– Legia ma duże szanse, aby występy w fazie grupowej Ligi Europy zacząć od wygranej. Musi tylko odzyskać solidność w grze defensywnej, bo w ekipie Lokeren na pewno są zawodnicy, którzy będą potrafili wykorzystać ewentualne błędy mistrzów Polski – uważa Tomasz Łapiński, były zawodnik Legii i Widzewa oraz 36-krotny reprezentant Polski, a obecnie ekspert telewizyjny.
Jak podoba się panu dotychczasowa gra Legii w tym sezonie?
Generalnie – podoba mi się. Mimo kilku wpadek, Legia gra bardzo solidną piłkę. Jej dotychczasowe straty punktowe w lidze wynikają głównie z rotacji w składzie, których dokonuje trener Berg z myślą o liczbie spotkań do rozegrania tej jesieni. Natomiast w pucharach Legia prezentuje się jak… nie Legia. Wszyscy pamiętamy przecież jeszcze o ostatnim występie w fazie grupowej Ligi Europy, kiedy bardzo długo nie potrafiła zdobyć choćby punktu. Jestem bardzo ciekawy, jak tym razem będą wyglądały pucharowe potyczki z udziałem legionistów.
Mecz ze Śląskiem – jako próba generalna przed fazą grupową Ligi Europy – uspokoił pana czy może dodatkowo zaniepokoił?
Niepokoju trochę jest, bo do tej pory cechą Legii pod wodzą Henninga Berga była duża solidność w grze obronnej. Tymczasem w ostatnich meczach legioniści trochę zbyt łatwo zaczęli tracić bramki. Ten niezbędny balans między grą ofensywną i defensywną nieco się znowu zwichrował. O ile w rozgrywkach krajowych jeszcze nie przeszkadza to tak bardzo w odnoszeniu korzystnych rezultatów, o tyle w europejskich pucharach może okazać się pewnym problemem.
Z kursów firm bukmacherskich wynika, że Legia jest wyraźnym faworytem czwartkowego spotkania z Lokeren. Pan też tak uważa?
Nie ma co za wiele dyskutować w tej kwestii z bukmacherami. Gdzie, jak nie u siebie ma szukać punktów Legia? I z kim, jak nie z Lokeren? Jeżeli legioniści zagrają konsekwentnie w obronie i nie stracą ponownie jakichś głupich bramek, wówczas po meczu powinny być powody do radości. Siła ofensywna Legii jest bowiem obecnie na tyle duża, że stać warszawski zespół na odniesienie pewnego, spokojnego zwycięstwa.
A jak w ogóle ocenia pan szanse Legii na wyjście z grupy w rozgrywkach Ligi Europy?
Uważam, że mistrzowie Polski mają całkiem duże szanse, aby zagrać w fazie pucharowej. Ich grupa nie jest bowiem tak „brutalna” jak kilka innych. Na pierwszy rzut oka poziom zespołów wydaje się być dość wyrównany i tak naprawdę dopiero po pierwszej kolejce poznamy wstępny układ sił. Wówczas będziemy znacznie mądrzejsi. Na „papierze” faworytem, aczkolwiek minimalnym, w tej stawce czterech drużyn jest Trabzonspor, z którym Legia grała już przed rokiem i nie było między tymi zespołami wielkich dysproporcji.
W czwartek Legia gra z Lokeren, a już w niedzielę czeka ją mecz na szczycie z Wisłą w Krakowie. Znając skłonność Henninga Berga do rotowania składem można chyba się spodziewać się roszad w jedenastce Legii?
Legia ma silną kadrę, ale stwierdzenie, że dysponuje dwoma równorzędnymi jedenastkami byłoby sporym nadużyciem. Widać bowiem różnice w jakości gry pomiędzy tym, co prezentują rezerwowi oraz zawodnicy częściej pojawiający się na boisku. Sporo zatem zależy od tego jak dużych zmian dokonuje trener Berg. Patrząc na kalendarz gier Legii, można być pewnym, że kolejne roszady nastąpią i niewiadomą pozostaje tylko stopień tego mieszania w składzie. Inna sprawa, że z czasem, kiedy meczów i okazji do gry będzie jeszcze więcej, dyspozycja zawodników drugiego planu również powinna pójść w górę. Zresztą po to przecież już od samego początku rozgrywek szkoleniowiec Legii dawał szansę gry zawodnikom spoza podstawowej jedenastki. Częste zmiany w wyjściowym składzie to także wyraźny sygnał dla drużyny, że trener ufa wszystkim podopiecznym. Sygnał, moim zdaniem, bardzo dobry i dodatkowo mobilizujący piłkarzy.
W którym z najbliższych meczów oczekuje pan zobaczyć teoretycznie silniejszy skład?
Na pewno w pucharowym. Ligowy klasyk ligowym klasykiem, ale Liga Europy jest obecnie priorytetem dla Legii. To tam legioniści walczą o pieniądze do klubowego budżetu i międzynarodową renomę. W ekstraklasie ewentualne straty do lidera będzie można odrobić w finałowej fazie sezonu, już po podziale dorobku punktowego poszczególnych drużyn.
Na mecz z Gibraltarem powołania do reprezentacji dostali Tomasz Jodłowiec i Michał Kucharczyk. Myśli pan, że na spotkania z Niemcami i Szkocją do kadry dołączą inni legioniści?
Najbliższe mecze w lidze i pucharach będą dla kilku zawodników doskonałą okazją do pokazania się selekcjonerowi. Po tym, jak zmagania zakończyła już reprezentacja młodzieżowa, wydaje się, że najbliżej do seniorskiej kadry może mieć Michał Żyro, który ostatnio prezentował się z dobrej strony. W kontekście powołań na mecze eliminacyjne dla sztabu szkoleniowego najważniejsza będzie jednak forma w okresie bezpośrednio poprzedzającym zgrupowanie kadry. A trochę czasu jeszcze zostało…
Złamana kość śródstopia u Bartosza Bereszyńskiego, która eliminuje go z gry na kilka tygodni, to chyba najbardziej możliwie złośliwy chichot losu w okresie, kiedy zmagania rozpoczyna właśnie Liga Mistrzów?
No cóż, kontuzje nie wybierają sobie terminu. Po prostu się zdarzają i tyle. Nie ma co już teraz płakać nad rozlanym mlekiem. Uraz przytrafił się nie przed rewanżowym meczem z Celtikiem w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów, a przed fazą grupową Ligi Europy i na tych rozgrywkach trzeba się teraz skupić. Na szczęście dla Legii ten bok obrony jest dość mocno obsadzony za sprawą Łukasza Brozia. Brak Bartka w najbliższych tygodniach nie powinien zatem znacząco osłabić warszawskiego zespołu.
Patrząc na ligową tabelę po jednej czwartej sezonu zasadniczego nasuwają się już panu jakieś wnioski odnośnie rywali Legii?
Po pierwsze, powtórzę to, co mówiłem rok temu o tej samej porze – reforma systemu rozgrywek spowodowała, że jest więcej ciekawych spotkań. Ciekawych, czyli takich, w których dużo się dzieje i pada sporo goli. Sam poziom może jakoś bardzo wysoko jeszcze nie podskoczył, ale sama perspektywa podziału tabeli na dwie grupy sprawia, że każdy z zespołów ma o co grać i nie ma spotkań bez stawki. Dzięki temu wzrasta atrakcyjność ligi. Indywidualnie na razie trudno jeszcze mówić o odkryciach, natomiast zespołowo na wyróżnienie na pewno zasługuje między innymi Górnik Zabrze. Nie spodziewałem się, że ten zespół tak szybko odbije się po – delikatnie mówiąc – bardzo średniej końcówce ubiegłego sezonu. Zwłaszcza wobec kiepskiej sytuacji organizacyjnej, która panuje w klubie. Non stop słyszymy też o problemach finansowych w Wiśle, ale akurat postawa „Białej Gwiazdy” nie jest dla mnie żadną niespodzianką, bo znam trenera Smudę i byłem pewien, że zapanuje on nad krakowskim zespołem. Po małym falstarcie zaskakuje za to Podbeskidzie, gdzie bardzo dobrą robotę wykonuje Leszek Ojrzyński. Nie dziwi z kolei mnie gra Bełchatowa, bo ten zespół był już poukładany w momencie spadku z ekstraklasy w ubiegłym roku. A rozczarowania? Na pewno Zawisza. Radosław Osuch niepotrzebnie poszedł dawną drogą Antoniego Ptaka, bo eksperyment związany z oparciem zespołu o portugalski zaciąg zwyczajnie nie wypalił. Zespół gra źle, a w defensywie to już wręcz tragicznie. Wystarczy spojrzeć na tabelę i porównywać liczbę straconych goli – od razu
Add Comment