Bianconero wśród biancocelesti

Podróż z południowych dzielnic Rzymu na położone na północy miasta Stadio Olimpico rozpocząłem w okolicach godziny 18. Początkowo widziałem tylko fanów Romy, którzy masowo gromadzili się w barach, by obejrzeć wyjazdowy pojedynek ich ulubieńców z Atalantą Bergamo. Tifosich Lazio praktycznie nie dostrzegłem, a jedynym śladem meczu był samotny plakat naklejony na jednym ze słupów przy stacji metra Numidio Quadrato. Im jednak bliżej stadionu tym na ulice zaczęły wylewać się tysiące fanów biancocelesti, którzy z każdego zakątku Wiecznego Miasta przybyli zobaczyć swoich ulubieńców. – Battiamo la Juve – tak przed meczem przewidywał prezes Lazio Claudio Lotito. Jego słowa się nie sprawdziły, zespół przegrał gładko 0:3, a ja widziałem to wszystko z trybuny wypełnionej kibicami gospodarzy.

Samo przybycie na stadion nie należało do rzeczy łatwych. Zanim fani Lazio wyszli z domów na ulicach w „okolicach” stadionu można było spotkać tylko obcokrajowców, którzy nawzajem dopytywali się o szczegóły dojazdu. Do mnie na przystanku koło Watykanu podszedł Włoch, którzy przyjechał do Rzymu na mecz, ale on również nie wiedział co ma dalej robić. Przystanki w Rzymie mają to do siebie, że pokazują tylko kierunek jazdy autobusu, ale brak jest godzinowych rozkładów jazdy. Autobus przyjedzie wtedy kiedy przyjedzie. W końcu po dziesięciu minutach oczekiwań razem z grupą Francuzów, Niemców i nietutejszych Włochów udaliśmy się w stronę Stadio Olimpico.

Wejście na trybuny przebiegło błyskawicznie, a fani przed stadionem rozdawali gazety, które nie dość, że były ciekawą lekturą, to jeszcze doskonale sprawdzały się jako poduszki na niewygodne siedzenia.

gazeta

Z miejsca muszę przyznać, że widoczność z trybun Distini Nord Ovest nie należała do najlepszych. Przy bramce Paula Pogby widziałem jeszcze całą akcję łącznie z wykończeniem, ale kolejne dwa trafienia mogłem sobie równie dobrze wyobrazić. Piłkę w siatce dało się zauważyć a strzelca można było rozpoznać. Jakim cudem jednak futbolówka trafiła do danego zawodnika w danej akcji dopiero wyjaśnił mi skrót, który obejrzałem w hotelu. Oczywiście gdybym więcej wydał na bilet i siedziałbym na głównej trybunie to wydarzenia boiskowe nie miałyby przede mną tajemnic, jednak kiedy Juve przyjeżdża na Stadio Olimpico ceny biletów szybko idą w górę i nie są na każdą kieszeń.

stadion

Mecz był jednak tylko jedną z atrakcji. Takie a nie inne miejsce spowodowało, że siedziałem bardzo blisko najbardziej zagorzałych fanów Lazio. Atmosfera przed spotkaniem, jak i śpiewy podczas potyczki dosłownie elektryzowały. Wiedząc, że nie mogę aktywnie kibicować Starej Damie ograniczyłem się przede wszystkim do robienia zdjęć i nagrywania filmów.

 

tifosi

Na początku spotkania przeważało Lazio i kibice bardzo żywo reagowali na wydarzenia boiskowe. W pierwszej połowie doping gospodarzy był trzy razy głośniejszy niż śpiewy gości. Na ten stan rzeczy złożyły się dwa aspekty: przewaga liczebna i fakt, że siedziałem pod samą trybuną ultrasów rzymian. Z czasem jednak wraz ze zmianami na murawie do głosu doszli goście z Turynu. Entuzjazm miejscowych podupadł wraz z kolejnymi straconymi bramkami, a na trybunach zaczęli „rządzić” bianconeri.

Llorente-Tevez

Jako obcokrajowiec na mocno hermetycznej trybunie fanów Lazio czułem się dość nieswojo. Po pierwsze bohater z głównego zdjęcia tego felietonu szybko edukował wszystkich „obcych” dlaczego Juve jest „merda”, a najdłuższą lekcję dostali nie mówiący po włosku Azjaci, którzy wysłuchali prawdziwego wykładu o wyższość rzymian nad turyńczykami. Przy stanie 0:3 tifosi zaczęli zwracać większą uwagę na to kto obok nich siedzi. Pan siedzący obok mnie z czasem przejrzał, że raczej nie trzymam kciuków za gospodarzy, ale poza poinformowaniem swoich kompanów o swoich podejrzeniach nie poczynił dalszych kroków za co jestem mu wdzięczny.

Buffon

Samo spotkanie miało jednego bohatera, a był nim niewątpliwie Paul Pogba, który otrzymał obok Lichtsteinera największą porcję gwizdów. Dwie bramki, poprzeczka, doskonała gra w defensywie plus niebywały ciąg na bramkę – mecz niemalże idealny. Andrea Pirlo również pokazał swoją klasę kilkoma zagraniami, a wydawać by się mogło, że robi wszystko od niechcenia. Waleczność Marchisio dała rzucić się oczy, a kilka pewnych i tych mniej interwencji Buffona dopełniło idealny wieczór. W zespole Lazio najbardziej zawiódł Candreva, który powinien zrobić dużo więcej w starciach z Padoinem. Simone dostał nawet czerwoną kartkę, ale nawet fani Lazio nie zareagowali na to zbyt entuzjastycznie. Mecz był już przegrany.

Pirlo

Większe interakcje z fanami włoskich drużyn miałem następnego dnia, gdy udałem się do lokalnego baru na derby Mediolanu. Fani Interu liczebnością zdecydowanie przewyższali milanistów, ale po spotkaniu nikt nie miał specjalnych powodów do zadowolenia. Ja w pewnym momencie dosiadłem się do kibiców rossoneri i giallorossi i swym ubogim włoskim wszedłem w konwersację o Serie A. Poza omawianiem wydarzeń boiskowych Włosi szybko przeszli na temat Juve, dzieląc się swoimi uwagami o nienawiści jaką ten klub darzony jest w Italii.

Z rozmów tych wyniosłem jednak dwie rzeczy. Po pierwsze typowi tifosi z ulicy wcale nie łączą wygranych Starej Damy z pomocą sędziów, a doceniają wielką siłę turyńskiej „jedenastki”. Po drugie wszyscy byli zgodni, że Roma to nie tyle pretendent do tytułu co równorzędny rywal bianconeri. „Roma puo vincere Scudetto, capisci?”. Ho capito bene.

Piotr Ziemkiewicz