To trochę historia jak z amerykańskiego filmu, obowiązkowo zakończona happy-endem, bo przecież tak kończą się w zasadzie wszystkie amerykańskie filmy. Zresztą kto wie – być może doczekamy się ekranizacji, bo ostatnie pół roku z życia Phillippa Hosinera, to gotowy scenariusz na hollywoodzki melodramat. I to taki, który u co wrażliwszej części widowni mógłby wycisnąć niejedną łzę. A szło to tak…
Peter Stöger i jego FC Köln wkroczyli do Bundesligi może nie z buta, ale odważnie i z podniesioną głową. Defensywa funkcjonowała jak należy, ogranie Kolonii wcale nie było takie proste i tylko w grze do przodu nie zawsze było różowo. Ani Osako, ani Zoller nie okazali się wystarczająco dobrzy na wymagania stawiane w 1. Bundeslidze i strzelanie goli spoczywało głównie na (szerokich skądinąd) barkach Ujaha. Pomyślano więc, że w zimie trzeba wzmocnić ofensywę. Wybór padł właśnie na Hosinera – rodaka Stögera, który co prawda notował w Rennes bardzo słabą rundę, ale wcześniej strzelał mnóstwo goli w lidze austriackiej w barwach wiedeńskiej Austrii (notabene pod czujnym okiem Stögera, który prowadził wówczas stołeczny zespół i w znacznym stopniu dzięki 32 bramkom Hosinera cieszył się z wygranego dubletu, co z kolei w prostej linii zaowocowało transferem do Kozłów). Kluby się dogadały na wypożyczenie z klauzulą kupna, Hosiner ustalił warunki z nowym klubem i od podpisu przygotowanego już kontraktu dzieliły go tylko rutynowe zazwyczaj testy medyczne, ale to, co zazwyczaj jest rutyną okazało się niemal wyrokiem. Doktor Udo Martin zakomunikował mu, że ma guza na nerce. I to ogromnego, bo dwukilogramowego, który czym prędzej musi zostać operacyjnie wycięty. Hosiner oniemiał. Marzył o Bundeslidze od dawna, próbował nawet przekonywać Martina, że podda się operacji w lecie, byle tylko nie przeszkodziło to w podpisaniu kontraktu. Bezskutecznie. Lekarz postawił na swoim i uratował Austriakowi nie tylko karierę, ale być może i życie. – Na początku marzyłem tylko o tym, żeby się wybudzić po operacji… – wspomina po czasie. Wybudził się i jak sam mówi – wiedział już wtedy, że zrobi wszystko, by wrócić do piłki.
Stöger i Hosiner. Duet, który dał Austrii Wiedeń dublet w 2013
Nie było to jednak takie proste. Po przejściu operacji Hosiner był wrakiem człowieka. – Zgłosił się do mnie w końcu marca. Byłem przerażony. Wyglądał jak pacjent z rakiem. Przygarbiony przez operację, blady, wychudzony. Wyglądał na ciężko dotkniętego swoim losem. To był okropny widok. Praktycznie nie mógł się poruszać, wszyscy chcieli go oszczędzać. Próbowałem podnieść go na duchu. Powiedziałem: Chodź, wyciągniemy Cię z tego! – tak swój pierwszy kontakt z Hosinerem wspomina Mike Stevering, fizjoterapeuta, który dokonał praktycznie niemożliwego. Cztery tygodnie ciężkiej rehabilitacji, dzień w dzień bite osiem godzin. W miesiąc postawił Austriaka do pionu, a ten nie chciał już tracić ani dnia dłużej. 20. kwietnia, niecałe 3 miesiące po operacji usunięcia lewej nerki, Hosiner po raz pierwszy pojawił się na treningu. Początkowa obawa o reakcję organizmu zniknęła bardzo szybko. Phillip dawkował sobie coraz mocniejsze obciążenia, wykonywał coraz trudniejsze ćwiczenia i… nic się złego nie działo. Wreszcie dopiął swego.
Tak to wygląda dziś…
– Czuję się dobrze i nic mnie nie boli i mam jeszcze więcej sił niż przed operacją. Guz zabierał mi mnóstwo energii – stwierdził w międzyczasie dla Expressu. Swoją droga zainteresowanie Expressu Hosinerem też nie było przypadkowe, jest to bowiem gazeta, która swą siedzibę ma właśnie w Kolonii i jest doskonałym źródłem informacji o klubie. A FC Köln wcale nie zapomniało przez ten czas o Hosinerze. Stöger nieustannie kontaktował się ze swym byłym podopiecznym i kontrolował jego stan zdrowia. Wysyłał nawet wielokrotnie swojego asystenta – Manfreda Schmida do Francji, aby ten na miejscu monitował postępy Hosinera w powrocie do pełnej sprawności i podtrzymywał go na duchu. Czyż można sobie wyobrazić z punktu widzenia piłkarza lepszą motywację do pracy i powrotu na boisko.
22. czerwca Hosiner podszedł do „poprawki”. Pierwszy test medyczny oblał, więc drugi był jeszcze bardziej kompleksowy. Prześwietlono mu absolutnie wszystko, porobiono badania tomografem. Wszystko po to, by się upewnić, że Hosinerowi nic nie grozi, a Kolonia podpisuje piłkarza, a nie pół-inwalidę. I tym razem wszystko poszło jak należy. Szczegółowe badania wykazały, że Phillip jest w pełni zdrowy, a wskaźniki wykazały, że jego organizm absolutnie nadaje się do podjęcia najcięższego wysiłku przewidzianego dla wyczynowego sportowca. Jeszcze tego samego dnia ogłoszono, że Hosiner jest nowym zawodnikiem FC Köln. Został wypożyczony do końca sezonu z opcją wykupu. A w niemieckich mediach rozpoczęło się szaleństwo. Hosiner-Story, Historia z Köllewoodu, zdjęcia, wywiady, teksty, autografy, wizyty w zakładach pracy… Wiecie, o co chodzi. Hosiner był wszędzie. Bild nawet wraz z nim zwiedzał miasto, które wręcz zachwyciło piłkarza. Piękne zabytki, wspaniali ludzie, fantastyczny klub. Cud, miód i orzeszki…
W tle symbol Kolonii – gotycka katedra, której zarys znajduje się także na nowych koszulkach Kozłów
Zachwyceni takim obrotem sprawy są także kibice Köln, którzy na forach internetowych jasno dają do zrozumienia, że są dumni ze swojego klubu i wierzą gorąco w to, że Hosiner da sobie radę w Bundeslidze. Bo skoro pokonał taką chorobę, to i z rywalami do miejsca w składzie powinien sobie poradzić. I faktycznie – kibice FC Köln mają pełne prawo szczycić się tym, w jaki sposób ich klub się zachował względem Austriaka. Pomimo przeprowadzonych badań jego forma pozostaje dziś przecież jedną wielką zagadką. Może także i dlatego Schmadtke – mimo odejścia tylko Ujaha – sprowadził do zespołu poza Hosinerem Modeste’a, a przecież z wypożyczenia do Kaiserslautern powrócił jeszcze i Zoller. Napastników mają teraz w Kolonii aż za dużo. Stöger wzbrania się jednak przed pojawiającą się w mediach tezą, że ściągnął Hosinera z litości: – Nie ściągnęliśmy go do siebie, aby napisać hollywoodzką historię, ale po to, by strzelał gole i żebyśmy dzięki nim pozostali w lidze. Na fajerwerki Hosinera pewnie trzeba będzie trochę poczekać. Być może one w ogóle nie nastąpią. Jedno jest jednak pewne – Hosiner będzie Kolonii wdzięczny do końca życia. Effzeh będzie dla niego czymś więcej niż tylko kolejnym klubem w karierze. Będzie wypruwał sobie flaki i żyły, by udowodnić na boisku swoją wartość. A takich zawodników kibice przecież uwielbiają. – Sprawa Phillipa była najbardziej emocjonalnym momentem tego sezonu. To niesamowite – jeszcze nie założył dla nas butów piłkarskich na nogi, a już jest kultową postacią w Kolonii – mówi Stöger. I jak tu mu nie kibicować w nowym sezonie?