Jeśli legioniści przetrzymają pierwszy napór Celtiku, końcówkę rewanżowego meczu w Edynburgu będziemy mogli śledzić bez zbędnych nerwów – uważa Sylwester Czereszewski, który zdobywał z Legią mistrzostwo kraju i jako ostatni polski zawodnik wywalczył w barwach tego klubu tytuł króla strzelców ekstraklasy. Zdaniem 42-letniego „Czeresia”, grającego trenera V-ligowej Fortuny Gągławki, podopieczni Henninga Berga ze względnym spokojem będą też mogli oczekiwać na wynik losowania decydującej rundy eliminacji.
Z pełnym spokojem czeka pan na rewanż z Celtikiem czy jednak mimo sporej zaliczki z pierwszego meczu jest jakaś niepewność o losy dwumeczu?
Bez wątpienia mała nutka niepewność jest, bo przecież Szkoci grają u siebie i potrafią przed własną publicznością wyczyniać prawdziwe cuda. Na szczęście dla Legii mecz odbędzie się nie na stadionie Celtiku, a w Edynburgu, więc tych kibiców dotrze na trybuny może mniej niż zazwyczaj. 4:1 to jednak dość duży zapas i przy tak równorzędnych zespołach ciężko jest strzelić samemu trzy gole i żadnego nie stracić. W futbolu wprawdzie już nie takie rzeczy się zdarzały, ale Legia w pierwszym meczu pokazała, że jest po prostu zespołem lepszym do mistrzów Szkocji.
Według firmy jednej z firm bukmacherskich, Celtic wygra rewanż, ale to Legia będzie się cieszyć z awansu do IV rundy eliminacji. Pan przewiduje podobny scenariusz?
Może tak być, bo Szkoci będą chcieli się za wszelką cenę zmazać plamę z pierwszego spotkania. Zapewne od początku pójdą na całość, co z kolei jest szansą dla Legii na przeprowadzanie szybkich kontrataków. Tacy zawodnicy jak Miro Radović czy Kuba Kosecki, który w minioną środę znakomicie spisał się w roli dżokera, powinni mieć w środowy wieczór duże pole do popisu. Sam typuję remis 2:2.
Problemy zdrowotne Duszana Kuciaka to największy problem Legii przed meczem w Edynburgu?
Nie sądzę. Zawsze w takich przypadkach jest więcej szumu niż realnego zagrożenia. Jeśli słyszymy, że „prawdopodobnie” będzie grał, to zagra na sto procent. Medycyna sportowa jest już tak rozwinięta, że przy podobnych urazach potrafi stawiać zawodników na nogi przed meczami. Poza tym, z własnego doświadczenia wiem, że przy spotkaniach o takiej stawce organizm zapomina o mniej groźnych kontuzjach. Wraz ze zbliżającym się meczem przychodzi adrenalina i człowieka nic wówczas nie boli. Dopiero po ostatnim gwizdku, kiedy opadną już emocje, znowu zaczyna boleć… Wbrew pozorom, wiele rzeczy rozgrywa się w głowach i dlatego wydaje mi się, że o obsadę bramki w środowym meczu nie powinniśmy się martwić.
A kto powinien podejść do wykonania ewentualnej „jedenastki” w zespole Legii? Znowu Ivica Vrdoljak?
Sztuką było już podchodzić drugi raz do rzutu karnego po pierwszym przestrzelonym. Kiedy ktoś idzie drugi raz na jedenasty metr po uprzedniej pomyłce, musi być prawdziwym kozakiem. Takim, który podchodzi i strzela bez mrugnięcia okiem. Tymczasem w tym przypadku ten drugi rzut karny był wykonany nawet gorzej niż pierwszy. Osobiście, nie dałbym teraz Vrdoljakowi egzekwować „jedenastki”. Inaczej strzela się je w lidze, a inaczej w pucharach, gdzie ta presja jest zdecydowanie większa. I to było widać w ubiegłym tygodniu. To nie były bowiem sytuacje, w których bramkarza poszedł „w ciemno” i obronił. Przy pierwszym podejściu Ivica w ogóle nie trafił wprawdzie w bramkę, a przy drugim pokazał… jak nie powinno się wykonywać karnych. Legia powinna znaleźć jakieś zastępstwo dla Vrdoljaka w tym elemencie, bo przed nią jeszcze wiele spotkań w tym sezonie i szkoda byłoby, gdyby korzystne wyniki miały jej się wymykać z rąk przez niewykorzystane „jedenastki”. Wydaje mi się, że Radović byłby dobrym kandydatem. Nie dość, że potrafi dobrze uderzyć wewnętrzną częścią stopy, to jeszcze nabrał dodatkowej pewności w swoich poczynaniach po ostatnich udanych występach.
Patrząc na potencjalnych rywali w IV rundzie eliminacji, nie ma chyba drużyn, które wydawałyby się poza zasięgiem legionistów?
Zgadza się. Niektóre są trochę lepsze od Celtiku, niektóre trochę gorsze, ale generalnie wszystkie prezentują w miarę zbliżony poziom. Nie ma, tak jak przed laty, zespołów z Hiszpanii, Włoch czy Niemiec, których szczególnie można byłoby się obawiać. Przy tak wyrównanej stawce w decydującej fazie kwalifikacji kwestię awansu w wielu przypadkach rozstrzygać będzie dyspozycja dnia. Podobnie jak przed tygodniem w Warszawie, kiedy Legia pozbierała się mimo szybko straconej bramki i skutecznie wypunktowała rywala. Wydaje mi się, że w tegorocznej stawce każdy jest do ogrania. Po wygranej z Celtikiem uważam, że Legia może z podniesioną głową czekać na kolejnego przeciwnika. Mistrzostwa świata pokazały, że nie ma drużyn nie do pokonania. Na mundialu zdecydowana większość zespołów starała się grać ofensywnie, o zwycięstwo. I chyba w tą stronę należy iść w obecnym futbolu.
Po meczu z Celtikiem w sobotę legioniści podejmują Górnika Łęczna. To będzie już ten mecz, kiedy Marek Saganowski wejdzie do elitarnego „Klubu 100”? Na razie ma na koncie 99 bramek…
Jak nie teraz z Łęczną, to na pewno za tydzień z Jagiellonią uda się Markowi strzelić tego upragnionego 100. Gola. Tym bardziej, że Legia nie będzie chciała, aby jej strata do lidera jeszcze się zwiększyła. Inna sprawa, że z jej potencjałem odrabianie jakiegokolwiek punktowego dystansu jest tylko kwestią czasu. Nie wierzę bowiem w to, że Pogoń, Jagiellonia i Bełchatów, które na razie są wysoko, utrzymują takie tempo. Jeszcze kilka meczów i wszystko powinno wrócić do normy. Uważam, że o mistrza znowu będą grać Legia i Lech. No, może jeszcze Lechia i ewentualnie Wisła, o ile zbyt szybko nie przetrzebią jej składu kartki i kontuzje.
A komu wróży pan największe trudności z utrzymaniem w ligowej elicie?
Spore problemy może mieć Piast, ale tak naprawdę to dopiero po przerwie zimowej będzie można wskazywać ewentualnych spadkowiczów. Wystarczy kilka transferów i oblicze każdej drużyny może się znacząco odmienić. Runda wiosenna jest dużo trudniejsza od jesiennej, więc na razie nie ma sensu jeszcze nikogo skreślać.
Add Comment