Jeszcze trzy dni i der Ball rollt wieder in der Bundesliga! Wszyscy fani ligi naszych zachodnich sąsiadów z niecierpliwością czekają na wznowienie rozgrywek i odliczają pozostałe do pierwszego meczu dni. Z jednej strony fajnie mają kibice w Anglii, Hiszpanii, czy we Włoszech, gdzie liga gra bez przerwy zimowej, a z drugiej – takie czekanie też ma swój urok. Byle oczywiście nie było zbyt długie, jak w przypadku naszej ligi. Ale wraz z powrotem Bundesligi także i polscy kibice powinni się poczuć usatysfakcjonowani, gdyż w kadrach drużyn z 1. i 2. Bundesligi znajduje się aż 16 naszych piłkarzy. Warto prześledzić ich pozycje w zespołach i przeanalizować, czego można się po nich spodziewać na wiosnę. Zacznijmy od tych, którzy mają „pewny plac” i nie powinni się martwić o minuty na boisku.
PEWNIAKI
Zaczynamy od oczywistej oczywistości, czyli od Roberta Lewandowskiego. Choć Guardiola przez całą rundę powtarzał, że jest niezwykle zadowolony z gry kapitana naszej reprezentacji, to jednak niemiecka prasa aż tak łaskawa dla Lewandowskiego już nie była. Owszem, transfer Lewego do Bayernu uznaje się w Niemczech za dobry ruch, ale media bawarskie znacznie wyżej oceniają przejścia Xabiego Alono i Juana Bernata, a Lewandowski razem z Rode jest o krok z tyłu. W Niemczech dominuje opinia, że Robert dopiero na wiosnę pokaże swoje prawdziwe oblicze w Bayernie. I miejmy nadzieję, że tak będzie, bo od tego może zależeć jego przyszłość w Monachium. Tam nie boją się podejmować odważnych i szybkich decyzji, a pieniędzy mają tyle, że na coś je muszą wydawać… Liczby Lewego za jesień nie wyglądają jakoś bardzo źle, choć 10 goli i 7 asyst w 24 meczach (we wszystkich rozgrywkach) to też nie jest z pewnością szczyt jego możliwości, tym bardziej, że parę goli Lewemu uciekło w sposób parszywy, że przypomnę chociażby tylko mecze z Herthą Berlin, czy Bayerem Leverkusen.
Równie pewną pozycję w zespole ma także Łukasz Piszczek, mimo iż on z kolei nie ma za sobą najlepszej rundy, choć i tak pod względem not kickera jest drugim defensorem w zespole, tuż po Sokratisie. O ile w grze do przodu Piszczek tradycyjnie potrafił zaznaczyć swoją obecność na boisku (7 asyst w 22 meczach, choć tylko jedna asysta w Bundeslidze i żadnej strzelonej bramki), o tyle z tyłu popełniał dość sporo błędów i ma kilka goli na swoim sumieniu. Poważnej konkurencji praktycznie jednak nie ma. Kiedy będzie zdrów – będzie grał. Ani Grosskreutz, ani Durm nie będą w stanie pozbawić naszego reprezentanta miejsca w składzie, choć w dalszej perspektywie musi on uważać na kolejnego złotego chłopca z dortmundzkiej akademii – Felixa Passlacka – nominalnego prawego obrońcę, którego jednak Klopp ustawia w sparingach wyżej, bo jak się powszechnie uważa – szkoda go marnować tak daleko od bramki rywala. 16-latka (!) porównuje się już do Mario Götze i to nie tylko przez wzgląd na wizualne podobieństwo.
Świetną rundę, kto wie, czy nie najlepszą w karierze, ma za sobą Eugen Polanski, który wyrósł na niekwestionowanego króla środka pola w Hoffenheim, czego dowodem są chociażby noty w kickerze. Polanski ustępuje w zespole pod tym względem jedynie Kevinowi Vollandowi, a ma identyczną średnią co Nicklas Süle, czyli dwa ogromne talenty, na których Hoffenheim może w niedalekiej przyszłości zarobić krocie. Polanski prezentował się na jesieni jako pomocnik kompletny. Potrafił zarówno przerwać akcję, jak i uruchomić napastników zaskakującym prostopadłym podaniem. Mimo iż liczby tego nie potwierdzają (1 bramka w 15 meczach, brak asyst), to jednak jest on jednym z najważniejszych trybików w machinie Markusa Gisdola i trudno dziś sobie wyobrazić sytuację, by usiadł na ławie kosztem Schweglera, Salihovicia czy Rudego. Nie ma się co oszukiwać – piłkarsko jest to zawodnik, jakiego dziś bardzo brakuje naszej kadrze. Od Mączyńskiego jest lepszy nie o jedną, a o dwie klasy i duet środkowych pomocników – Krychowiak – Polanski na papierze wygląda niezwykle obiecująco. Szkoda tylko, że zapału do reprezentowania naszych barw wystarczyło mu jedynie na Euro…
Jedną z prawdziwych rewelacji rundy jesiennej w Bundeslidze był Paweł Olkowski, który szturmem zdobył sobie miejsce w podstawowym składzie Kolonii i to kosztem wieloletniego kapitana Kozłów – Miso Brecko. Imponował smykałką do gry ofensywnej i dojrzałością w grze. Kilka dni temu Bild zestawił 5 kluczowych pojedynków o miejsce w składzie Kolonii w rundzie rewanżowej. Jednym z tych pojedynków była rywalizacja Olkowskiego z Brecko, a konstatacja była taka, że Brecko może liczyć na grę tylko wtedy, gdy Stöger przesunie Olkowskiego wyżej… Co prawda Stöger bardzo ciepło wypowiadał się po powrocie z obozu treningowego w Stanach Zjednoczonych o juniorze Kolonii – Lukasie Klünterze, który jest niemal kalką Olkowskiego jeśli chodzi o styl gry i pozycje zajmowane na boisku, ale trudno sobie wyobrazić, by młodziak już teraz miał zagrozić pozycji Polaka.
Odkrycie jesieni w Kolonii. Oby wiosną Paweł radził sobie równie dobrze (zdj. www.fc-koeln.de)
Pewniaków do gry mamy także na zapleczu Bundesligi. W bramce Eintrachtu Brunszwik absolutnie niezaprzeczalne miejsce ma Rafał Gikiewicz – jeden z najlepszych bramkarzy w całej lidze, który, co ważne, profesjonalnie podchodzi do swojej kariery w Niemczech. Trener Eintrachtu – Torsten Lieberknecht chwali go za to oraz za postępy we władaniu językiem niemieckim. Giki zbiera plusy nie tylko od trenera, ale też od prasy oraz kibiców, którzy doceniają jego stabilną formę dającą obrońcom dużo pewności w grze. Wiosna zapowiada się dla niego niezwykle atrakcyjnie, bo na inaugurację rundy jego zespół podejmować będzie Kaiserslautern z Mateuszem Klichem, a na początku marca przyjdzie mu stawić czoła Robertowi Lewandowskiemu i jego kolegom w meczu 1/8 finału Pucharu Niemiec, który rozegrany zostanie na Allianz.
Miejsce w składzie będzie też miał z pewnością Waldemar Sobota, który dość niespodziewanie trafił do broniącego się przed spadkiem z 2. Bundesligi hamburskiego St. Pauli. Został on tam wypożyczony na 6 miesięcy z opcją kupna. Wg transfermarkt.de jest najwartościowszym graczem w całej kadrze Kiez-Kicker, a hamburski Morgenpost napisał nawet po jego transferze, że St. Pauli pozyskało „polską perłę”. Oczekiwania w stosunku do niego będą więc spore, konkurencja na prawym skrzydle niewielka (tym bardziej, że jego najpoważniejszy konkurent – Michael Görlitz parę dni temu odniósł dość ciężką kontuzję łydki), Sobota perfekcyjnie mówi po niemiecku – nic tylko grać, strzelać, uratować St. Pauli przed degradacją i wejść z powrotem na orbitę poważniejszej piłki.
WÓZ ALBO PRZEWÓZ
Kilku naszych kolejnych zawodników z pewnością dostanie na wiosnę odpowiednią liczbę minut, ale o miejsce w składzie będzie musiało toczyć na bieżąco twardą walkę z konkurentami. W gronie tym jest Kuba Błaszczykowski, który wraca do zespołu po kontuzji więzadeł. W okresie przygotowawczym gra całkiem sporo, zdobył nawet dwa gole (jednego z karnego), ale tylko w jednym meczu wyszedł na boisko w podstawowym składzie. Konkurencję może mieć sporą, ale dopiero w trakcie sezonu. Teoretycznie na jego pozycji mógłby grać nowy nabytek BVB – Kevin Kampl, ale Klopp ustawia go raczej po lewej stronie. Mkhitaryan dopiero wraca po kontuzji, a Aubameyang przebywa na Pucharze Narodów Afryka. Pozostają zatem tylko Kevin Grosskreutz i wspomniany wyżej Felix Passlack. Za Kubą przemawia fakt wieloletniej gry w parze z Piszczkiem i doceniane przez Kloppa zaangażowanie w grę defensywną, co przecież tak bardzo kulało na jesieni w zespole z Dortmundu. Jeśli więc od początku rundy Kuba złapie odpowiednią dyspozycję, może utrzymać się w składzie na dłużej. Na razie media przewidują do gry w wyjściowym ustawieniu Grosskreutza, ale Klopp może mieć inne zdanie w tej kwestii.
Tylko jednego rywala do miejsca w składzie ma Sebastian Boenisch. Jest nim Brazylijczyk Wendell Borges. Tak po prawdzie, to ani jeden, ani drugi nie przekonują. Obaj mają swoje wady i zalety. W okresie przygotowawczym Leverkusen rozegrało 4 sparingi, a obaj rozegrali dość zbliżoną liczbe minut. Dwukrotnie w podstawowej jedenastce wychodził Wendell i dwukrotnie Boenisch. Ligainsider.de – strona zajmujaca się statystykami i informacjami dotyczącymi Bundesligi typując wyjściowe ustawienie Bayeru na Dortmund także nie może się zdecydować, kto wybiegnie od pierwszej minuty na boisko. Boenisch na pewno dostanie na wiosnę swoje minuty. Pytanie tylko, jak je wykorzysta.
Pewne miejsce w składzie, przynajmniej na początku rundy, powinien mieć za to Sławomir Peszko, którego niemiecka prasa określa mianem Gewinner der Vorbereitung czyli „wygranego okresu przygotowawczego”. Peszkin bardzo pozytywnie zaskoczył trenera Stögera, który nie szczędził mu pochwał mówiąc, że Sławek znów biega jak szalony i mocno angażuje się w grę. Do tego dołożył dwie bramki i na dziś ma zdecydowanie mocniejszą pozycję w zespole niż Dusan Svento. Wszystko wskazuje na to, że Peszko wybiegnie w podstawowej jedenastce Kolonii w bardzo ważnym spotkaniu przeciwko HSV w Hamburgu na inaugurację rundy. Co dalej – zobaczymy, bo konkurencja do gry dość mocna, a może być jeszcze mocniejsza, bo najnowsze doniesienia mówią, że Kozły wzmocnią się jeszcze w tym okienku byłym piłkarzem Hoffenheim – Carlosem Eduardo i grającym obecnie w Chinach – Szabolcsem Husztim, byłym zawodnikiem Hannoveru.
Warto także przyglądać się poczynaniom Mateusza Klicha w Kaiserslautern. Wyciągnięty wreszcie z wolfsburskiej niewoli ma w końcu okazję udowodnić, że Bundesliga wcale nie jest poza jego zasięgiem. Trafił do klubu drugoligowego, ale z ogromnymi ambicjami i myliłby się ten, kto sądziłby, że z urzędu dostanie tam miejsce w składzie. Kaiserslautern grywa najczęściej popularnym systemem 4-2-3-1 z jedną klasyczną „6” i jedną „ofensywną” (czyli „8”). I właśnie o tę pozycję Mateusz musi toczyć zacięty bój z wracającym po dłuższej kontuzji Finem Alexandrem Ringiem, który jest motorem napędowym zespołu, wypożyczonym z Hamburga Kerimem Demirbayem, o którego dopytują się już większe firmy nie tylko z Bundesligi oraz z Norwegiem Rubenem Jenssenem. Demirbay może grać także wyżej, na „10”, gdzie z kolei zazwyczaj grywał wypożyczony z Gladbach Amin Younes Klich nie ma jednak wyjścia. Kto wie, czy nie jest to dla niego kluczowy moment kariery. Trener Runjaić mówi, że Klich to dobry zawodnik, ale potrzebuje czasu, aby wpasować się w zespół. W sparingach Klich nie wygląda najgorzej, pojawiają się asysty i kluczowe podania. Jeśli głowa i ciało wytrzymają obciążenia, to nogi spokojnie sobie poradzą. A jeśli nie przebije się i w Kaiserslautern, trzeba będzie wracać do kraju. Lech(ia) na pewno wyciągnie rękę…
Nowy Czerwony Diabeł. Kluczowy moment kariery? (zdj. mateuszklich.pl)
Jeszcze trudniejsze zadanie czeka chyba Kacpra Przybyłkę w Greuther Fürth. Na jesieni nasz młody napastnik zdobył w 19 meczach 4 gole i dołożył do nich 2 asysty, ale teraz dostał poważnego konkurenta w postaci Sebastiana Freisa, ściągniętego z Freiburga, a ponieważ drużyna Franka Kramera gra tylko jednym wysuniętym napastnikiem, a z 5 dotychczas rozegranych sparingów Freis aż cztery razy wychodził na boisko w podstawowej 11 (i zdobył 2 gole przy zerowym koncie Przybyłki), to nietrudno o wniosek, że przynajmniej na początku sezonu Przybyłko posiedzi na ławce i będzie łapał „ogony”. Jeśli Freis nie będzie strzelał, może jednak dostać szanse. Pytanie, czy będzie potrafił je wykorzystać.
Wreszcie Martin Kobylański z Unionu Berlin, który był dla mnie na jesieni sporym rozczarowaniem. Sporo sobie obiecywałem po jego transferze do Berlina, podobnie zresztą jak i szefostwo Unionu. Tymczasem Martin na jesieni grywał tylko ogony, nie zdobył ani jednego gola. Fakt, nieco zastopowały go kontuzje, ale prawda jest tez taka, że nie wykorzystywał szans, które otrzymywał. Okres przygotowawczy uprawnia jednak do odrobiny optymizmu w jego przypadku, bo w obu sparingowych spotkaniach Unionu – z Luzerną i Łudogorcem Razgrad Martin wychodził w podstawowym składzie jako boczny pomocnik w ustawieniu 4-4-2. Wiosna będzie dla niego kluczowa, bo Union ma opcję wykupu po okresie wypożyczenia. Powrót do Bremy niewiele mu da, bo tam młodych ofensywnych graczy akurat mają pod dostatkiem.
CZAS POMYŚLEĆ O PRZYSZŁOŚCI…
Jest też pewna grupa piłkarzy, która ma wręcz znikome szanse na grę na wiosnę i raczej nie będziemy ich zbyt często oglądać na murawie. Być może nieco na wyrost umieściłem w niej Artura Sobiecha, ale prawda jest taka, że Sobiech zdecydowanie przegrał rywalizację z Joselu i jeśli nie złapie on jakiejś kontuzji, to Sobiechowi ciężko będzie o grę, również dlatego, że nie przepracował on z powodu kontuzji w pełni okresu przygotowawczego i nie zaliczył w żadnym ze sparingów choćby minuty. Zmiennikiem Joselu został Kenan Karaman i nawet strzelił w tych testmeczach kilka goli. Ogólnie wydaje się, że przygoda Sobiecha z Hannoverem powoli zmierza ku końcowi i z pewnością nie wygląda(ła) ona tak, jak Sobiech sobie wymarzył. Po sezonie nadejdzie chyba czas decyzji, co dalej.
W podobnej sytuacji jest Adam Matuszczyk w Kolonii, który na ten moment jest środkowym pomocnikiem nr 4 w zespole (przed nim są Lehmann, Gerhardt i Vogt) i też w normalnych okolicznościach raczej nie będzie przez Stögera brany pod uwagę przy ustalaniu składu. W minionym tygodniu pojawiła się informacja o tym, że Matuszczyk ma kilka zapytań z innych klubów, ale uparł się, że teraz nie odejdzie z Kolonii. Stwierdził, że to jest jego klub i nie chce się z nim żegnać w taki sposób. Zachodzi więc obawa, że w lecie klub pożegna się z nim, bo w czerwcu wygasa jego umowa i nic nie wskazuje na to, by dyrektor sportowy Köln – Jörg Schmadtke kwapił się do podjęcia rozmów z naszych byłym reprezentantem. O Matuszczyku krąży opinia, że to bardzo dobrze wyszkolony technicznie zawodnik, który dobrze czuje się z piłką przy nodze, ale gra trochę za miękko i na alibi, co dla defensywnego pomocnika brzmi niemal jak wyrok.
W zupełnie innym punkcie kariery jest natomiast Oskar Zawada z Wolfsburga – czołowy strzelec rozgrywek juniorskich w Niemczech. W 7 jesiennych meczach A-Jugend w lidze Nord/Nordost, w której rywalami Wolfsburga są m.in. HSV, Werder, Hertha, Hannover, czy RB Lipsk, Zawada strzelił aż 11 goli. Grywał także w rozgrywkach Regionalligi (czwarty poziom rozgrywkowy w Niemczech), gdzie w 8 meczach zdobył jednego gola i zaliczył jedną asystę. Do składu walczącego o Ligę Mistrzów pierwszego zespołu ma jednak bardzo daleko i trudno przypuszczać, by choćby na minutę pojawił się jeszcze w tym sezonie na boisku. Ciężko przychodzi mi też wyobrażenie sobie, że ktoś w Wolfsburgu na niego odważnie postawi, mimo sporego talentu. Wydaje się, że prędzej czy później będzie musiał poszukać innego klubu, jeśli będzie chciał zrobić kolejny krok w swojej karierze.
Oskar Zawada powoli przygotowywany jest do debiutu w Bundeslidze. Uda mu się dokonać tego, czego nie dokonał Mateusz Klich? (zdj. bundesliga.de)
Na koniec Piotr Ćwielong z VfL Bochum, który popadł na jesieni w całkowitą niełaskę u trenera Neururera oraz dziennikarzy piszących o Bochum (wiosną jeden z nich napisał na twitterze, że woli Tasakę grającego z jedną nogą niż Ćwielonga z dwiema…), a swojej szansy może teraz upatrywać w jego następcy – Gertjanie Verbeeku. W okresie przygotowawczym wchodzi na rotację, w czterech meczach rozegrał ok 110 minut, ale nie okrasił swoich występów choćby jedną marną asystą, nie mówiąc już o bramce, która dałaby trenerowi jakiś sygnał. Nie sądzę zatem, by nagle miał stanowić o sile drużyny z Zagłębia Ruhry.