Gepetto z Wilczego Grodu

Tomasz Urban
Tomasz Urban

Właściwie założyłem sobie, by nie pisać w felietonach o oczywistościach, o rzeczach i zawodnikach, o których w zasadzie wszyscy wszystko wiedzą. Nie chcę pisać o Robbenach, Riberich, Lewandowskich, Hummelsach, czy Reusach. Ale złamałem się. Już dawno żaden piłkarz nie robił na mnie aż tak wielkiego wrażenia sposobem poruszania się po boisku, wizją gry, dynamiką, techniką, szybkością… Kapitalny, fenomenalny, robi co chce, czyni różnicę, Wolfsburg składa mu pokłon – poniedziałkowy przegląd niemieckiej prasy nie pozostawia wątpliwości, w kim zakochane są dziś całe piłkarskie Niemcy. Belgia i Holandia pewnie zresztą też. No bo jak tu się nie zakochać w piłkarzu, który potrafi „ożywić drewno” i z kanciastego Dosta wyczarować supersnajpera najwyższej klasy? Jak tu się nie zachwycać jego swobodą w grze, dokładnymi na centymetr dośrodkowaniami, rajdami i dryblingami demolującymi całe bloki defensywne rywali? Oto najlepsza wizytówka całej Bundesligi, jaką tylko można sobie wyobrazić. Kevin de Bruyne – belgijski Gepetto.

Statystyka potwierdza. Jest lepszy niż Robben! – tak poniedziałkowe wydanie sportowej części Bilda wita z czołówki swoich czytelników. Kontrowersyjne? Nie bardzo. To trochę tak, jak by wybierać między Ferrari a Porsche. Decydują detale. Obaj są geniuszami futbolu i obu ogląda się z najwyższym uznaniem. Tym niemniej 14 goli i 23 asysty w 37 meczach o stawkę na tym poziomie brzmią jak jakiś bug z FM-a. De Bruyne co 90 minut zalicza w tym sezonie gola lub asystę i to mając przed sobą jednowymiarowego dostawiacza nogi lub głowy. Niewiarygodne liczby. W Bundeslidze Kevin zaliczył 17 asyst i od kiedy prowadzone są w Niemczech szczegółowe wyliczenia, nikt nigdy na tym etapie sezonu nie miał ich więcej. Rekord asyst w skali całego sezonu należy póki co do Francka Ribery’ego (2011/2012) i Zvjezdana Misimovicia (2008/2009), którzy dwudziestokrotnie wykładali piłki swoim kolegom z zespołu. Ale już nie długo, tylko do maja.

debr

De Bruyne lepszy niż Robben? (zdj. Bild)

Ojcem chrzestnym sukcesu młodego Belga jest z pewnością Klaus Allofs. To on sprowadził go dwa lata temu na wypożyczenie do Bremy, gdzie już wówczas trzymał Werder przy życiu zdobywając w 33 meczach 19 punktów do klasyfikacji kanadyjskiej (10 bramek i 9 asyst) i to on wyrwał go z górą rok temu ze szponów nie mającego na de Bruyne żadnego sensownego pomysłu Mourinho. Dziś wygląda na to, że to były najlepiej ulokowane 22 miliony € w historii klubu spod znaku Volkswagena, które nie tylko spłacą się najpóźniej we wrześniu tego roku, bo trudno sobie wyobrazić, by Wolfsburg nie zakwalifikował się do przyszłorocznej Ligi Mistrzów, ale i przyniosą w przyszłości spory zysk, bo nie sposób też sobie wyobrazić, by de Bruyne został w Wolfsburgu na długie lata. Kontrakt ma do 2019, zarabia ok. 5 mln € rocznie, Wolfsburg podjął już wstępne rozmowy z jego agentem – Patrickiem de Kosterem dotyczące przedłużenia umowy, ale bądźmy szczerzy – przyjdzie Bayern i weźmie, co będzie chciał. Tym bardziej, że Robben i Ribery już młodsi nie będą, a de Bruyne zdaje się pasować idealnie do konceptu Guardioli Dlaczego? Bo jest niezwykle wszechstronny, może zagrać zarówno na 10, jako drugi napastnik (role wypełniane najczęściej obecnie przez Müllera czy Götzego), ale także i na skrzydle, zwłaszcza po lewej stronie, na którą często ucieka, by stamtąd nabierać prędkości, ścinać akcje do środka na prawą nogę i kończyć je strzałem. Innymi słowy – lustrzane odbicie Robbena. Trudno oczywiście się spodziewać, aby już tego lata doszło do transferu, ale za rok? Kto wie, kto wie… Mówił o tym zresztą w niedzielę w Sky były piłkarz Werderu: – To młody i inteligentny gracz. Ribery i Robben mają już ponad 30 lat. Bayern na pewno ma go na oku. Byłby to z pewnością świetny kandydat na ich następcę. Allofs co prawda zapewnia, że nie ma powodów do niepokoju, bo ani Wolfsburg nie chce Kevina sprzedać, ani on sam nigdzie się nie wybiera, ale niemiecka prasa spekuluje, że agent de Bruyne – Patrick de Koster będzie chciał swojego klienta ponownie umieścić w Anglii. Zaryzykuję jednak tezę, że prędzej czy później to Bayern będzie miał najlepsze karty w ręku w pokerze o genialnego Belga. Bawarczyków stać na to, by zapłacić mu tyle, ile dostałby na Wyspach, a ponadto Bundesliga najwyraźniej zdecydowanie lepiej mu służy niż Premier League. Lepsze jest często wrogiem dobrego.

cal

De Bruyne na tle innego wielkiego talentu z pozycji nr 10 – Hakana Calhanoglu. Belg jest lepszy absolutnie w każdej kategorii. (zdj. kicker)

Wróćmy do teraźniejszości. Mecz z Interem w miniony czwartek. Nie mogłem oglądać tego meczu na żywo, więc otwieram twittera i czytam, że de Bruyne gra słabo, notuje straty, nie kreuje sytuacji. Wracam po meczu – de Bruyne z dwoma golami i asystą…  Belg naprawdę nie musi grać wielkiego meczu, by być wielkim na boisku, ale jeśli już gra wielki mecz, to jest niemal w stanie praktycznie w pojedynkę rozmontować każdego. Nawet niezniszczalny Bayern, nie mówiąc już o Freiburgu czy innych malutkich pędrakach. Prasa, trenerzy i koledzy z boiska prześcigają się w wymyślaniu kolejnych superlatyw opisujących postawę belgijskiego rudzielca w tym sezonie. Jeśli chodzi o niego, to brakuje mi po prostu słów. W każdym meczu, w którym występuje, robi różnicę. Z Freiburgiem zrobił różnicę, z Interem zrobił różnicę i z Lipskiem w Pucharze Niemiec zrobił różnicę. Czasami chciałbym mu dać trochę przerwy, ale potem się łapię na tym, że jeśli go nie wystawię, to będzie wściekły. Więc gra cały czas, a my czerpiemy z tego zyski. – mówi Dieter Hecking. W podobne tony uderza Allofs: – Są łowcy goli, genialni pomocnicy, środkowi obrońcy jak ze stali, świetni bramkarze, ale Kevin jest najbardziej wszechstronny. To sprawia, że to najlepszy zawodnik, z jakim miałem do czynienia w przeciągu ostatnich 15 lat. Zachwytów nie ma końca także wśród kolegów z zespołu: – Nie chcę nikogo urazić, ale to najbardziej kompletny gracz, z jakim kiedykolwiek grałem w zespole. To, co on wyprawia, to klasa światowa. Co na to sam zainteresowany? Skromnie: – Po prostu wykonuję swoją pracę najlepiej jak potrafię. Po prostu…

four

Zapis aktywności de Bruyne w sobotnim meczu z Freiburgiem. On jest wszędzie. (zdj. fourforutwo)

Nie dość że geniusz, to jeszcze wzór cnót wszelakich? Niekoniecznie. Dawaj tę piłkę sukinsynu! – usłyszał z ust de Bruyne jeden z chłopców podających piłki podczas lutowego spotkania Wolfsburga we Frankfurcie z Eintrachtem. Mecz zbliżał się ku końcowi, Wolfsburg ledwie remisował z rywalem i Belgowi najwyraźniej „puściły styki’. Sprawa nabrała rozgłosu (i to dosłownie), ponieważ cała sytuacja rozegrała się w pobliżu mikrofonów ustawionych do transmisji telewizyjnej. Efekt? 20 000 tys. € kary dla nerwowego piłkarza, który jednak po meczu przeprosił chłopaka, a na dodatek obiecał mu oryginalną meczową koszulkę ze swoim podpisem. I słowa dotrzymał, co widać na załączonym obrazku…

balljunge

Podobno brat młodego piłkarza Eintrachtu też dostał taką samą koszulkę w ramach zadośćuczynienia. (zdj. Bild)

Zawsze miałem problem ze zdefiniowaniem mojego ulubionego piłkarza. Jestem z pokolenia, które zachwycało się van Bastenem, czy Robertem Baggio, kochało się w Diego Maradonie i ubóstwiało Ruuda Gullita, ale było to w czasach, gdy miałem naście lat. Inaczej patrzyłem piłkę. Dziś mam lat dzieści parę, ale patrząc na grę de Bruyne’a czuję się jak kiedyś. Znów mam piłkarza, dla którego zasiadam do oglądania meczu i zachwycam się każdym pojedynczym zagraniem. Znów czuję się, jak 20 lat temu. Taki to z tego rudzielca magik – nie dość, że drewno ożywia, to jeszcze i dziadków odmładza…