Pan na „nie”

Antonio Conte jest świetnym trenerem i jakiekolwiek podważanie tego faktu jest bezcelowe. Każdy fan Juventusu zawdzięcza mu przeżycie niesamowitych emocji i chwil triumfu, które stały się udziałem bianconeri w trzech poprzednich sezonach. Kiedy jednak wykraczamy poza oceny jego pracy trenerskiej i skupiamy się na zachowaniach czysto ludzkich ciężko jest idealizować szkoleniowca z Lecce. Conte „cierpi” na chorobę wymówek, która towarzyszy jego pracy od lat. Tifosi Starej Damy przy każdej porażce w Europie słuchali jak to Juve nie może finansowo mierzyć się z największymi drużynami na kontynencie, a fani reprezentacji Włoch muszą słuchać, że słaba gra Squadra Azzurra to wina wszystkich tylko nie jego. Antonio z żywiołowo reagującego trenera, który zjednywał sobie miłość fanów, stał się panem na „nie”, który nigdy nie popełnia błędów, a jego decyzje są zawsze słuszne.

Egocentryzm – to słowo najlepiej podsumowuje zachowanie Conte w ostatnim czasie. Problemem Antonio jest to, że sam uwierzył w swoją wielkość i nieomylność. Bezgraniczne oddanie i zaufanie fanów nauczyły go, że jest nietykalny i zawsze może postawić na swoim. Na myśl od razu przychodzi lipiec tego roku i jego dymisja z funkcji trenera Juventusu. Szkoleniowiec wspominał od pewnego czasu, że jego czas w Turynie może dobiegać końca, a skuszony pomysłem pracy na Wyspach Brytyjskich zaczął oddalać się od włoskiego klubu. Decyzja o odejściu zaskoczyła jednak wszystkich od działaczy Juventusu po najlepiej zorientowanych dziennikarzy na Półwyspie Apenińskim. Conte zostawił Starą Damę w bardzo niefortunnym momencie. Mógł odejść w maju jeszcze przed mundialem, ale uczynił to tuż po rozpoczęciu przygotowań do sezonu, na długo po ustaleniu z działaczami strategii klubu na letniego okno transferowe. Gniew fanów skupił się na zarządzie klubu, który nie dał Conte „zabawek”, o które ten prosił. Całą sytuację najlepiej podsumowała żona prezydenta Andrei Agnellego Emma Winter na Twitterze. – Obrażacie mojego męża, a to on musi posprzątać bałagan, którego nie zrobił.

Antonio-Conte02

Początkowo wydawało się, że jego rozbrat z mistrzami Włoch podyktowany był zmęczeniem i brakiem chęci dalszej współpracy. Z czasem jednak w wywiadach zaczęły wychodzić niesnaski, które powstały na linii trener – działacze. Nawet jeśli to Conte miał rację w tym sporze to z czasem kolokwialnie rzecz ujmując „odleciał” i ciężko wierzyć bezgranicznie w każde jego słowo. Ostatnio dowiedzieliśmy się, że to Antonio wypatrzył i sprowadził do Turynu Paula Pogbę. Trener zupełnie zapomniał o roli jaką w całym procederze odegrali dyrektor sportowy Fabio Paratici i dyrektor zarządzający Giuseppe Marotta. Francuz był „jego” transferem, a tak przynajmniej Conte chce byśmy to zapamiętali.

Trzy cudowne lata Conte w Juventusie to przede wszystkim sukcesy na krajowym podwórku, ale spory niedosyt na międzynarodowej arenie. O ile za pierwszym razem Stara Dama awansowała do 1/8 finału Ligi Mistrzów, to sezon później nie wyszła z grupy i co gorsza, nie zdołała wygrać Ligi Europy czy nawet awansować do finału, który odbył się na Juventus Stadium. Czy trener może posypać głowę popiołem? Nie, gdyż półfinał drugorzędnych na Starym Kontynencie rozgrywek to sukces dla klubu, a towarzysząca krytyka była tak naprawdę niezależna od wyników. – Nasza gra w Europie zawsze widziana była jako porażka – mówił.

Utartym frazesem bądź też wymówką numer jeden można określić pieniądze, a w zasadzie przepaść finansową, która dzieli Juventus i powiedzmy Real Madryt, Bayern Monachium czy Chelsea. Conte często wspominał, że Stara Dama nie może rywalizować z tymi zespołami, gdyż są dużo bogatsze i mogą pozwolić sobie na każdego piłkarza na świecie. Traf chciał, że wraz z porażkami turyńczyków w Europie zbiegły się w czasie wielkie występy wcale nie zamożniejszych Borussii Dortmund i Atletico Madryt.

Le-cose-che-Conte-non-ha-detto_h_partb

Reprezentacja Włoch pod wodzą Conte rozegrała do tej pory sześć spotkań, a początkowy entuzjazm dość szybko uleciał. Squadra Azzurra wygrała pięć z tych pojedynków i zaliczyła jeden remis, ale nie ma nikogo kto mógłby być zadowolony z postawy zespołu. Azzurri wygrali po strasznych mękach mecze z Maltą, Azerbejdżanem i Albanią, a remis z Chorwacją trzeba obiektywnie uznać za bardzo szczęśliwy. Oczywiście trzeba oddać, że Conte bronią wyniki, Włosi zapewne bez najmniejszych problemów awansują na Euro 2016 we Francji, a ostatnio kadra została dość poważnie przetrzebiona przez kontuzje. W tym aspekcie nie można się do niczego przyczepić. No może poza niemalże religijnym oddaniem Antonio do ustawienia 3-5-2, które forsuje nawet nie mając odpowiednich ku temu wykonawców. Ten tekst nie ma oceniać jednak Conte trenera, lecz Conte człowieka.

Co jest więc powodem bardzo słabej postawy Włochów? Conte przygotował kolejną wymówkę. Otóż trener zbyt rzadko ma okazję pracować z reprezentantami. – Fakt, że zobaczę się z nimi dopiero za cztery miesiące to duży problem – grzmiał po starciu z Albanią. Ale czy przypadkiem „problem” Antonio to nie chleb powszedni dla wszystkich selekcjonerów? Bo patrząc na identyczną sytuację innych kadr narodowych można dojść do wniosku, że terminarz FIFA jest pod tym względem tak samo srogi dla wszystkich. 45-latek jako inteligentny człowiek pracujący w piłce od ponad 20 lat powinien orientować się jak wygląda praca z reprezentacją, a nie udawać zaskoczonego. Co więcej, Conte znów zaczyna pokazywać syndrom oblężonej twierdzy. Za czasów Juve walczył z dziennikarzami bojkotując konferencje prasowe. Teraz mówi, że oczekiwał więcej wsparcia od innych, tylko jemu zależy na wynikach reprezentacji i nikt mu nie stworzył warunków do osiągania sukcesów.

conte-guida-2

Na słabą dyspozycję azzurri wpływ ma również słaba Serie A i niechęć klubów do współpracy z reprezentacją. Conte uważa, że powołani do kadry powinni spędzać ze sobą więcej czasu, a niektóre zespoły w lidze oponują przeciwko takiemu rozwiązaniu. Nie jest tajemnicą, że optyka Antonio zmieniła się o 180 stopni. Kiedy był jeszcze trenerem Juventusu wypowiedział się bardzo niepochlebnie o Cesare Prandellim. Ówczesny selekcjoner powołał Giorgio Chielliniego, który od paru tygodni nie trenował z powodu kontuzji. Wtedy Prandelli pokazał, że „nie został odpowiednio nauczony”. Dodajmy też, że Conte generalnie lubił kręcić nosem kiedy jego podopieczni otrzymywali powołania. Trener z Lecce był pierwszym krytykiem piłki reprezentacyjnej zanim został największym krytykiem klubów i ich egoizmu.

Conte jest naprawdę wielkim trenerem i biorąc pod uwagę jego osiągnięcia mogę mówić o nim tylko w samych superlatywach. Jednak w parze z umiejętnościami szkoleniowymi nie poszło eleganckie zachowanie. Obrażanie Adriano Gallianiego, kłótnie z dziennikarzami i ekspertami Sky czy nie pojawianie się na konferencjach prasowych chluby mu nie przyniosły. Nie twierdzę oczywiście, że Conte jest złym człowiekiem, ale dostrzegam dużą zmianę w jego zachowaniu.

Antonio nigdy nie był szarą myszką, która bała się odezwać. Jednak na początku swojej przygody z Juve w roli trenera widać było, że taktyk bada grunt. Wraz z pierwszymi sukcesami przyszły pierwsze dziwne zachowania. Włoch zaczął być chwalony praktycznie przez wszystkich i ten sukces trochę uderzył mu do głowy. Z czasem w Conte zaczął myśleć, że jest ważniejszy niż klub, który prowadził i zaczęły się lekcje, które udzielał dziennikarzom i działaczom. Teraz sytuacja powtarza się w drużynie narodowej. Antonio opisując sytuację przedstawia siebie jako jedyną siłę, która chce biedny i zapóźniony włoski futbol wprowadzić na salony. Mam nadzieję, że to mu się uda, gdyż będzie to jedyne usprawiedliwienie dla jego egocentrycznego zachowania.