Sokołowski: Arytmia – tak, przestoje – nie

Nie mam nic przeciwko, aby w czwartek legioniści po raz kolejny wygrali 1:0, bo nawet takie skromne zwycięstwo przypieczętuje awans do fazy pucharowej Ligi Europy – mówi Tomasz Sokołowski, były zawodnik i trener grup młodzieżowych Legii.

Jak podobała się panu postawa grającej w eksperymentalnym składzie Legii w meczu z Ruchem?

Szansę pokazania się dostali młodzi zawodnicy z akademii. Jedni udowodnili, że można już na nich stawiać, a inni, że potrzebują jeszcze trochę czasu. Wcześniej grając w eksperymentalnym składzie Legia traciła punkty, a tym razem zgarnęła pełną pulę i to jest najważniejsze. Obrona, nie licząc jednego błędu, spisywała się bardzo dobrze.

Gra którego z najmłodszych zawodników przypadła panu najbardziej do gustu?

Na prawej stronie obrony dobrze radził sobie Robert Bartczak, którego pamiętam z akademii jako skrzydłowego lub gracza środka pola. Mimo zaledwie osiemnastu lat, pokazał, że warto dawać mu kolejne szanse. Na pewno korzystnie wypadł też Mateusz Szwoch, który wypracował rzut karny. Ci zawodnicy nie mają jeszcze okazji, aby grać co tydzień, ale bez wątpienia są ciekawymi graczami z dużym potencjałem. Zostawiając na boku kwestię najmłodszych, podobał mi się też Helio Pinto na lewej stronie defensywy. Potrafił dobrze wprowadzić piłkę i zagrać dokładnie z głębi pola. To był jego duży atut. Widać, że trener Berg nie boi się eksperymentów, choć z pewnością są one poprzedzone odpowiednią analizą postawy poszczególnych zawodników na treningach.

Niedzielna wygrana to była demonstracja siły szerokiej kadry Legii czy też był to raczej pokaz słabości „Niebieskich”?

Jedno i drugie. Widać, że Ruch ma problemy ze stwarzaniem sobie sytuacji. Nie radzi sobie ani w ataku pozycyjnym, ani też w defensywie. Zmiana trenera na razie nic nie wniosła do tej drużyny. Z kolei Legia, mając napięty kalendarz, może sobie pozwolić na to, aby przyoszczędzić trochę niektórych zawodników. Takie mecze pozwalają sprawdzić, jak wygląda szkolenie w akademii. Umożliwiają też dalszy rozwój młodych zawodników, którzy widzą, że są obserwowani i stawia się na nich. I że tylko od nich samych, od ich pracy i podejścia, zależy teraz, jak szybko wskoczą oni na stałe do meczowej kadry pierwszego zespołu.

Jak wynika z notowań bukmacherów, Legia jest wyraźnym faworytem czwartkowego meczu z Metalistem Charków w Lidze Europy. Pan też przewiduje pewne zwycięstwo mistrzów Polski?

Pierwsze trzy spotkania, wygrane bez straty bramki, pokazały, że Legia dobrze gra w defensywie oraz potrafi sobie stwarzać sytuacje i je wykorzystywać. Nie były to jednak zwycięstwa spektakularne, kilkoma golami i po meczach, w których przeciwnicy nie mieli szans na korzystny wynik. Każdy z rywali spychał w pewnym momencie Legię do głębokiej defensywy i miał swoje okazje, ale ich nie wykorzystywał. Każde z tych spotkań tak naprawdę mogło się zakończyć w różny sposób. Na pewno jednak atut własnego boiska oraz trzy mecze wygrane do zera pozwalają z optymizmem czekać na rewanż z Ukraińcami i stawiają Legię w roli faworyta. Ale legioniści muszą być cały czas czujni i zdyscyplinowani na boisku. Każdy mecz przynosi bowiem coś nowego, a nie chcemy przecież żadnego niepotrzebnego potknięcia. Tym bardziej że spotkanie z Metalistem może zapewnić drużynie awans, a klubowi wymierne korzyści finansowe.

Jaki zatem wynik pan przewiduje?

Z pewnością Legia będzie chciała znowu zagrać na zero z tyłu. Po serii trzech meczów bez straty gola zawsze czuje się dodatkową pewność siebie na boisku i warto to podtrzymać. Taka passa pokazuje moc drużyny jako całości – nie tylko bramkarza i czterech obrońców – i musi też robić wrażenie na rywalach. Wydaje mi się, że najbardziej prawdopodobny wynik to 1:0 albo 2:0 dla Legii. Chyba nikt nie ma nic przeciwko, aby po raz czwarty w fazie grupowej mecz zakończył się najskromniejszą z wygranych.

A czy nie boi się pan trochę, że niektórzy zawodnicy mogą się poczuć zbyt pewnie? Wielu kibiców już przyznało miejsce Legii w fazie pucharowej Ligi Europy…

Zawsze po serii zwycięskich występów wkrada się jakieś samozadowolenie. Każdy z zawodników musi być w tej sytuacji dla siebie należytym motywatorem. Zwłaszcza że Metalist nie przyjedzie do Warszawy na wycieczkę. Wszyscy zawodnicy z Charkowa będą się chcieli w końcu pokazać z dobrej strony na arenie europejskiej i sięgnąć po premię przewidzianą za zwycięstwo. Dlatego mam nadzieję, że nikomu w ekipie Legii nie przejdzie przez głowę myśl, że to spotkanie można wygrać jakimś mniejszym nakładem sił. Wręcz przeciwnie. Liczę, że będą chcieli za wszelką cenę śrubować klubowe rekordy i postawić kropkę nad „i” w kwestii awansu. W dalszej perspektywie wygrana z Metalistem przybliża też Legię do pierwszego miejsca w grupie, co będzie istotne przy okazji losowania kolejnej fazy. Chciałbym zobaczyć w poczynaniach legionistów automatyzm – wytrenowane schematy poparte jakością. Za tym idzie też bowiem dokładność, a w konsekwencji – wygrane.

Pod nieobecność Miro Radovicia kto będzie najważniejszą postacią Legii w starciu z Ukraińcami?

Myślę, że Ondrej Duda, który swoimi akcjami już kilkakrotnie pokazał, iż jest zawodnikiem nieszablonowym i potrafi przechylić szalę zwycięstwa na korzyść Legii. Mocnym ogniwem powinien być też Orlando Sa. Coraz lepiej wyglądają również boki i środek pomocy z solidną parą: Jodłowiec – Vrdoljak. To wszystko trzeba wykorzystać.

Legia wygrała pięć meczów z rzędu. Czy po takiej serii można się przyczepić do czegoś w grze mistrzów Polski?

Przyczepić to może za duże słowo, ale w grze Legii za dużo jest jeszcze przestojów. W każdym spotkaniu w pewnym momencie było widać brak ruchu. Na takim poziomie legioniści powinni stosować arytmię gry, ale unikać przy tym wspomnianych przestojów. Na stojąco trudno wygrać nawet w lidze, a co dopiero w europejskich pucharach. Każde punkty trzeba wybiegać, być mobilnym przez pełne 90 minut. Bez tego nie wypracuje się bramkowych sytuacji. W tym aspekcie gry Legii dostrzegam jeszcze największe mankamenty.

W weekend legionistów czeka wyprawa do Szczecina na mecz z Pogonią, którą niedawno ograli w Pucharze Polski. Spodziewa się pan podobnego wyniku co przed kilkoma dniami na Łazienkowskiej po 90 minutach (1:1) czy po 120 (3:1)?

Ciężko powiedzieć. Niewątpliwie będzie to zupełnie inny mecz niż ten w pucharze. Oba zespoły zdążyły się już doskonale poznać przy okazji tego wcześniejszego spotkania. Może się okazać, że to będzie łatwiejsza potyczka dla Legii. Ale może być też zupełnie odwrotnie. Dużo będzie zależeć od składów, na jakie zdecydują się obaj trenerzy.