grube miliony euro. Głośno w Niemczech o zainteresowaniu nim klubów angielskich (m.in. Liverpoolu czy Tottenhamu), chciałaby go mieć u siebie Borussia Dortmund, do której pasowałby wręcz idealnie po ewentualnym odejściu Gündogana. Wydaje się jednak, że przynajmniej przez rok zostanie jeszcze w Mönchengladbach i swoimi zagraniami będzie jeszcze cieszył oczy kibiców Źrebaków.
Popatrzcie na liczby. Ilość minut zbliżona, a nawet Gündogan ma rozegrany jeden pełny mecz więcej (89 minut). Efekty? Dahoud 5 goli i 9 asyst, Gündogan odpowiednio 1 i 3. Pomijając wygrane pojedynki (49%-55%) i celność podań (84%-88%) Dahoud w niczym w tym sezonie nie ustępuje pola gwiazdorowi BVB, a konkretnych liczbach bije go wręcz na głowę.
Lewoskrzydłowy: Kingsley Coman (Bayern Monachium, 1996)
Nie jest łatwo przebić się w Bayernie młodym piłkarzom, tym większe uznanie należy się Kimmichowi i Comanowi właśnie. Francuz zaaklimatyzował się w Monachium bardzo szybko. Dysponuje nieprawdopodobnym wręcz dynamitem w nogach, o czym zresztą kiedyś już pisałem (https://tylkopilka.pl/naukowiec-potwierdza-coman-to-fenomen/). Bayern ma klauzulę wykupu Comana z Juventusu na 20 mln € i już można w zasadzie ze stuprocentową pewnością stwierdzić, że z radością zrobi z niej użytek. W 33 meczach, jakie rozegrał Coman w tym sezonie, zanotował 6 goli i 11 asyst. Jak na debiut – wyśmienity bilans. Bayern właśnie dzięki Comanowi i Douglasowi Coscie, jest już dobrze przygotowany na zmierzch Robbery’ego.
Ofensywny pomocnik: Nadiem Amiri (Hoffenheim, 1996)
Jestem fanem tego chłopaka. Jeszcze chimeryczny, jeszcze zdarzają mu się mecze, o których najlepiej byłoby zapomnieć, ale trudno nie dostrzec w nim iskry bożej. Spora kreatywność, duża dynamika, częsta gra na jeden kontakt, szukanie podania do przodu a nade wszystko umiejętność kreowania sytuacji swoim partnerom. W niedawnym meczu z Herthą aż ośmiokrotnie wykładał swoim kolegom piłkę do strzałów na bramkę rywala. Może grać na 10, zdarza mu się też grywać na 8. W zimie mówiło się, że jest pod lupą Borussii Mönchengladbach, która może szykować go na ewentualnego następcę Mahmouda Dahouda. W mojej opinii pasowałby do tej roli idealnie.
O Stenderze mówi się w Niemczech, że to przyszłość środka pola w kadrze. Czy aby na pewno? Mimo znacząco większej liczby minut spędzonych na boisku, Stendera właściwie w żadnym aspekcie (poza pojdynkami) nie przebija Amiriego. Gole 3:2, asysty 4:1, kreowanie sytuacji strzeleckich kolegom – 33:27. Przepaść przy tak wielkie różnicy minutowej.
Prawoskrzydłowy: Christian Pulisic (Borussia Dortmund, 1998)
Kibice BVB byli w większości niezadowoleni z owoców zimowego okienka transferowego. Wydawało się, że wobec szczupłej kadry drużynie nie uda się zrealizować nakreślonych w lidze i Lidze Europejskiej celów. Czas pokazał jednak, że Zorc i Watzke w porozumieniu z Tuchelem podjęli jedynie słuszną decyzję. Bo to dzięki niej pokazali światu Christiana Pulisicia – szybkiego, przebojowego, obdarzonego bardzo dobrym dryblingiem i brylantową techniką 17-letniego skrzydłowego, który ma już nawet na koncie swoje pierwsze bramki w Bundeslidze. Gołym i nieuzbrojonym okiem widać, że Pulisic to talent najczystszej wody i wcale wiele wody w Renie upłynąć nie musi, by stał się on jedną z czołowych postaci w zespole, która będzie go ciągnęła do przodu. Wejście do zespołu ma podobne do Mario Götze i jestem pewien, że w kolejnym sezonie będzie odgrywał w Borussii już znacznie poważniejszą rolę. Na Real czy Liverpool, które wymienia się w kontekście młodziutkiego Amerykanina chyba jeszcze za wcześnie.
Napastnik: Yoshinori Muto (Mainz, 1992)
Heidel i jego wynalazki. Po transferach Shinji Okazakiego i Johannesa Geisa wydawało się, że Mainz czeka sportowa zapaść. Nic z tych rzeczy. Sezon życia rozgrywa Julian Baumgartlinger trzymający w garści cały środek, wystrzelił z formą Yunus Malli, a na dodatek Heidel wyczarował z kapelusza kolejną maszynkę do biegania Made in Japan. Muto wszędzie jest pełno. Chłopak biega jak szalony nie dając żyć obrońcom rywala mającym piłkę przy nodze, a na dodatek sam potrafi ukąsić. 7 goli i 4 asysty w 20 meczach to całkiem niezły bilans jak na debiutanta. Na jesieni on i Malli stworzyli kapitalnie uzupełniający się duet M&M’sów (https://tylkopilka.pl/mmsy-heidela/), który decydował o całej grze ofensywnej FSV. Niestety kontuzja więzadeł pozbawiła go możliwości podreperowania swojego dorobku.