Max i Lucien – duet doskonały

Tomasz Urban
Tomasz Urban

Mönchengladbach to na warunki niemieckie nie jest wielkie miasto. Na liście najludniejszych zajmuje ledwie 26. miejsce, a ludzi żyje tam nawet nieco mniej niż w takiej Częstochowie, czy Gdyni. Kudy mu do pobliskiej – cztery razy ludniejszej – Kolonii, czy dwa razy większych Dortmundu, czy Hanoweru. Borussia to także, wyjąwszy złote lata 70-te, żaden wielki klub. Na początku wieku skupiano się w Gladbach głównie na utrzymaniu statusu pierwszoligowca, z różnym zresztą skutkiem. Przełom nadszedł w listopadzie 2008 roku, kiedy to sprawującego dotychczas obowiązki dyrektora sportowego Christiana Ziege zluzował były wieloletni piłkarz  Źrebaków – Max Eberl. Był to pierwszy sezon po powrocie do 1. Bundesligi. Początki jak to początki – łatwe nie były, bo dwukrotnie piłkarze Borussii do ostatnich chwil musieli się bronić przed spadkiem, ba, w 2011 uwikłano się nawet w baraże, w których rywalem Gladbach było VfL Bochum. Wszystko co dobre, rodzi się w bólach. Chwilę potem zaczęła się bowiem bajka, która trwa do dziś i nic nie zwiastuje jej rychłego końca.

bmg1

Pozycje Borussii w ligowej tabeli w ostatnich 20 latach. Postęp widoczny jak na dłoni 

W lutym 2011 roku Eberl podjął kluczową decyzję dla rozwoju klubu. Decyzję najlepszą z możliwych. Michaela Frontzecka, któremu wybitnie nie szło, zastąpił Lucien Favre. Ten, który w Hertcie przestawił Piszczka z ataku na prawą obronę, dzięki czemu Łukasz w dalszej perspektywie stał się czołowym piłkarzem w Europie na tej pozycji. Ten, który pchnął Gladbach na nowe tory. Przed jego erą Źrebaki umiały co najwyżej żwawo ruszyć do kontry. Dziś potrafią wszystko. Atak pozycyjny? Bardzo proszę. Wielu obserwatorów Bundesligi pisze na twtterze, że Gladbach ogląda się z największą przyjemnością, bo jest ruch (Borussia biega najwięcej kilometrów w całej lidze), gra piłką, wyjście na pozycję. Kontry? Już nawet Bayern się przekonał, że potrafią. Żelazna defensywa i konsekwencja w realizacji planu nakreślonego przez Favre’a? Polecam podręcznikowy wręcz w tym aspekcie mecz z jesieni, także z Bayernem. Tak, Favre to dziś jedna z najjaśniej święcących gwiazd na trenerskim firmamencie w Bundeslidze. Ktoś, kto z drużyny regularnie kursującej między 1. a 2. Bundesligą, w 3 lata uformował team mierzący w Ligę Mistrzów. Kariera niczym żywcem przeniesiona z Football Managera. Nie dokonałby jednak tego, gdyby nie wspomniany wcześniej Eberl. Obaj są niczym dwie połówki tej samej pomarańczy. Pasują do siebie wyśmienicie. Zwolennicy etosu pracy, niespecjalnie lubujący się w publicznych występach. To boisko i wyniki zespołu mają przemawiać zamiast nich.  Tak naprawdę obaj są od siebie zależni. Favre doskonale obrabia materiał dostarczany mu przez Eberla, ten drugi natomiast stara się, by ów materiał był możliwie jak najwyższej próby. Eberl tak mówi o swoich relacjach z Favrem: – Bardzo szybko się do siebie przyzwyczailiśmy. Ostatnie lata i rozwój klubu pokazują, że potrafimy bardzo konstruktywnie ze sobą współpracować. Czuje się, że wszyscy w klubie wyznajemy jedną filozofię. To jest jednak możliwe tylko wtedy, jeśli nie kwestionuje się wszystkiego przy każdym słabszym okresie, czy drobnym kryzysie. Z Favrem postąpiliśmy właśnie dokładnie odwrotnie. Pomimo początkowych problemów sportowych przedłużyliśmy z nim wówczas kontrakt. Przez te 4 lata świetnie się poznaliśmy i dotarliśmy. Jeden wie, czego z danej chwili oczekuje i potrzebuje drugi, co myśli i czuje. Co prawda jeszcze nie spędzaliśmy razem urlopu, ale zdarza nam się usiąść wieczorami przy butelce czerwonego wina. Recepta na sukces?

eberlfavre (spox)

Magików dwóch (zdj. spox)

Pamiętacie hasło Zidanes y Pavones? Chodziło o model klubu budowanego w oparciu o wychowanków i gwiazdy ściągane za ciężkie pieniądze. W Gladbach robią coś podobnego, choć oczywiście na znacznie mniejszą skalę. Zdolnych Pavonesów (ter Stegen, Herrmann, Jantschke, Korb) nigdy u nich nie brakowało, a zamiast Zidanesów pozyskuje się przeważnie graczy, którzy nie są jeszcze u szczytu swoich możliwości, ale mają ogromny potencjał i możliwości, by na ten szczyt się wspiąć. Co też ważne – nie wydaje się na nich wielkich pieniędzy. Może dlatego, że kiedy sięgnięto już głębiej do kieszeni, to akurat wyjątkowo spudłowano sprowadzając za 12 milionów € z Holandii Luuka de Jonga. Obecna granica bólu leży w okolicach 8 milionów €, a za tę bądź zbliżoną kwotę udało się pozyskać takich zawodników Sommer, Xhaka, czy Dominguez.

Czas zatem na konkrety. Uwzględniając trzy zimowe transfery z sezonu 2008/2009 Eberl wydał na nowych zawodników przez ten okres czasu 76 mln €, zaś zainkasował na sprzedaży blisko 60 mln €. Innymi słowy za 16 mln € udało się przez 6 lat zmontować ekipę, która z permanentnego faworyta do spadku stała się jednym z faworytów do gry w Lidze Mistrzów. Oto świadectwo pracy Maxa Eberla za ostatnie 6 lat.

Złote strzały:

Martin Stranzl, Marco Reus, Dante, Juan Arango, Christoph Kramer, Max Kruse i Andre Hahn. Wiecie, ile wydano na całą siódemkę? 12,5 mln €, za to na sprzedaży tylko dwóch z nich (Reusa i Dante) zarobiono 9 milionów więcej.  Majstersztyk. Za Martina Stranzla Eberl wydał w 2010 roku 800 tys. € i w ten sposób – jak się później okazało – za psi grosz pozyskał charyzmatycznego szefa defensywy na  5 długich sezonów. O jakości tej inwestycji najlepiej świadczy fakt, że Stranzl od dwóch sezonów planuje zakończenie kariery i jakoś nie może tego zrobić, bo Gladbach podsyła mu co sezon kolejne roczne umowy do podpisu. Bieżąca upływa za rok i kto wie, czy na pewno będzie tą ostatnią, bo w obecnym sezonie Stranzl gra wręcz wyśmienicie.

Taką samą kwotę przelano na konto VfR Aalen pozyskując do Gladbach rok wcześniej Marco Reusa.  Eberl opowiadał potem w wywiadach, że transfer ten wcale nie należał do łatwych, bo w klubie powątpiewano, czy aby na pewno to dobra inwestycja, by wydawać taka sumę na gracza, który w 2. Bundeslidze dał radę strzelić tylko 4 gole. Eberl postawił na swoim, a resztę już chyba znacie. Po dwóch sezonach przyszedł Dortmund i dzięki klauzuli zabrał Reusa do siebie za jedyne 17 mln €.

Z kolei w zimie 2009 roku, kiedy widmo degradacji mocno zaglądało Borussii w oczy, za 2,5 mln € sprowadzono ze Standardu Liege brazylijskiego obrońcę – Dante. Ten z powodu kontuzji mięśniowej wskoczył do składu dopiero w 25. kolejce, ale od tamtej pory grał praktycznie w każdym spotkaniu i to naprawdę dobrze, a wartością dodaną były zdobywane przez niego gole. Do końca ówczesnego sezonu w 10 meczach jeszcze trzykrotnie trafiał do bramki rywala, co w dużej mierze pozwoliło Borussii utrzymać status pierwszoligowca. Latem 2012 zgłosił się Bayern, zapłacił 4,5 mln € i zabrał kędzierzawego piłkarza do siebie.

Pół roku po pozyskaniu Dantego do klubu udało się ściągnąć za 3,6 mln € Juana Arango. Pieniędzy włożonych w zakup Wenezuelczyka nie dało się już co prawda odzyskać, co nie zmienia fakt, że transfer ten dał Źrebakom mnóstwo korzyści, a rzuty wolne sygnowane stopą Arango posiadały znak najwyższej jakości. W barwach Borussii Wenezuelczyk rozegrał 175 meczów, w których zdobył 31 goli i zanotował 57 asyst. Bilans wręcz kapitalny, zwłaszcza jeśli się weźmie pod uwagę, że Arango występował głównie jako lewoskrzydłowy.

Konkretnych korzyści materialnych nie przyniesie też w lecie Christoph Kramer, który wraca po dwuletnim okresie wypożyczenia do Bayeru Leverkusen. Dwa lata temu Eberl ściągnął młodzieńca zbierającego świetne oceny w Bochum do siebie na dwa lata za 200 tys. €. Sprowadzano go z myśla, by stanowił back-up dla pary Xhaka – Nordtveit. Kramer jednak nie zamierzał tracić czasu na ławce Borussii i od pierwszego meczu skazał na nią Norwega Nordtveita – dotychczas etatowego środkowego pomocnika w zespole. Imponujący wybieganiem blondyn właśnie w Gladbach zyskał renomę jednego z najlepszych środkowych pomocników w lidze i status reprezentanta kraju. Od lata Leverkusen może żądać za niego ciężkie miliony. I chętnych raczej zabraknąć nie powinno.

Spory zysk mogą natomiast przynieść transfery wyciągniętych za dwie czapki gruszek – Maxa Kruse (2,5 mln €) i Andre Hahna (2,25 mln €).  Obaj zostali ściągnięci na podstawie skandalicznie niskich klauzul w swoich kontraktach, a po Krusego ustawia się już powoli kolejkach chętnych. Całkiem niedawno pisało się przecież o zainteresowaniu nim Borussii Dortmund. Cena? 12 mln €. Oczywiście na podstawie klauzuli odstępnego. Hahn natomiast dopiero buduje swoją pozycję w zespole, ale nie ma chyba wątpliwości, że i ten transfer należy ocenić bardzo wysoko. Jestem przekonany, że i on wykręci w Gladbach całkiem dobre liczby.

Drogo ale z perspektywami

Na poniższą czwórkę Eberl musiał wydać aż 30 mln €, ale wszyscy oni w komplecie stanowią dziś o sile zespołu i jest wielce prawdopodobne, że wygenerują spore zyski. O kim mowa? Przed sezonem 12/13 do zespołu dołączyli Alvaro Dominguez i Granit Xhaka. Obaj kosztowali spore jak na Gladbach pieniądze – odpowiednio 8 i 8,5 mln €. I obaj się w zasadzie już swoją grą spłacili. Dominguez daje Favre’owi możliwość obsadzenia dwóch pozycji – lewej obrony i środka defensywy. Na obu spisuje się naprawdę solidnie i niedawno pisało się w Niemczech, że zainteresowanie nim wykazuje jego poprzedni klub, czyli Atletico Madryt. Jego kontrakt obowiązuje do roku 2017 i jest w nim ponoć zawarta klauzula na 15 mln €. Xhaka zaś jest absolutnym liderem środka pola. Dojrzał nie tylko na boisku, ale tez i poza nim. Zamiast szokować kibiców co rusz to nowymi i fantazyjnymi fryzurami, zachwyca ich świetną grą. To on jest dziś sercem i płucami Borussii. To on jest liderem i tempomatem większości akcji. Jest świetny w grze destrukcyjnej, ale i w grze ofensywnej poczynił ogromny postęp. Już dziś mówi się, że jest na liście najlepszych klubow Europy, a ja jestem przekonany, że doskonale by sobie w nich poradził. Najpowazniejszy zainteresowany? Bayern Monachium. Xhaka przedłużył w lutym kontrakt z Borussią do 2019 roku, ale Bild wywęszył niedawno, że jest w nim klauzula o wartości 25/30 mln € (aktywna od 2017 roku). I to wcale nie musi być wielce wygórowana cena.

Rok później do zespołu dołączył znany z występów w Hertcie i Schalke Raffael. Na konto Dynama Kijów przelano 5 mln €. Niby nie tak wiele, choć trzeba przypomnieć, że Raffael miał już wówczas 28 lat i z dużą dozą prawdopodobieństwa można było zakładać, że inwestycja ta już się Źrebakom nie zwróci, a przynajmniej nie w pieniądzach. Zwraca się jednak cały czas na boisku w postaci bramek, asyst i punktów. Raffael to bardzo ważna figura w taktycznej układance Favre’a. Gra niczym wolny elektron, ma stosunkowo dużo swobody i jest łącznikiem pomiędzy Kruse a linią środkową. Efekt? Co najmniej przyzwoity. 68 meczów w barwach Gladbach, 24 gole i 12 asyst. Za taką cenę trudno znaleźć lepszą jakość.

I wreszcie najświeższy nabytek. Także ośmiomilionowy. Pamiętam artykuły podważające sens wydawania tak wielkiej ilości pieniędzy na tak… niskiego bramkarza. Nie wszyscy w Niemczech byli przekonani co do słuszności ściągnięcia Sommera. Wydawało się, że duch ter Stegena jeszcze długo będzie się unosił nad Borussen-Park. Tymczasem Yann Sommer spisuje się wręcz doskonale. Jest 10 zawodnikiem w całej lidze pod względem not kickera. Wyśmienicie spisuje się na linii, gdzie imponuje kapitalnym refleksem i kocią wręcz zwinnością. Na przedpolu także jednak nie wygląda najgorzej. Ter Stegena w Gladbach wspominają bardzo ciepło, ale nic ponadto. Umarł król, niech żyje król.

Z promocji

Roman Neustädter, Havard Nordtveit i Oscar Wendt. Wiecie co ich łączy? Hasło „ablösefrei”. Całą trójkę Eberl ściągnął do klubu na zasadzie wolnych transferów i trzeba powiedzieć, że świetnie trafił. Neustädter, który trafił do klubu w 2009 z Mainz, przez pierwsze dwa lata walczył o swoje miejsce w kadrze, ale kiedy w grudniu 2010 udało mu się to miejsce wywalczyć, to nie oddał go już praktycznie do samego końca swojego pobytu w zespole, czyli do lipca 2012, będąc w tym czasie absolutnie kluczowym środkowym pomocnikiem w zespole. Potem, także za darmo, przeszedł do Schalke.

Odwrotną drogę przeszedł Nordtveit, który po przyjściu do klubu z Arsenalu w styczniu 2011 z miejsca stał się podstawowym zawodnikiem i przez półtorej sezonu utrzymywał miejsce w składzie, aż w końcu w 2013 przyszedł Kramer…

Oscar Wendt natomiast przeplata okresy grania z siedzeniem na ławce, mordując się z konkurencją w postaci Filipa Daemsa czy Alvaro Domingueza, nie zmienia to jednak faktu, że przez 3,5 roku pobytu w klubie rozegrał w nim 89 meczów. Całkiem solidna dawka.

Niewielkie pieniądze kosztował natomiast wszechstronny Branimir Hrgota (400 tys. €), który dostaje także swoje szanse i szczególnie w bieżącej edycji LE pokazał, że może być ciekawą alternatywą w rotacji stosowanej przez Favre’a w formacji ofensywnej.

Niewypały

Oczywiście nie wszystkie transfery wypaliły. Na Logana Bailly, Raula Bobadillę, Andersona Bambę, Igora De Camargo, Peniela Mlapę, Lukasa Ruppa, Marcela Meeuwisa czy Matthiasa Zimmermann wydano w sumie ponad 18 mln € i żaden z nich tak naprawdę ugruntował na dobre swojej pozycji w klubie. Owszem – Bobadilla czy Camargo parę goli strzelili,  Bailly przez półtorej roku był pierwszym bramkarzem Gladbach, ale na każdym z tych zawodników Borussia straciła.

Klapa

Luuk de Jong, nie może być inaczej, choć nadal mam przekonanie, że to nie jest zły napastnik, co pokazuje choćby i teraz w PSV, tylko stylem gry zupełnie nie pasował do ekipy Favre’a. Bazująca na krótkich podaniach i technicznej piłce Borussia potrzebowała z przodu napastnika dobrze czującego się w takiej grze. Kruse się w niej odnalazł, de Jong nie. Wydano na niego rekordową sumę 12 mln €, a ten odwdzięczył się Źrebakom ledwie 8 golami w 45 meczach. W sumie udało się jeszcze zarobić na nim 7 mln € i zrekompensować w ten sposób przynajmniej w części nieudany transfer.

Niezweryfikowani

Fabian Johnson, Ibrahima Traore i Thorgan Hazard wzmocnili Borussię przed bieżącym sezonem. Wszyscy walczą póki co o miejsce w pierwszym składzie i trudno na tym etapie ich ocenić. W Gladbach sporo obiecują sobie zwłaszcza po tym ostatnim, którego wykupiono ostatecznie z Chelsea kładąc za niego na stół sporo, bo aż 10 mln €. Jednocześnie jednak zadbano o swoje interesy, bo Chelsea co prawda ma opcję odkupu małego Hazarda, ale dopiero od sezonu 2018, a kwota transferowa opiewa wg informacji Bilda na 25 mln €. Tak się robi interesy w Gladbach.

Nie dalej jak tydzień temu oficjalnie podano informację, że latem do Gladbach przyjdzie lider Hannoveru 96 – Lars Stindl. Piłkarz mogący grać zarówno na 8 jak i na 10. Cena? Niewyobrażalnie niska, jak za takiego piłkarza, bo tylko 3 mln €.  Kolejny majstersztyk Eberla? Wiele na to wskazuje. Tak, Eberl to zdecydowanie król klauzul. Kwestia czasu, gdy ktoś większy zapyta w końcu o jego klauzulę w kontrakcie z Borussią…