Czym różni się reprezentacja Antonio Conte od drużyny prowadzonej przez Cesare Prandellego? Pressingiem, zaangażowaniem i duchem walki. Legenda Juventusu objęła kadrę narodową i po zaledwie dwóch meczach, w tym jednym towarzyskim, przekonała do siebie prawie cały włoski naród. Po kolejnym fatalnym mundialu w wykonaniu Squadra Azzurra eksperci zaczęli skreślać Italię, mówiąc że srebro na Euro 2012 było przypadkiem, a prawdziwy obraz piłki reprezentacyjnej rodem z Półwyspu Apenińskiego to porażki z Kostaryką i Urugwajem czy remisy w sparingach z Irlandią i Luksemburgiem. Conte, podobnie jak to zrobił z Juventuem, tchnął nowego ducha w reprezentację, nie bał się pewnych kontrowersyjnych ruchów, zażądał niemalże autorytarnej władzy i odpłacił się pokonaniem Holendrów i Norwegów. Fani Włoch mają się z czego cieszyć i mogą z ufnością patrzeć w przyszłość, gdyż Antonio robi jedną rzecz w przekonujący sposób i z niesamowitą regularnością. Wygrywa.
Ktoś powie, że pokonanie Holendrów w meczu towarzyskim nie może być miarodajne, a ogranie na wyjeździe słabych Norwegów na początku eliminacji to obowiązek a nie osiągnięcie. Jestem w stanie się z tym zgodzić, ale na mnie nie robią wrażenia wyniki lecz postęp. Conte wziął rozbitą porażkami drużynę, wiele w niej pozmieniał, po czym wypuścił w bój i nie miał się czego wstydzić. Nowy trener na dzień dobry nie mógł skorzystać z kręgosłupa zespołu Prandellego. Z powodu urazów z gry wypadli mu Chiellini, Barzagli i Pirlo, Montolivo od dawna narzeka na kontuzję, a Marchisio był zawieszony i nie mógł rozpocząć eliminacji z resztą ekipy. W obliczu takiej sytuacji kadrowej szkoleniowiec postawił na swoich ulubieńców – Ranocchię, którego trenował w Bari i Giaccheriniego, który był jego pupilkiem w Juventusie. Czy te ruchy były ryzykowne? Jak najbardziej! Obrońca Interu stał się w ostatnich latach obiektem szyderstw kibiców w całej Serie A, a pomocnik Sunderlandu od momentu przenosin na Wyspy Brytyjskie gra ogony, albo wcale nie pojawia się na murawie. Obaj zaprezentowali się z Norwegią bardzo dobrze i mogą być pewni kolejnych powołań. Andrea grał bez zarzutu w obronie, podczas gdy Emanuele po słabym początku rozkręcił się w drugiej odsłonie pojedynku.
Włosi imponowali stylem gry, a ja nie mogę nie być pod wrażeniem, że po zaledwie jednym zgrupowaniu reprezentacja tak szybko opanowała to czego Conte od niej wymaga. Piłkarze zamieniali się pozycjami, ustawienie 3-5-2 sprawdziło się doskonale, zawodnicy byli aktywni i często przepuszczali piłkę, dobrą robotę na skrzydłach wykonywali młodzi Darmian i De Sciglio, a atak przestał być piętą achillesową zespołu. Początek kadencji Conte pokazał jedną bardzo ważną rzecz, Włosi mają zaplecze i z tego materiału ludzkiego da się zbudować naprawdę silną drużynę. Parę miesięcy temu na pytanie kogo powinien w ataku wystawić Prandelli bez zastanowienia wskazałbym na Giuseppe Rossiego i Mario Balotellego. Teraz w kadrze nie ma żadnego z nich, ten pierwszy przeżywa kolejny koszmar spowodowany kontuzją, a ten drugi… to historia na osobny tekst. Na razie można śmiało założyć, że dla piłkarza leniwego, źle grającego bez piłki, nie przykładającego się do gry w obronie i choćby nie wiadomo jak utalentowanego w kadrze Conte miejsca nie będzie. Nieszczęściem Super Mario jest fakt, że spełnia powyższe wymagania.
Pod nieobecność Rossiego i Balotellego nowy trener postawił odważnie na Simone Zazę z Sassuolo i dzień po meczu z Norwegią nazwisko 23-letniego snajpera zna już każdy szanujący się dziennikarz sportowy w Europie. Zaza swą grą pokazał, że w Italii można znaleźć silnego, dobrze wyszkolonego technicznie, świetnie poruszającego się bez piłki snajpera. Nie zaryzykuję tutaj wiele mówiąc, że mogę się założyć, że w przyszłym sezonie Simone będzie grał w dużo silniejszym klubie. Partnerem Zazy w meczu z Norwegami był Ciro Immobile. O ile jego gra w starciu z Holandią napawała optymizmem to we wtorek włączył mu się ewidentnie tryb niewidzialności. Kiedy jednak były gracz Torino nie będzie dawał rady na ławce czekają już Mattia Destro czy Stephan El Shaarawy. Wszyscy fani Squadra Azzurra powinni trzymać kciuki, by piłkarza Milanu omijały kontuzje. Jedynym niepasującym do tej układanki elementem jest Sebastian Giovinco. Wychowanek Juventusu to jednak kolejny z ulubieńców Conte, także następne powołania dla niego na pewno zostaną wysłane do Turynu.
Następnym przykładem odwagi Conte jest niewystawienie w składzie Marco Verrattiego. Nazywany przez ekspertów „następcą Pirlo” pomocnik nie może wywalczyć miejsce w kadrze już u drugiego selekcjonera. Prandelli szalenie rzadko z niego korzystał, a pod wodzą Antonio rozgrywający Paris Saint-Germain miał doczekać się nowego otwarcia. 45-latek z Lecce postawił jednak w środku pola na trójkę Florenzi – De Rossi –Giaccherini i ani przez moment tego nie żałował. Coś jednak musi w tym być, że nawet pod nieobecność Pirlo Verratti nie jest pierwszym wyborem w kadrze Italii. Pytanie pozostaje: jak długą Włosi mogą pozwolić sobie na luksus nie korzystania z tak wielkiego talentu?
Awans Włochów na mistrzostwa Europy jest niemalże pewny i nie piszę tego dlatego, że we wtorkowy wieczór pod naporem Italii padła Norwegia. Conte dostał łatwą grupę eliminacyjną ze słabą Bułgarią, jeszcze słabszymi Maltą i Azerbejdżanem oraz zawsze groźną Chorwacją. I nawet jeśli mielibyśmy się emocjonować walką podopiecznych Kovaca ze Squadra Azzurra, to całe emocje temu pojedynkowi odbiera nowy format eliminacji do Euro. Bezpośredni awans z grupy wywalczą dwa zespoły i już po losowaniu wiadome było kto może bukować bilety do Francji. We Włoszech nikt gratulować Conte awansu nie będzie, ale nikt też nie stawia przed nim nieosiągalnych celów. Na co będzie stać tę drużynę tak naprawdę nie wiadomo. Jedyną pewną rzeczą jest to, że era remisowania z Luksemburgiem po słabej grze bez zaangażowania już się skończyła.
Add Comment