Dziesiąte miejsce w tabeli, dwóch trenerów na liście płac i potrzeba dalszych roszad na tej pozycji, chaos organizacyjny, jeden wielka prowizorka i mocarstwowe ambicje. To AC Milan naszych czasów. Jeden z najlepszych klubów w historii piłki nożnej dziś wśród kibiców rywali wywołuje uśmiech politowania zamiast wprowadzać ich w nerwowość. Po porażce z Lazio notowania Filippo Inzaghiego na San Siro bardzo spadły, a włoska prasa już wymienia potencjalnych kandydatów na jego posadę. Za obecny stan rossoneri nie jest jednak winny trener. Mediolańczycy zbierają plony wieloletnich złych decyzji.
Najprościej jest winić Inzaghiego tak samo jak łatwo było obarczać winą Clarence’a Seedorfa, czy wcześniej Massimiliano Allegriego. Kibice myśląc w sposób zero jedynkowy szybko doszli do wniosku kto się nie sprawdza. Przecież zdobycze punktowe nie bronią byłego snajpera Milanu, gdyż 26 „oczek” w dwudziestu meczach to wynik skrajnie zły. Jeśli chodzi o samą grę to jest nawet gorzej. Atak rossoneri opiera się tylko na indywidualnych popisach Jeremy’ego Meneza, w linii pomocy panuje chaos taktyczny, a obrona to zlepek niezłych piłkarzy, którzy nie potrafią ze sobą współpracować.
Czy inny trener, w zamyśle lepszy czy też bardziej doświadczony, byłby w stanie osiągnąć z tymi piłkarzami więcej? Moim zdaniem tak, ale byłoby niewiele lepiej. Kiedy niedzielny kibic patrzy na kadrę Milanu co przy drugim nazwisku łapie się za głowę albo szerzej otwiera oczy. Oczywiście bardziej zorientowani tifosi poznają większość graczy jak nie wszystkich, ale tu właśnie o ten brak rozpoznawalność chodzi. Mediolańczycy zastąpili wielkich graczy, prawdziwych mistrzów zawodnikami średniego bądź niskiego poziomu. Formacją Maldiniego czy Thiago Silvy rządzi obecnie Bonera, w pomocy zamiast Kaki, Pirlo czy Gattuso widzimy Poliego i Muntariego. Jeśli chodzi o atak to najlepszy egzekutor siedzi na ławce i bawi się w trenera.
Działacze Milanu nie skupili szrotu w miejsce gwiazd z powodu daleko posuniętego szaleństwa czy też sabotażu. Zmusiła ich do tego ciężka sytuacja finansowa klubu, która nie powinna się w najbliższym czasie polepszyć. Kiedyś w jednym oknie transferowym na San Siro sprowadzono za grube miliony Ibrahimovicia i Robinho, a wraz z nimi do stolicy światowej mody przybyły ich lukratywne kontrakty. Skutek tej nonszalancji finansowej? Mistrzostwo Włoch, ale krótko po tym masowa wyprzedaż najlepszych. Dziś transfer do Milanu to podpisanie umowy z wolnym zawodnikiem bądź bezpłatne wypożyczenie. Czy nowy trener zmieni politykę transferową rossoneri? Czy ktoś naprawdę w to wierzy?
Od kiedy Silvio Berlusconi przestał inwestować w Milan oczywistym powinny być zmiany priorytetów klubu. Z Zapatą, Essienem i Pazzinim nie da się walczyć o Scudetto czy też nawet o awans do Ligi Mistrzów. Rzeczywistość okazuje się jednak jeszcze bardziej brutalna i Milan musi zacząć rozważać brak jakichkolwiek europejskich pucharów w przyszłym sezonie. Honorowy prezydent klubu ma jednak inne zdanie. Przed rokiem wierzył w mistrzostwo, a teraz ciągle widzi swoich ulubieńców w Champions League. Mocarstwowe ambicje nie uległy zmianie, ale nie zmieniły się również inne dziwaczne pomysły Silvio. Były premier Włoch ukochał sobie podróże do ośrodka treningowego Milanello, gdzie jego obecność miałaby w magiczny sposób pomóc źle funkcjonującej drużynie. Najgorsze jest to, że on naprawdę wierzy, że piłkarze zyskują na jego coraz częstszych wizytach.
Choas organizacyjny to jednak nie tylko problem braku pieniędzy i ekscentryzmu Berlusconiego. Ryba psuje się od głowy, a w tym przypadku mowa jest o zarządzie. Jeśli Barbara Berlusconi udowodniła coś od kiedy została sternikiem klubu to tylko to, że nie ma bladego pojęcia o swojej pracy. Konflikt z Gallianim spowodował, że wielce zasłużony dyrektor sportowy ogłosił swoje odejście, by tylko kilka dni potem po namowach Silvio pozostać w klubie. Galliani podzielił los Kaki i innych wielkich, którzy będąc o krok od odejścia z klubu dzięki wstawiennictwu prezydenta zmieniali zdanie i podkreślali swoje oddanie do barw klubowych. Grazie presidente – chciałoby się rzec.
Adriano Galliani to niekwestionowany mistrz w wykorzystywaniu różnych okazji na rynku transferowym. On też ma jednak związane ręce przez kwestie finansowe. W lecie do Mediolanu przybyły tabuny piłkarzy z kontraktami w ręku. Wnioski? Milan zainwestował w ilość, a nie w jakość. Alex nie rozgrywa najlepszego sezonu, Armero gra tylko w obliczu kontuzji innych i nikogo nie przekonuje, Van Ginkel okazał się tak złym pomysłem jakim się zapowiadał, a Torresa na San Siro już nie ma. Wypalili Diego Lopez i Jeremy Menez, a zainwestowane pieniądze (!) w Giacomo Bonaventurę powinny się zwrócić.
Nawet jeśli Galliani może się obronić w temacie niewypałów transferowych to w aspekcie czysto ludzkim nie ma nic na swoje usprawiedliwienie. Lekceważące traktowanie tzw. „senatorów” zaczęło się od Andrei Pirlo, który po wielu latach gry w Milanie dostał na pożegnanie pióro. Człowiek, który zasłużył na najwyższe uznanie został uhonorowanym artykułem piśmienniczym. Z kolejnym zasłużonym dla klubu było już dużo gorzej. Clarence Seedorf szybko popadł w niełaskę i równie szybko jak został zatrudniony tak został zwolniony. Holender pobiera po dziś dzień wynagrodzenie od klubu i musi mu to wynagrodzić fakt, że o swoim zwolnieniu dowiedział się z maila.
Nikt nie ma gotowej recepty jak wyleczyć AC Milan z tej przewlekłej choroby, na którą zapadł klub. Znany włoski dziennikarz i sympatyk rossoneri Tiziano Crudeli stwierdził, że za porażkę z Lazio i obecny stan rzeczy winni są wszyscy i ciężko się z nim nie zgodzić. Berlusconi nie daje pieniędzy, Barbara nie wie co robi, Galliani nie ma czym pracować, a sam popełnia coraz więcej błędów, Inzaghi okazał się być słabym trenerem, a piłkarze tylko swoją słabość potwierdzili.
Trzeba jednak od czegoś zacząć, a ja proponowałbym zmianę właściciela. Nowe zarządzanie, nowe pomysły i świeży zastrzyk gotówki mogą postawić ten klub na nogi, gdyż póki co jest on na kolanach. Bez pieniędzy na tym poziomie w dzisiejszej piłce nie zdziała się wiele. Ciężko oczekiwać by zarząd, który na wszystkim oszczędza (łącznie z autokarem) miał nagle przeznaczyć na drużynę grube miliony. Właśnie tych milionów będzie potrzeba, gdyż jak pokazuje historia innych klubów: łatwo jest sprowadzić do zespołu piłkarzy słabych, ale cholernie ciężko jest się ich pozbyć. Patrząc na kadrę Milanu ciężko nie odnieść wrażenia, że wielu graczy będąc tam trafiło los na loterii.
Liga włoska, jak i europejska piłka potrzebują silnych rossoneri. Pokonywanie takiego Milanu nie ma żadnej wartości.
P.S. Serie A potrzebuje silnego Milanu bez Philippe’a Mexesa. Na szczęście silny Milan z Francuzem to oksymoron.