Polski piłkarz zaczyna być wreszcie szanowany w Europie. Wyniki osiągane przez kadrę Nawałki robią swoje. Niemcy ze sport1 zwariowali, oglądając nasze popisy z meczu z Finlandią i zastanawiali się, czy przypadkiem po nich też się tak podczas Euro nie przejedziemy, Bild zaś pytał pod zdjęciem triumfującego Kamila Grosickiego, czy nie staliśmy się nagle kandydatem do tytułu. Po meczu z Włochami trochę im oczywiście przeszło ale i tak… Lodu! Albo lekarza. Tak czy inaczej marka naszych zawodników sukcesywnie idzie w górę. Lewandowski w Bayernie, Krychowiak w Sevilli, Milik w Ajaksie, do tego kilku innych grających w najsilniejszych europejskich ligach. Tak dobrze to już dawno nie było. Wystarczy zresztą poczytać, z jakimi klubami łączone są dziś nazwiska naszych reprezentantów. Zieliński? Liverpool, Glik? Milan, Milik? Pół Europy. I jakoś nas to specjalnie nie dziwi.
Pamiętam boom wokół Marka Citki w latach 90-tych, kiedy to Widzew z dobrym skutkiem rywalizował w Lidze Mistrzów z Borussią Dortmund, Atletico Madryt i Steauą Bukareszt. Bramka Citki z Atletico obrosła oczywiście legendą, dużo mówiło się o jego przenosinach do mocniejszego klubu. Padały nawet konkretne kwoty. Najpoważniejsza oferta miała pochodzić z Blackburn Rovers, który ponoć wykładał na stół nawet 9 mln dolarów. Było też zainteresowanie ze strony Interu Mediolan. Cała Polska tym żyła, a przecież – zwłaszcza w przypadku Balckburn – nie chodziło o tuzy z najwyższej europejskiej półki. A dziś? Real chce Lewandowskiego z Bayernu? A niech sobie chce. Arsenal wziąłby Krychowiaka z Sevilli? Phi, niech bierze, Klopp sięga po Zielińskiego? A niech próbuje. O Miliku już nawet nie wspominam. Dziś już nas aż tak to nie ekscytuje. Spowszedniało nam to. I dobrze, bo oznacza to sami zaczynamy szanować naszych piłkarzy, co w naszym kraju niestety nie zawsze było regułą.
Bundesliga zawsze Polakami stała. Od lat jesteśmy tam jedną z liczniejszych nacji, ale też i najlepszych jakościowo. W 1. Bundeslidze zagrało na przestrzeni 53 lat 101 Polaków, co oznacza, że jesteśmy szóstą najliczniejszą nacją. Nasi piłkarze zdobyli w sumie 787 goli, co daje nam czwarte miejsce w tej klasyfikacji, zaraz po Niemcach, Brazylijczykach i Holendrach. A nie mówimy już nawet o niższych poziomach, gdzie przez lata wręcz roiło się od Biało-Czerwonych. Na ten moment w kadrach klubów 1. Bundesligi znajdziemy 8 naszych reprezentantów, niewykluczone jednak, że liczba ta wzrośnie po Euro, o ile sprostamy oczekiwaniom naszych zachodnich sąsiadów i podstawimy im w czerwcu nogę na St. Denis.
Ostatnio zastanawialiśmy się na twitterze, do jakiego niemieckiego klubu pasowałby Arkadiusz Milik. I wymyśliliśmy, że do Schalke. Ja poszedłem parę kroków dalej i zastanowiłem się, gdzie „upchnąłbym” innych naszych reprezentantów. Nie traktujcie oczywiście tego tekstu zbyt serio. Ma być on raczej pretekstem do pokazania transferowych priorytetów poszczególnych klubów w letnim okienku transferowym, a jeśli uda mi się przy okazji jakiś transfer „wykrakać”, to tym lepiej. Niektóre pomysły są całkowicie nierealne (może nawet większość), inne nieco mniej niemożliwe, a jeszcze inne z kategorii „kto wie, kto wie…”. Ciekawi? No to zaczynamy.
Bayern Monachium – Nic lepszego ponad to, co już Bayern posiada, polskie piłkarstwo w swojej historii nie wyprodukowało. Mają Lewandowskiego i nikim innym nie bylibyśmy w stanie ubogacić ich kadry. Tym bardziej, jeśli weźmiemy pod uwagę, że Bayern w lecie skupi się raczej na uzupełnieniach dotyczących defensywy. Odejdzie najpewniej Benatia, Kimmich zostanie pewnie z powrotem przesunięty do drugiej linii, a Badstuber nadal będzie się leczył, w związku z czym palącym problemem będzie pozyskanie środkowego obrońcy, a także ewentualnie prawego, bo i na tę pozycje Bayern czyni od jakiegoś czasu zakusy. Teoretycznie zatem moglibyśmy im wskazać Kamila Glika i Łukasza Piszczka i nawet jeśli pomysł z Kamilem wcale nie byłby taki oderwany od rzeczywistości, o tyle trudno przypuszczać, by Kamil przebił się tam do pierwszego składu. Lepiej dla naszej kadry, żeby wciąż był kapitanem na turyńskim kutrze niż majtkiem na monachijskiej galerze. A jeśli już miałbym na siłę kogoś do Bayernu wysłać, to wskazałbym… Bogusława Leśnodorskiego. Najchętniej w miejsce Karla-Heinza Rummeniggego, aby nie czytać już więcej pomysłów o Superlidze, rozstawieniu zamiast losowań w europejskich pucharach i tym podobnych historiach. No i przydałaby się odrobina polotu i finezji w tej smutnej, jak wiadomo co, bawarskiej metropolii 😉
Borussia Dortmund – w Dortmundzie letnie ruchy transferowe zależeć będą najpewniej od decyzji Hummelsa, Mkhitaryana, Schmelzera i Gündogana odnośnie przedłużenia (lub nie) przez nich wygasających za rok kontraktów. Sądzę, że Watzke i Zorc poszukają kogoś na skrzydła, ewentualnie lepszego backupa dla Aubameyanga niż Ramos. Na pozostałych pozycjach (póki co) nie ma chyba konieczności robienia głębokich roszad. Wiele wskazuje na to, że ze wspomnianej wyżej czwórki najbliżej odejścia z klubu będzie Ilkay Gündogan, a jeśli tak się stanie, to Dortmund potrzebował będzie kogoś kreatywnego i nieszablonowego do środka pola. Nie jest żadną tajemnicą, że BVB chętnie wzięłoby do siebie Mahmouda Dahouda z Gladbach, Eberl jednak po wielokroć zarzeka się w wywiadach, że w tym roku Dahoud jest nie na sprzedaż i trzeba mu wierzyć, bo po odejściach Xhaki i Nordtveita Dahoud pozostanie jedynym środkowym pomocnikiem w kadrze Źrebaków. Skoro zatem nie Dahoud, to może Piotrek Zieliński? Charakterystyka podobna, doświadczenie z Empoli w graniu trzema środkowymi pomocnikami – a tak przecież gra Borussia w tym sezonie – do tego młody i z potencjałem na najlepsze kluby Europy. Pod Tuchelem w zasadzie każdy piłkarz z kadry BVB (może poza Suboticiem) zaliczył większy (Mkhitaryan, Ginter, Weigl, Aumbameyang) bądź mniejszy (Schmelzer, Piszczek, Durm) progres, można zatem w ciemno zakładać, że i nasz brylancik szkoleniowiec BVB przerobiłby na kilkukaratowy diament.
Hertha Berlin – królestwo za skrzydła! To od dawna najsłabsze miejsca w składzie Herthy i można się spodziewać, że właśnie tam Preetz z Dardaiem szukać będą w lecie wzmocnień. Od rozstrzygnięć sezonu zależeć będzie zasobność ich portfela. Jeśli Hertha zdoła zakwalifikować się do LM, wówczas i możliwości finansowe berlińczyków pozwolą na sięgnięcie po zawodników z wyższej półki. Co my moglibyśmy im zaoferować? Kubę Błaszczykowskiego. Kuba nie zostanie wykupiony z Dortmundu przez Fiorentinę, a wierzę, że chętnie pograłby jeszcze trochę w Niemczech. Taka Hertha mogłaby być dla niego idealnym rozwiązaniem. Berlińczycy mają w swych szeregach dwóch bardzo ofensywnie grających bocznych obrońców (Plattenhardt i Weiser), a w środku korzystają najczęściej z dwóch „szóstek” (Skjelbred i Lustenberger) i jednej „ósemki” (Darida). Przy tak skonfigurowanym zespole skrzydłowi mają wręcz obowiązek schodzenia do środka boiska, by tworzyć wolny korytarz dla bocznych defensorów. Kuba to potrafi, a jego techniczne możliwości mogłyby jeszcze bardziej przyspieszyć grę Herthy.
Schalke 04 – Schalke w lecie będzie prawdziwym placem budowy. Klub mający ambicje (i możliwości) konkurowania na równi z Borussią Dortmund ma tak wiele dziur, że trudno będzie Christianowi Heidelowi załatać je wszystkie w jednym okienku. W zasadzie tylko bramka nie wymaga retuszu. Na pozostałych pozycjach można się zaś spodziewać ruchów. Najbardziej palące problemy to środek defensywy, skrzydła i atak i na nim się skupmy. Di Santo absolutnie nie spełnia pokładanych w nim nadziei, o Choupo-Motingu nikt w kontekście grania na szpicy raczej nie myśli, a Huntelaar każdy kolejny sezon ma coraz słabszy, poza tym coraz głośniej mówi się o tym, że najchętniej wróciłby do Ajaksu. A skoro tak, to może zamiana miejsc? Huntelaar do Ajaksu a Arek Milik do Schalke? Schalke dzięki Goretzce i Meyerowi ma kreatywnych, młodych chłopaków w środku pola, przez co ich gra nie bazuje aż tak mocno na bokach. Stosunkowo często widzimy kombinacyjną wymianę podań kończoną prostopadłym zagraniem piłki na napastnika. Miałby zatem Arek z kim pograć, a i za przyczyną Sane dostałby też kilka fajnych piłek spod linii. Ponadto dość często zdarza się, że Schalke wychodzi na mecz dwójką napastników, co chyba Arkowi najlepiej by pasowało (widać to po dorobku w kadrze). No i wreszcie profil zespołu – Schalke to drużyna młodych i cholernie utalentowanych piłkarzy, można zatem założyć, że Arek szybko znalazłby z nimi wspólny język. Pytanie tylko, czy po nieudanych przygodach z Leverkusen i Augsburgiem nie zraził się zbytnio do Bundesligi…
Borussia Mönchengladbach – Max Eberl ma jasno skonkretyzowane oczekiwania względem nowych zawodników. Młody, niezbyt drogi, dobrze wyszkolony technicznie, elastyczny taktycznie, najlepiej, by mógł grać na kilku pozycjach i z potencjałem na sprzedaż z dużym zyskiem. Mamy takiego? Mamy. Bartka Kapustkę. Borussia to kuźnia talentów, Bartek na pewno nie miałby w niej źle. Gra na pozycji, która jest akurat stosunkowo słabo obsadzona, bo na lewym skrzydle grywa zazwyczaj Fabian Johnson, a poza nim grają tam piłkarze z innych pozycji, jak choćby Thorgan Hazard czy Ibrahima Traore (mimo iż lewonożny, to jednak częściej grywa odwróconego skrzydłowego na wzór Robbena). Bartek mógłby też zagrać w środku pola – stanowić backup dla pary Lars Stindl/Raffael, ewentualnie też jako „ósemka” w parze z silnym defensywnym pomocnikiem, czyli tak, jak był próbowany w meczu reprezentacji z Finlandią obok Grzegorza Krychowiaka. A właśnie, a propos – po planowanym odejściu Granita Xhaki do Arenalu (?), aż prosiłoby się w Gladbach o takiego zawodnika jak Krycha…
Bayer Leverkusen – największym problemem Bayeru Leverkusen w tym sezonie są kontuzje, zwłaszcza graczy bloku defensywnego. Ze wszystkich zawodników tej formacji jedynie Wendell nie musiał pauzować przez urazy. Druga linia i atak są naprawdę świetnie obsadzone i trudno tam szukać miejsca dla któregokolwiek z naszych zawodników. Wydaje się zresztą, że Leverkusen skoncentruje się w lecie głównie właśnie na uzupełnianiu braków w formacjach obronnych. Kto mógłby im pomóc? A chociażby Artur Jędrzejczyk. Kandydatura może nieco na wyrost, ale wydaje się, że ani z Roberto Hilbertem ani z Tinem Jedvajem nie byłby bez szans na wygranie rywalizacji o miejsce na prawej stronie obrony. Silny, wybiegany, z charakterem, rzadko łapiący urazy, mogący zagrać w sytuacji awaryjnej w zasadzie wszędzie z tyłu – właśnie takiego człowieka potrzebuje u siebie trener Schmidt.
FSV Mainz – jak na ligowego średniaka, Mainz ma całkiem szeroką i nieźle obsadzoną kadrę. Odchodzący do Schalke Christian Heidel miał zazwyczaj świetne oko do transferów. Potrafił pozyskać nieznanemu szerszej opinii publicznej zawodnika, z którego później jego trenerzy robili gwiazdę ligi. Pod wodzą Rouvena Schrödera nie powinno się to zmienić. Mainz to klub żyjący z promowania i sprzedaży zawodników. Kogo bym im zatem posłał? Damiana Dąbrowskiego. W parze z biegającym niczym Forrest Gump Julianem Baumgartlingerem mógłby się skupić na zagrywaniu swoich zabójczych pasów do graczy przedniej formacji. Całkiem możliwe, że po stracie Yunusa Malliego, którego chyba nie uda się zatrzymać na kolejny sezon, Mainz przejdzie na grę dwójką napastników (Cordoba – Muto). W takiej sytuacji, taki zawodnik, jak Dąbrowski, mógłby się im rzeczywiście przydać. Za konkurentów do składu miałby solidnych Fabiana Freia i Danny’ego Latzę, ale trudno powiedzieć, by od któregokolwiek z nich Damian był wyraźnie gorszy tym bardziej, że Frei wcale nie ma dobrej prasy w Niemczech i nie spełnia póki co pokładanych w nim oczekiwań. Miałby chyba szanse powalczyć o swoje.
VfL Wolfsburg – patrzę na środek defensywy Wolfsburga i płaczę. Głównie ze śmiechu, bo nie rozumiem, jak klub z takimi ambicjami i możliwościami może mieć tak słabo obsadzone kluczowe przecież pozycje w każdym zespole. Naldo, Dante i Robin Knoche – nie brzmi to zbyt poważnie w kontekście walki z Realem w LM. Obaj Brazylijczycy mają już swoje najlepsze lata za sobą, a Knoche ma z pewnością potencjał na bycie czołowym graczem, ale w formacie ligowym, nie reprezentacyjnym. Aż się prosi o takiego Kamila Glika. Jestem przekonany, że Kamil nie miałby najmniejszych kłopotów z miejscem w składzie i znacząco ustabilizowałby chwiejną defensywę Wolfsburga. No i dodałby jej trochę charakteru, bo częstokroć mam wrażenie oglądając Wolfsburg, że problemy tego zespołu nie leżą tylko i wyłącznie na boisku.
FC Köln – od lat szukają 10-tki i wciąż nie mogą jej znaleźć. Wydawało się, że może Milos Jojić spełni ich oczekiwania, ale i on okazał się niewypałem. Z konieczności trochę przesunięto wyżej Yannicka Gerhardta, próbowano też grać na dwóch napastników, ale dziura między formacjami wciąż jest widoczna, a to odbija się też i na wynikach, bo Kolonia ma jednak spore kłopoty ze strzelaniem goli. Mało piłek dochodzi do Modeste’a zarówno z bocznych sektorów boiska, ale przede wszystkim ze środka pola. Jeśli więc Mateusz Cetnarski marzyłby jeszcze o grze na obczyźnie, to czemu nie tam? Jeśli tylko fizycznie by podołał, to piłkarsko z pewnością nie odstawałby od reszty.
FC Ingolstadt – beniaminek kadrowo nie prezentuje się zbyt okazale i wystarczy rzut oka na tabelę, by dostrzec, że głównym problemem FCI jest strzelanie goli. Grają trójką z przodu, ale ich problemem jest znalezienie takiej „kanciastej 9”, napastnika, który jest z jednej strony ruchliwy i pomoże w założeniu pressingu, a z drugiej porozbija trochę obrońców przeciwnika. Hasenhüttl nie wymaga od napastnika przetrzymania piłki, jemu przydałby się typowy finisher, napastnik pola karnego. Dostał w zimie Dario Lezcano, ale nie mogę wyzbyć się wrażenia, że Paragwajczyk jest nieco za… dobry na tę rolę, chce robić na boisku za dużo. Poza tym brakuje mu trochę centymetrów, a pamiętajmy, że Ingolstadt ma w swych szeregach wybitnego specjalistę od bicia stałych fragmentów gry, czyli Pascala Groβa. Profil klubu zatem niemal skrojony pod Łukasza Teodorczyka.
VfB Stuttgart – potrzeb sporo, bo i gra Stuttgartu – choć efektowna – pozostawia jednak sporo do życzenia. Zwłaszcza defensywa. Wydawało się, że trener Jürgen Kramny poustawiał w zimie odpowiednio wszystkie klocki, ale mecze przeciwko Gladbach czy Ingolstadt pokazały, że jednak jest tam jeszcze sporo do zrobienia. Poza tym wciąż niejasna pozostaje sytuacja kontraktowa obu podstawowych środkowych defensorów, czyli Georga Niedermeiera i Daniela Schwaaba. Klub niby prowadzi z nimi rozmowy, ale póki co nie przynoszą one żadnych rezultatów. Idealnym kandydatem dla Dutta byłby w mojej opinii Michał Pazdan, którym zresztą Stuttgart w lecie był zainteresowany. Fakt, transfer taki na ten moment byłby absolutnie niemożliwy i to z kilku powodów (ani Legia nie zechciałaby Michała oddać, ani Stuttgartu nie byłoby na niego stać), profilem jednak Pazdek idealnie wpisałby się w potrzeby zespołu ze Szwabii. Jest na pewno lepszym piłkarzem niż Schwaab czy Sunjic i mógłby z Niedermeierem stworzyć naprawdę solidny duet.
Hamburger SV – specyficzny klub, któremu bardziej przydałby się egzorcysta niż dobry piłkarz. Ale mam i dla nich kandydata. Chętnie zobaczyłbym nad Łabą np. Maćka Rybusa. Dlaczego? Bo momentami oczy bolą od patrzenia na to, co wyczynia Matthias Ostrzolek. Zwolennicy powołania go do naszej kadry mogliby się naocznie przekonać, że naprawdę nie ma takiej potrzeby. Lewa strona HSV nie jest zbyt mocno obsadzona, poza Ostrzolkiem grać tam może jeszcze obsadzany częściej na prawej stronie Gotoku Sakai rywalizujący o skład z Dennisem Diekmeierem. Żaden z nich jednak nie stanowiłby dla Ryby poważnego zagrożenia jeśli chodzi o miejsce w podstawowej jedenastce.
SV Darmstadt – charaktrystyka zespołu Dirka Schustera jest doskonale wszystkim znana. Wysokie i twarde chłopy nastawione na murarkę połączoną z kontrami, a nade wszystko stałymi fragmentami gry. Środkowy obrońca Lilii – Aytac Sulu zdobył w tym sezonie już 6 goli po dośrodkowaniach ze stojącej piłki i można zakładać, że będzie w lecie łakomym kąskiem dla nieco mocniejszych klubów, a Darmstadt raczej nie będzie mu przeszkadzać w zmianie pracodawcy, bo skasuje na nim przyzwoite odstępne. Kto mógłby go zastąpić? A na przykład Łukasz Szukała. Po przejściu do Turcji, podstawowy do niedawna środkowy obrońca naszej reprezentacji zginał nieco z radarów. Warto chyba, by znów pokazał się szerszej publiczności i to w lidze, którą śledzi się w Europie na bieżąco.
Werder Brema – największym problemem Werderu tej wiosny była kontuzja Philippa Bargfrede, która obnażyła brak konkretnych i wartościowych alternatyw na pozycji defensywnego pomocnika. Próbowali różnych rozwiązań, ostatecznie jednak musieli odejść od swojego znaku firmowego, czyli gry w systemie 4-4-2 z rombem w środku, przestawiając się na grę na trzech środkowych pomocników. Nieco z konieczności cofnięto na pozycję nr „6” Floriana Grillitscha, ale choć młodzian daje sobie nieźle rade, to jednak jego w mojej opinii więcej dawałby zespołowi grając bliżej bramki rywala. Stąd uważam, że Werder byłby idealnym miejscem dla Tomka Jodłowca, który pasowałby też do Bremy mentalnie. Nie ma tam zbyt wielkiej presji, miasto położone w cieniu taplającego się w przepychu Hamburgu. W Bremie ponad miarę ceni się solidność i pracowitość. Jest tylko jedno ale. Werder jest biedny jak mysz kościelna…
FC Augsburg – Jeśli Augsburg potrzebuje uzupełnień kadry, to głównie w defensywie (najbardziej chyba na środku). Chyba że w lecie po rozgrywającego kolejny bardzo dobry sezon Marwina Hitza zgłosi się jakiś mocniejszy klub. Augsburg chce podążać drogą wyznaczoną przez Mainz, chce zarabiać na promowaniu zawodników i żyć z ich sprzedaży, stąd nikt na siłę Hitza raczej zatrzymywał nie będzie. Jego zastępca – Alex Manninger ma już 38 lat i bliżej mu do końca kariery niż do przejęcia pałeczki po Hitzu. Może zatem Rafał Gikiewicz byłby dla Augsburga dobrą opcją? Ostatnio co prawda obniżył nieco loty i spadł na piąte miejsce wśród bramkarzy biorąc pod uwagę noty kickera, ale przez znakomitą większość sezonu bronił wręcz wyśmienicie. Jego styl bardzo przypomina nieco efekciarskiego i szalonego Hitza. Poznał w Brunszwiku język, jest rozpoznawalny na niemieckim rynku i co najważniejsze – jego transfer nie zrujnowałby budżetu Augsburga, bo kontrakt z Brunszwikiem ma ważny jeszcze tylko przez rok.
TSG Hoffenheim – w lecie w Hoffenheim może dojść do sporych zmian. Mogący grać na niemal każdej pozycji w defensywie i drugiej linii Tobias Strobl podpisał już kontrakt z Borussią Mönchengladbach, a Niklas Süle i Kevin Volland nie ukrywają, że chętnie zmieniliby już otoczenie i przenieśli się do klubów walczących o wyższe cele. Obaj na brak ofert narzekać na pewno nie będą. Zastąpić ich będzie bardzo trudno i to letnie okienko transferowe będzie dla Hoffenheim równie skomplikowane, co bieżąca walka o uniknięcie degradacji. Kogo moglibyśmy im polecić? Z czystym sumieniem Bartosza Salamona. Postura podobna do Süle (Niemiec trochę potężniejszy), piłką operuje chyba nawet lepiej od niego, wciąż na dorobku, ale już z przyzwoitym doświadczeniem. Biorąc pod uwagę roszady kadrowe i jakość pozostałych w klubie środkowych obrońców – Fabiana Schära i Ermina Bicakcicia, można założyć, że szansa na granie byłaby dla Bartka naprawdę spora, tym bardziej, że Julian Nagelsmann idzie drogą Tuchela, eksperymentuje z systemami taktycznymi i zadaniami poszczególnych piłkarzy i potrzebuje obrońców nie panikujących, kiedy mają piłkę przy nodze.
Eintracht Frankfurt i Hannover 96 – póki co nie życzę nikomu. Są lepsze miejsca do grania niż 2. Bundesliga…