Piłkarz, który słyszy oczami…

Tomasz Urban
Tomasz Urban

Kiedy kilka lat temu chodziłem na czwartoligowe mecze mojej ukochanej Siarki, po boisku biegał chłopak, który nie miał ręki. Byłem dla niego pełen podziwu, bo radził sobie naprawdę dobrze. Był napastnikiem i strzelał sporo goli. Szybkość, dobra technika, niezły drybling… Oczywiście w warunkach ligi wojewódzkiej. Zawsze się jednak zastanawiałem – dokąd mógłby dojść, gdyby natura wyposażyła go tak, jak innych. Potem z ogromnym szacunkiem patrzyłem na Karola Bieleckiego, który potrafił utrzymać się na światowym poziomie pomimo utraty oka (notabene Karol zaczynał swoją przygodę ze sportem od piłki nożnej właśnie w Siarce, ale powiedziano mu, że w futbolu to on kariery nie zrobi. Postawił więc na ręczną). W grudniu ze zdumieniem przeczytałem kilka artykułów o Danielu Engelbrechcie – piłkarzu trzecioligowego Stuttgarter Kickers, który biega po boiskach z defibrylatorem na piersi. Aż parę dni temu natrafiłem na historię 17-letniego (dopiero w kwietniu skończy 18 lat) Simona Ollerta z Unterhaching…

Ollert to perełka w teamie Christiana Ziege. Prasa niemiecka pisze, że ma wielki talent i kwestią czasu jest, kiedy pójdzie w górę. Do obecnego klubu trafił w roku 2012 z malutkiego JFG Ammertal. Na jesieni zdołał zagrać w pięciu meczach Bobfahrer i zdołał zaliczyć w nich jedną asystę. Jego opiekunowie mówią o nim, że posiada niezwykłą intuicję na boisku, prawdziwego piłkarskiego nosa. Przewiduje i czyta wydarzenia boiskowe znacznie lepiej, niż jego rywale, czy koledzy z zespołu. Czymś jednak musi nadrabiać kaprys natury. Grając może zdać się na swoje oczy, nos, czy intuicję, ale nie na swoje uszy. Od urodzenia jest bowiem całkowicie głuchy, podobnie jak jego dziadkowie. Dlatego podczas meczów i na co dzień towarzyszą mu zawsze specjalne aparaty słuchowe, dzięki którym Ollert słyszy około 60-70% dźwięków. Resztę jest w stanie wyczytać z ruchu warg rozmówcy. Czasami jednak musi sobie radzić i bez nich. Kiedy w spotkaniu przeciwko Duisburgowi szykował się do wejścia z ławki, tuż przed zmianą wcisnął jeszcze do ręki prezydentowi klubu Manfredowi Schwablowi (starsi kibice z pewnością pamiętają to nazwisko lat 80-tych i 90-tych, kiedy to  grywał zarówno w Bayernie jak i w TSV) aparat, bo akurat niesamowicie lało, a sprzęt nie może się zamoczyć. Ale sam Ollert nie widzi w tym żadnego problemu: – Kiedy jestem na boisku i nic nie słyszę, to przenoszę się do własnego świata – odpowiada rezolutnie.

horgerat

Ollert i jego kontakt ze światem…

Czytając wywiady z nim i artykuły prasowe odnosi się wrażenie, że to niezwykle pogodny i inteligentny chłopak. Pytania zatroskanych o jego los dziennikarzy zbywa najczęściej żartem lub zaskakującą puentą. Kiedy go pytają, czy fakt, iż nie słyszy nie wpływa negatywnie na jego grę odpowiada, że wręcz przeciwnie, bo przez to musi się bardziej rozglądać i dostrzega w meczu więcej niuansów niż inni. A kiedy ma strzelać karnego, a kibice rywala głośno buczą, to po prostu wyłącza aparat. Na co dzień też nie jest najgorzej, np. w czasie burzy, czy wspólnego rodzinnego kolędowania podczas wigilijnej kolacji…

Ollert przyznaje, że nie zna języka migowego, ale na boisku porozumiewa się z kolegami z drużyny za pomocą wymyślonego wcześniej kodu. Zobaczy, że kolega pokazuje mu palec w górę – znaczy to, że za jego plecami nikogo nie ma, palec do przodu – może się spodziewać prostopadłej piłki. Oczywiście kod jest sukcesywnie zmieniany po to, by rywale nie mogli go zbyt szybko rozpracować. Christian Ziege początkowo miał wątpliwości, czy problemy z komunikacją nie będą zbyt wielką przeszkodą, ale jak sam twierdzi, szybko się przekonał, że nie jest tak źle. – Oczywiście, kiedy chce Simonowi coś przekazać, to muszę go zawołać do linii, a to kosztuje trochę czasu. Ale za to na boisku mamy zawodnika, który ma o wiele większą intuicję niż inni zawodnicy. Prawdopodobnie właśnie  przez swoje upośledzenie.

Ziege

Christian Ziege i jego podopieczny w meczowej rozmówce

Problemów nie widzi także kapitan zespołu – Marco Erb, który mówi, że to, czego jego młody kolega nie usłyszy nadrabia tym, że to zobaczy. Ollert potwierdza, że ogląda sporo meczów ze szczególnym uwzględnieniem sposobu poruszania się zawodników po boisku. Ogląda, a potem stara się ich naśladować.

Sędziowie także oswoili się już z Simonem, choć w juniorach zdarzały się sytuacje, że Ollert otrzymywał żółte kartki za kontynuowanie gry po gwizdku. Z reguły jednak, kiedy zachodziły takie sytuacje, kapitan zespołu podchodził do arbitra i tłumaczył mu przyczyny takiego, a nie innego zachowania swojego kolegi. Zazwyczaj sędziowie przepraszali młodego i cofali swoją decyzję. – Fajnie, jak sędzia przeprasza, co? – pytał zawadiacko dziennikarza welt.de, robiącego o nim duży materiał. W dorosłym futbolu nie ma jednak  miejsca na takie żarty. Przed meczem Ollert zawsze informuje sędziów o swojej ułomności, mimo, że w zasadzie wszyscy już go znają.

Simon ma ambitne plany. Jego celem jest Bundesliga, a jak Bóg da to i Liga Mistrzów.  Póki co, musi się jednak przebić do podstawowego składu Unterhaching, a potem pomyśleć o pobiciu osiągnięcia Stefana Markolfa – pierwszego w historii i jak dotąd jedynego niesłyszącego piłkarza na poziomie 2. Bundesligi. W sezonie 2007/2008 rozegrał on na drugim szczeblu 8 meczów w barwach prowadzonego przez Jürgena Kloppa FSV Mainz, który podkreślał w wywiadach, że stawia na Markolfa nie z litości, a z przekonania, że jest on bardzo dobrym piłkarzem, który świetnie czyta grę i jest emocjonalnym głazem, kiedy na boisku zaczyna się presja. Sam Markolf także potrafił z dowcipem odnosić się do swojej ułomności. Kiedyś skierował w prasie odezwę do kibiców Mainz, że gdyby chcieli go docenić, to lepiej niech nic nie śpiewają, tylko przyniosą na stadion transparenty. O sobie natomiast mawiał, że słyszy oczami, a zapytany przez dziennikarza, jak rozpoznaje, że sędzia właśnie użył gwizdka odparł przytomnie, że gwizdek jest wtedy, gdy wszyscy na boisku się zatrzymują…

I takiego podejścia do życia, jakie mają ci dwaj wielcy sportowcy, życzyłbym nam wszystkim na co dzień.