Gra o tron w górniczej krainie

Tomasz Urban
Tomasz Urban

Pamiętam jak dziś. To była końcówka okna transferowego. W Bundeslidze działo się już relatywnie niewiele na tym polu, aż tu nagle BAM! Schalke bierze z Milanu Kevina-Prince’a Boatenga! Pierwsza reakcja to rozdziawienie gęby spowodowane a to zdziwieniem, a to wrażeniem. Druga, to szukanie na twitterze, co na ten temat sądzą kibice Milanu. A ci zachowywali chłodną głowę. Twierdzili, że Boateng  najlepsze ma już za sobą, a 10 milionów € to i tak świetna cena, jaką udało się za niego uzyskać. Nie było też wielką tajemnicą, że kolano Boatenga bardziej nadaje się na model testowy dla kliniki ortopedycznej niż do znoszenia obciążeń profesjonalnej piłki. Mimo wszystko wydawało się w pierwszej chwili, że chociażby marketingowo Schalke zrobiło dobry ruch. Pamiętam jednak także konferencję prasową Jürgena Kloppa, który wyraźnie rozbawiony opowiadał o transferze Kevina do Schalke. Czuł pismo nosem?

A potem przyszła chłodna analiza. Zaraz, zaraz… Na 10 są już Draxler i Meyer, szkoda ich rzucać po innych pozycjach. To może będzie grał w parze z zabijaką Jonesem na 6/8? Tylko czy biegowo podoła? Czy nie będzie marudził, że gra tak daleko od bramki rywala? Ostatecznie sezon 2013/2014 spędził głównie na pozycji „ofensywnej 6” (czasem grał też wyżej, na „10”) i trzeba przyznać, że zwłaszcza w początkowym okresie trwania sezonu wywiązywał się ze swoje roli bardzo przyzwoicie. Strzelał ważne gole, zaliczał kluczowe podania, dochrapał się nawet opaski kapitańskiej. Wydawało się, że stał się faktycznie ważną figurą w zespole. Z Draxlera Keller już na dobre zrobił skrzydłowego (co w mojej opinii znacząco przyhamowało jego rozwój, pamiętając też oczywiście o kontuzjach) i tylko ten mały Meyer stał Boatengowi okoniem na drodze do pozycji nr „10”, na której chciał grać najbardziej. Przed bieżącym sezonem Książę poczuł się już na tyle pewnie w nowym środowisku, że jawnie i stanowczo opowiadał w mediach, że przyszedł do Gelsenkirchen, by odgrywać rolę lidera i chce grać jako ofensywny pomocnik, bo tam czuje się najlepiej. Keller, jak to Keller – charyzmą od niego nie biło, więc za cenę spokoju w zespole spełnił jego życzenie. W przedsezonowych sparingach rzucał więc Meyerem po boisku (najczęściej na lewe skrzydło), byle tylko Kevin czuł się usatysfakcjonowany.  Zaczął się sezon, a Boateng kompletnie nie przypominał samego siebie sprzed roku. Wolny, ospały, nieskuteczny, przegrywający pojedynki. Nic się w jego grze nie kleiło, ani na pozycji środkowego pomocnika, ani na „10”, ani w parze z innym napastnikiem. Owszem, dopadła go i karma, bo kontuzje mocno utrudniały mu dojście do odpowiedniej dyspozycji, ale fakt jest też taki, że w 20 rozegranych przez siebie w tym sezonie meczów o stawkę, Boateng zaliczył ledwie trzy marne asysty i ani razu nie trafił do bramki rywala, poza tym zimowy okres przygotowawczy przetrwał bez urazu, a poprawy na boisku nie widać żadnej. Dość powiedzieć, że Boateng to zdecydowanie najgorszy gracz Schalke biorąc pod uwagę noty kickera, a średnia 4,55 jest wręcz kompromitująca i plasowałaby go na… ostatnim miejscu wśród wszystkich piłkarzy w lidze, gdyby tylko mógł być notowany (ma zbyt małą ilość meczów, w których był oceniany). No i już od 27 meczów czeka na strzelenie gola…

Di Matteo, w ramach swojego 3-5-2 (względnie 5-3-2 w fazie defensywnej) próbował Boatenga zarówno jako jednego z 3 środkowych pomocników, jak i jednego z dwójki napastników i w żadnych z tych wariantów KPB nie zachwycał. Grając z przodu „nie dostarczał liczb”, a na dodatek miał ogromne problemy z kreowaniem sytuacji dla partnerów. Wystarczy zerknąć na zapis jego zagrań w spotkaniu z Borussią Dortmund pochodzący z fourfourtwo. Od 40 metra przed bramką BVB nie zanotował ani jednego udanego zagrania do przodu. Podobnie było w spotkaniu z Eintrachtem, w którym także nie wykreował żadnej sytuacji strzeleckiej, a tylko jedno podanie do przodu w strefie 30 metrów od bramki Eintrachtu trafiło do właściwego adresata. Przykłady można mnożyć. Nic dziwnego zatem, że gra ofensywna Schalke praktycznie nie istniała, a coraz większa liczba komentatorów w Niemczech stwierdzała, że na grę zespołu Di Matteo po prostu nie da się patrzeć. Cofnięcie Boatenga do środkowej linii też niewiele dawało, co wykazała świetna analiza Thomasa Strunza w jednym z ostatnich wydań Spieltaganalyse na Sport 1. W systemie Di Matteo trójka środkowych pomocników przy posiadaniu piłki przez rywala musi się bardzo szybko przemieszczać, aby pozamykać wolne przestrzenie na bokach i stworzyć przy pomocy bocznych obrońców przewagę liczebną przy linii, dzięki czemu łatwiej odebrać piłkę i wyprowadzić szybki atak. Boateng nie nadążał za pozostałymi pomocnikami, powodował dziury w swojej strefie, przez  które rywale dość łatwo przedostawali się na przedpole bramki Królewsko-Niebieskich.

boa-derby

Boateng w derbach. Strzałki niebieskie to zagrania celne, a czerwone to nieudane. 

Fatalna postawa w derbach przeciwko BVB zmusiła Di Matteo do zmian. Fachowcy w niedzielnym Doppelpassie zauważyli, ze cala drużyna Schalke broniła ok. 20 metrów wyżej niż w poprzednich meczach, co zresztą potwierdzał Christian Fuchs w pomeczowym wywiadzie. Wcześniejszy atak na rywala, znacznie wyżej ustawieni boczni obrońcy i stąd brała się większa liczba sytuacji bramkowych, co z kolei przełożyło się na trzy strzelone gole. Sami zresztą zobaczcie. Do niedawna było to nie do pomyślenia, by w ataku na bramkę rywala udział wzięło aż 6 graczy w niebieskich strojach. A tak było przy pierwszym golu sobotniego spotkania z Hoffenheim:

schalkeust

Sześciu zawodników Schalke w polu karnym rywala w ofensywnej akcji widziałem ostatnio w… No może nie w 1979, ale na pewno dawno temu.

Poniedziałkowe media były jednak zgodne, że kluczem do przemiany Schalke była zamiana pasywnego Boatenga na wszędobylskiego Maxa Meyera, piłkarza, który potrafi porwać tłumy. Meyer ma wszystko, może poza warunkami fizycznymi – przegląd pola, technikę, zmysł do gry kombinacyjnej, kreatywność, szybkość, drybling. Co sobie tylko zamarzycie myśląc o graczu z pozycji numer 10. Nic zatem dziwnego, że wiele gazet i portali pakuje już Księcia na lato, witając w jego miejsce 19-letniego następcę tronu. Fachowcy dostrzegają, że to właśnie przy nim odżył wreszcie Choupo-Moting, który dwukrotnie asystował Meyerowi przy jego golach, a Strunz w Spieltaganalyse zauważył, że to, co wyróżnia Meyera od Boatenga, to wchodzenie w pole karne i atak na wolne przestrzenie pod bramką rywala, co w sobotę zaowocowało właśnie tymi dwoma golami. Jedynie Maurizio Gaudino brał Kevina-Prince’a w obronę twierdząc, że przy sobotnim sposobie gry Schalke także i Boateng zagrałby bardzo dobry mecz. Odważna teza biorąc pod uwagę, że dawno już takiego meczu nie zagrał. Bardzo dawno.

pozycje

Średnie pozycje z ostatnich dwóch meczów Schalke. Marka rywala oczywiście robi swoje, ale kibice w Gelsenkirchen liczą, że ofensywny trend zostanie w zespole zachowany.

Niech zatem zamiast gadających głów przemówią liczby. Owszem, Meyer rozegrał więcej minut w tym sezonie niż Boateng (1266 do 893), ale procentowo niemal wszystkie wskaźniki ma lepsze, no i strzelił już 5 goli przy zerowym koncie rywala. Dokładność podań – 81% do 78%, celne podania na połowie rywala – 79,2% do 71,5%, wygrane pojedynki – 47,6% do 46%, celność strzałów 88,9% (!) do 23,1% (!!!), wykreowane sytuacje strzeleckie – 17 do 10, popełnione faule – 8 do 37… Jedyną kategorią, w której Boateng jest znacząco lepszy od Meyera są przeprowadzone „akcje ratunkowe”. Po stronie Meyera jest ich tylko 2, a po stronie Boatenga 15, co jednak wiąże się też z tym, że Boatengowi zdarza się przecież grywać na 8. Ale już mimo sporej przecież różnicy wzrostu i wagi, wskaźnik wygranych pojedynków w powietrzu jest bardzo podobny – 34,8% u Meyera i 36,8% u Boatenga.

versager

„Nieudacznicy!!!”. Reperkusje derbów z BVB

Co zatem dalej z Księciem? Heldt twierdzi co prawda, że nie planują oddania go do innego klubu, ale wydaje się, że zrobiłby to bardzo chętnie, gdyby tylko pojawił się jakiś nabywca. Bild pisał niedawno, że Boateng nie tylko traci na znaczeniu nie tylko na boisku, ale także i w szatni, bo pozostali piłkarze coraz bardziej się od niego izolują ze względu na jego trudny charakter. Nie jest już tym liderem, którym był jeszcze rok temu. Podczas sobotniej transmisji meczu realizator bardzo często pokazywał jego zafrasowaną twarz, obserwującego, jak ta sama publika, która przed rozpoczęciem meczu wieszała na płotach transparenty z napisami „Partacze!!!” i „Hańba!”, fetuje swojego ulubionego małolata po strzelonych golach. Umarł król, niech żyje król?