Skromna wygrana z Zagłębiem Sosnowiec 1:0 w pierwszym meczu półfinału Pucharu Polski nie pozwala trenerowi Lecha myśleć spokojnie o rewanżu. Jana Urbana najbardziej martwi jednak kontuzja Łukasza Trałki.
Termin pierwszego półfinałowego spotkania Pucharu Polski był dla Lecha wyjątkowo niewygodny. Poznaniacy bardzo liczą na zdobycie trofeum, które może osłodzić raczej nieudany sezon w lidze i zagwarantować przepustkę do europejskich pucharów. Z drugiej strony już w sobotę Kolejorza czeka mecz z Legią, który dla kibiców jest zawsze najważniejszym pojedynkiem sezonu. Urban nie kalkulował i wystawił najmocniejszy skład, na jaki było go stać.
– Dałem odpocząć tylko Tamasowi Kadarowi, bo chciałem, aby Volkov dostał szansę gry – przyznał Urban, wyjaśniając, że brak w składzie takich zawodników jak Tetteh, Arajuuri, to wynik choroby.
Volkov odwdzięczył się trenerowi golem. Jak się później okazało, jedynym w tym meczu.
– Graliśmy dziś z zespołem występującym o jedną klasę niżej, ale na boisku nie było tego widać. W pierwszej połowie wyglądało to jeszcze dobrze z naszej strony, ale w drugiej niepotrzebnie dopuściliśmy do wymiany ciosów. Bałem się, że stracimy bramkę, co stawiałoby nas w o wiele trudniejszej sytuacji w rewanżu – przyznał trener Lecha. – Żałuję tych sytuacji w ostatnich minutach, bo 2:0 to już byłaby solidna zaliczka przed rewanżem – dodał.
Największym powodem do zmartwień dla Urbana jest jednak kontuzja Łukasza Trałki, który opuścił boisko wyraźnie utykając.
– Skręcił staw skokowy, ale na ten moment trudno powiedzieć, na ile to poważne i czy wykluczy go z gry z meczu z Legią – wyjaśnił szkoleniowiec Kolejorza. – To byłaby dla nas duża strata, bo Łukasz to kapitan z prawdziwego zdarzenia.
Zenon Kubiak