W europejskich pucharach nie ma miejsca na takie błędy w defensywie jak podczas ostatniego meczu ze Śląskiem. Na szczęście strzelanie goli przychodzi ostatnio Legii z dużą łatwością – mówi Stefan Białas, były piłkarz i trener warszawskiego zespołu.
Jest pan usatysfakcjonowany tym, co na razie pokazuje Legia w tym sezonie?
Tak. Z tym zastrzeżeniem, że mówimy o meczach, w których występował możliwie najsilniejszy zespół. Bo to, co było na początku, absolutnie mi się nie podobało – granie dwoma składami, które kosztowało Legię porażkę w Superpucharze Polski, a także przegraną w meczu z Bełchatowem. Spotkanie z beniaminkiem będzie się odbijało czkawką, bo zupełnie niepotrzebnie stracone zostały punkty, o które w tej chwili jest znacznie trudniej ze względu na kalendarz pełen ciężkich gier.
Kto będzie najtrudniejszym rywalem Legii w walce o awans do fazy pucharowej Ligi Europy?
Każdy z grupowych przeciwników Legii jest z innej półki i prezentuje inny styl. Przeciwko żadnemu z tych zespołów nie można sobie pozwolić na takie lekceważenie gry defensywnej jak w ostatnim spotkaniu ze Śląskiem, gdy legioniści stanowczo zbyt łatwo tracili bramki. Zarówno Trabzonspor, jak i Metalist będą godnymi rywalami. To samo tyczy się ekipy Lokeren, która powszechnie uważana jest za najsłabszą w stawce. Ze względu na odmienny system grania belgijskiego zespołu szykuje się nam w czwartek przy Łazienkowskiej bardzo ciekawa konfrontacja.
Z kursów firm bukmacherskich wynika, że najbardziej prawdopodobnym wynikiem meczu z Lokeren jest 1:0 dla Legii. A pan jaki rezultat przewiduje?
Osobiście typowałbym nawet nieco bardziej korzystny wynik – dwubramkowe zwycięstwo: 2:0 lub 3:1. Legia ma spory potencjał w ofensywie i strzelanie goli przychodzi jej ostatnio z wyjątkową łatwością. Pewność gry zawodników w przedniej formacji jest dobra i po raz kolejny powinno się to przynieść efekt bramkowy.
Po meczu z Lokeren legionistów czekają dwa arcyważne mecze ligowe – z Wisłą i Lechem. Liczy pan na komplet punktów w tych starciach?
W tym momencie wypada właśnie wrócić do głupio straconych punktów na początku sezonu – po porażce z Bełchatowem i remisie z Górnikiem Zabrze, gdy legioniści grali praktycznie drugim składem. Teraz, kiedy co trzy dni będą naprawdę trudne mecze, Legia jest już nauczona doświadczeniem, że grając pomieszanym składem będzie jej trudno o zwycięstwa. Dlatego będzie musiała grać pierwszą jedenastką. O komplet punktów może być ciężko, ale wydaje mi się, że cztery oczka są jak najbardziej realne – remis na wyjeździe z bardzo dobrze grającą obecnie Wisłą oraz wygrana z Lechem przed własną publicznością. Najważniejsze dla legionistów będzie, aby nie przegrać w Krakowie i nie zwiększyć straty do Wisły. Zespół Franciszka Smudy również ma spory potencjał ofensywny, ale postawa jego obrony momentami pozostawia wiele do życzenia.
Mecz ze Śląskiem rozpoczął maraton meczowy dla Legii – 7 spotkań w 23 dni. Taka dawka trudnych meczów w tak krótkim czasie będzie chyba stanowiła ostateczną weryfikację jakości całej obecnej kadry?
Na to wygląda. Jak już mówiliśmy, teraz wymagania będą znacznie większe niż na początku sezonu, co oznacza, że dla zawodników Legii zaczął się właśnie bardzo poważny sprawdzian. Każdy wywalczony punkt i każda zdobyta bramka będą się liczyły w ostatecznym rozrachunku. Dlatego we wszystkich tych meczach legioniści muszą być bardzo ostrożni i skoncentrowani w defensywie. Najważniejsze, aby zbyt łatwo nie tracili bramek.
Po okresie słabszej gry przebudził się wreszcie Orlando Sa. Wierzy pan, że wzorem Chinyamy i Svitlicy ten zawodnik może powalczyć o koronę króla strzelców dla Legii?
To jest dobry piłkarz, który może zostać królem strzelców. Musi on jednak regularnie grać, tak jak zresztą każdy środkowy napastnik. Jeśli u Orlando Sa nie będzie już śladu po problemach zdrowotnych, wówczas śmiało będzie mógł on pretendować do tytułu najlepszego strzelca ligi. Wydaje się, że jego walka z Pawłem Brożkiem i Marcinem Robakiem o wygranie snajperskiej klasyfikacji może być bardzo zacięta. Warto też jednak podkreślić, że Orlando ma znakomitą konkurencję w klubie w osobie Marka Saganowskiego, który choć powoli zbliża się już do końca kariery, cały czas jest bardzo ważną postacią w zespole Legii.
Dosyć niespodziewanie zmartwieniem sztabu szkoleniowego i kibiców stała się za to dyspozycja Dusana Kuciaka…
Nic specjalnego nie da się z tym zrobić. Trzeba po prostu zaufać Kuciakowi, bo każdemu zdarza się słabszy okres. A to właśnie w dużej mierze Dusanowi zawdzięcza Legia dwa ostatnie mistrzostwa kraju. W ostatnim meczu słowacki bramkarz mógł się zachować lepiej przy wszystkich trzech bramkach dla Śląska, ale jestem przekonany, że wkrótce ten jego kryzys dobiegnie końca. W jego przypadku trudno mówić o braku umiejętności, bo te przecież doskonale znamy. Chodzi raczej o jakieś drobiazgi z życia prywatnego lub życia grupy, które przeszkadzają mu w pełnej koncentracji i dobrym nastawieniu na mecz.
Za Wisłą i Legią w ligowej tabeli uformowała się całkiem liczna grupa pościgowa. Który ze znajdujących się w niej zespołów może najdłużej wytrzymać tempo czołowej dwójki?
Uważam, że wcześniej czy później do czołowej trójki wskoczy Lech. Sporo się mówi też o Lechii, ale wydaje mi się, że to jeszcze nie jest ten poziom. Solidną drużyną jest Śląsk, w którym ciągle jest wielu zawodników pamiętających zdobycie mistrzostwa kraju. Początkowo bardzo dobrze w tym sezonie prezentowała się Pogoń, ale widać, że obecnie ma problemy z odnoszeniem zwycięstw. Duże wahania przytrafiają się też innym drużynom. Jak choćby Podbeskidziu, które potrafi pokonać Legię, by za chwilę przegrać z ostatnią w tabeli Koroną. Wszystko wskazuje na to, że w drugiej połówce pierwszej ósemki sytuacja będzie się zmieniać co kolejkę.
Już drugi sezon ekstraklasa rywalizuje w zmienionej formule. Widzi pan jakieś pierwsze efekty reformy systemu rozgrywek?
Dla mnie takie sztuczne dzielenie i odejmowanie punktów jest prawdziwą katastrofą. Tego nie ma prawie nigdzie na świecie i my też tego nie powinniśmy robić. Atrakcyjność rozgrywek można podnosić w inny sposób. Choćby poprzez zmianę systemu szkolenia. Ta reforma absolutnie mnie nie przekonuje. Znamienny jest przykład Zawiszy, któremu udało się załapać do fazy mistrzowskiej, a później był tylko tłem dla rywali. I widzimy, jak teraz się prezentuje…
Add Comment