Orzeł wylądował. Do rozpoczęcia okienka transferowego jeszcze ponad półtorej miesiąca, a z dużą dozą prawdopodobieństwa można przyjąć, że najgłośniejszy transfer lata w Europie już się dokonał. Powrót Matsa Hummelsa do monachijskiej macierzy to ruch, który znacząco zachwieje układem sił w Bundeslidze. Piekielnie mocny Bayern stanie się naturalnie jeszcze mocniejszy, oczywiście kosztem głównego ligowego rywala, do czego jednak wszyscy w Niemczech zdążyli już dawno przywyknąć. Rywala, który wychylił głowę nad lustro wody i ośmielił się zbliżyć do Bayernu na odległość kilku ledwie punktów. W Monachium trzymają jednak rękę na pulsie i wiedzą, co w takiej sytuacji należy robić i gdzie uderzyć, by konkurent odczuł to najboleśniej jak się tylko da. Bo wodzenie na pokuszenie Hummelsa to zadanie ciosu najdotkliwszego z możliwych. To wyrwanie Borussii nie tylko fenomenalnego piłkarza, ale przede wszystkim nietuzinkowej osobowości, która trzymała cały zespół w ryzach, mentalnego przywódcy, symbolu ucieleśniającego niedawny szalony wzlot BVB. Odejście Hummelsa i przypuszczalnie Gündogana ostatecznie zamyka erę heavy-metalowej Borussii z czasów Kloppa i hardrockowej z bieżącego sezonu. Bez tej dwójki Tuchel musi zacząć naprędce szukać nowych beatów.
Nie ma się co oszukiwać – Hummelsa nie da się zastąpić w stosunku 1:1. Owszem, da się znaleźć obrońcę, który w bronieniu dostępu do własnej bramki będzie równie skuteczny, a może nawet i odrobinę lepszy niż Mats, który to w swej grze bezgranicznie ufa swojemu piłkarskiemu intelektowi, a ten czasem podpowiada mu zbyt skomplikowane rozwiązania. Trudniej będzie znaleźć kogoś tak elastycznego jak Hummels, kto równie świetnie pokieruje formacją z trzema obrońcami co z czterema, a to przy różnorakich koncepcjach taktycznych Tuchela może odgrywać ważną rolę. Niemal niemożliwe będzie znalezienie defensora obdarzonego tak fantastycznym prostopadłym, otwierającym grę, podaniem jak Hummels. Te piłki zagrywane zewnętrznym podbiciem z chirurgiczną wręcz precyzją to przecież jego znak firmowy, którego żaden obrońca na świecie nie jest raczej w stanie skopiować. Nawet najlepiej obok Hummelsa grający piłką środkowi defensorzy w Bundeslidze, czyli Jerome Boateng i Joel Matip nie są obdarzeni aż tak bogatą paletą zagrań jak Mats, pomijając już fakt, że są dla BVB po prostu niedostępni. Natomiast zupełnie niemożliwe będzie znalezienie kogoś, kto z miejsca przejmie rolę lidera zespołu. Bo liderów nie da się kupić, liderów trzeba wykreować, a ściślej mówiąc oni sami muszą to zrobić. Na to jednak potrzeba wiele czasu. Pytanie, czy wszyscy w Dortmundzie są tego w pełni świadomi i wystarczająco cierpliwi.
Patrząc na chłodno – przenosiny Hummelsa do Bayernu to absolutnie naturalna kolej rzeczy, która idealnie wpisuje się w model prowadzonej przez długie lata polityki transferowej przez Bayern. Za jej początek przyjmuje się rok 1980, kiedy to Bayern wykupił z Borussii Mönchengladbach skrzydłowego Karla Del’Haye za rekordową na owe czasy sumę 1,3 mln marek, by potem dać mu szczeznąć na ławce rezerwowych. Kiedy Borussia znowu wzbijała się do lotu, przyszedł Bayern i zabrał jej kilka lat później Lothara Matthäusa. A potem już poszło lawinowo. Robiącej w połowie lat 80-tych z każdym kolejnym sezonem coraz lepsze wyniki FC Nürnberg podbierano kolejno Hansa Dorfnera, Stefana Reutera, Rolanda Grahammera i Manfreda Schwabla. Z mocnego w latach 90-tych Karlsruher SC, Bayern przez 7 kolejnych sezonów sukcesywnie podkradał pojedyncze ogniwa – Michaela Sternkopfa, Olivera Kreuzera, Mehmeta Scholla, Olivera Kahna, Thorstena Finka i Michaela Tarnata. Później napatoczyło się Kaiserslautern (Bruno Labaddia, Marcel Witeczek, Ciriaco Sforza), dalej był Werder (Andreas Herzog, Mario Basler, Miro Klose, Valerien Ismael czy trener Otto Rehhagel) i Bayer Leverkusen (R. Kovac, Ze Roberto, Ballack, Lucio) no a teraz miejscem żeru jest Dortmund. Niektórzy twierdzą, że to psucie ligi, ja jednak absolutnie bym się nie zgodził z takim poglądem, bo każdy klub musi dbać w pierwszej linii o własne interesy, a nie o dobro ogółu. Piłka nożna to biznes i potrzeba odpowiedniego biznesplanu, aby on wypalił. Bayern go po prostu ma i sukcesywnie go wdraża w życie czerpiąc z niego przez lata pełnymi garściami. Dlatego bez wielkiego ryzyka można zakładać, że odpowiedzialny za kadrę Bayernu Michael Reschke w najbliższych latach zapuka do Leverkusen z pytaniem o Jonathana Taha czy Juliana Brandta, do Schalke po Sanego czy Meyera, do Gladbach po Dahouda albo inną perełkę, którą Gladbach prędzej czy później znowu wypuści na rynek, albo i do Dortmundu, jeśli Pulisić nadal będzie czynić tak wielkie postępy.
Nie ma się co czarować – para Hummels & Boateng to duet marzeń. Nie wiem, czy da się wymyślić jakiś lepszy zestaw środkowych obrońców, nawet jeśli bralibyśmy pod uwagę dowolnych obrońców świata. Bayern, ściągając na powrót po 8 latach swojego wychowanka, pozbywa się w ten sposób swej jedynej niedoskonałości. Ale pamiętajmy też, że Hummels to nie kartridż do drukarki. To tak nie działa, że kupujesz nowy, wkładasz do mechanizmu i voila. Tak czy inaczej Carletto będzie musiał zainstalować parę „sterowników”, aby sprzęt funkcjonował jak należy. Będzie to tyleż łatwe, bo pracować będzie na materiale najwyższej jakości, co i trudne, bo Hummels i Boateng – mimo iż w wielu aspektach gry bardzo do siebie podobni – wykazują też różnice. Widać je zwłaszcza w sposobie gry z piłką przy nodze. O ile Boateng przypomina często quarterbacka z futbolu amerykańskiego, posyłającego krosowe, diagonalne piłki w boczne sektory boiska bezpośrednio na skrzydłowych, o tyle Hummels woli poszukać zabójczego prostopadłego passa, zagrywanego najczęściej w środkowej strefie. Od stylu gry wybranego przez Ancelottiego zależeć będzie to, który z nich będzie musiał zmienić swoje nawyki. Różni ich też także styl bronienia. Boateng jest obrońcą wyczekującym na ruch rywala, Hummels natomiast stara się antycypować poczynania przeciwnika, dzięki czemu dławi w zarodku wiele prób ataków przeciwnika, ale czasem zdarza mu się też pomyłka w obliczeniach, jak choćby w pierwszym spotkaniu z Liverpoolem w 1/4 finału LE. Naturalnym wydaje się zatem, aby to Boateng szefował całej formacji i kasował to, co przejdzie z rzadka przez Matsa. Zgadzasz się Carlo?
I jeszcze jedno. Neuer – Alaba, Hummels, Boateng, Lahm – Vidal, Martinez – Costa, Thiago, Müller – Lewandowski. Przykładowo tak to może wyglądać. I skonfrontujcie ten gwiazdozbiór ze słowami Billa Shankly’ego, który stwierdził kiedyś, że drużyna piłkarskia ma być jak pianino – 8 gości od dźwigania tego cholerstwa a 3 od grania na nim. Patrzę na Bayern i tragarzy to ja tam za wielu nie widzę, za to od ilości artystów dostaję oczopląsu. I właśnie w znalezieniu krzepkich artystów przez Carletto, takich, co to nie pogardzą i pracą fizyczną, leży klucz do monachijskiego sukcesu w najbliższych latach.