„Verdiblancos” sobotnim remisem 1:1 na Balaidos zrobili kolejny krok w stronę utrzymania. Ekipie z Andaluzji do zrealizowania celu minimum na ten sezon potrzebne są jeszcze przynajmniej cztery punkty, a gdzie ich szukać, jak nie przed własną publicznością.
Najbliższym rywalem na Estadio Benito Villamarin będzie co prawda beniaminek z Las Palmas, ale „Los Amarillos” w ostatnich czterech meczach trzy razy wygrali i zdobyli w sumie dziesięć punktów, więc na południe Półwyspu Iberyjskiego nie przyjadą na wycieczkę. Ekipie z Wysp Kanaryjskich także przydałoby się jeszcze „oczko” lub dwa, aby w pełni porzucić obawę przed spadkiem.
Dlaczego skłaniam się mimo wszystko w stronę Betisu? Z dwóch powodów. Pierwszy to Ruben Castro. Siedemnaście bramek i cztery asysty w bieżących rozgrywkach to dorobek przewyższający dwukrotnie Brazylijczyka Wiliana Jose, najskuteczniejszego w zespole prowadzonym przez Quique Setiena.
Drugi powód to wzrastająca forma Joaquina, któremu za ostatni występ nie szczędził pochwał nawet skąpy w takie słowa trener Juan Merino. – Nie lubię indywidualistów, ale on był najlepszy na boisku. Pod każdym względem. Takiego Joaquina chcemy oglądać, ale musi się jeszcze nad sobą pracować, aby pokazać swoją najlepszą wersję – motywuje jeszcze bardziej byłego reprezentanta Hiszpanii na łamach dziennika „Marca” opiekun „Verdiblancos”. I dobrze, bo takiego Joaquina naprawdę warto oglądać!
godz. 21:00. Betis – Las Palmas, typ: 1, kurs: 2,08.