BYCZY PROJEKT, CZYLI JAK W LIPSKU ROBIĄ BIZNES

Tomasz Urban
Tomasz Urban

RasenBallSport Leipzig. RasenBallsport. Historia futbolu chyba nie zna bardziej cynicznego kamuflażu niż ten. Równie dobrze mogli się nazwać RotBlau, RegionalBahn, RadioBremen albo po prostu, zgodnie z prawdą i po naszemu – RobimyBiznes. Wybrali RasenBallsport, by zaznaczyć, że ma to coś nie coś wspólnego ze sportem, choć nazwa i tak jest dość głupkowata. Bo czy przeszłoby Wam przez myśl nazwać swój klub „Trawiasty sport piłkarski”!? Równie dobrze Wisła mogłaby się nazywać „Najdłuższa rzeka w Polsce” Kraków, Bayern – „Największy i najbogatszy niemiecki Land” Monachium, a Hannover swoje 96 mógłby zamienić na np. „Cztery do setki”. Uroczo, prawda?

Oczywiście i tak wszyscy wiedzą, o kogo chodzi. Skrót RB i sprawa oczywista. RB Lipsk – klub nienawidzony przez niemieckich kibiców (oczywiście tych spoza Lipska, choć i w Lipsku wielu życzy mu wszystkiego najgorszego), jeśli nie przez wszystkich, to na pewno przez zdecydowaną większość. Wspomniana wyżej nazwa Rasenballsport funkcjonuje jedynie oficjalnie i w teorii. W praktyce – na plakatach meczowych w mieście, w gazetce klubowej, na stronie internetowej – wszędzie natkniecie się na literki RB, względnie na przydomek – a jakże by inaczej – „Czerwone Byki”. Co prawda kibice przekornie śpiewają na trybunach „Rasenballsport allez, allez, allez!”, a jedna z grup kibicowskich przyjęła oficjalną nazwę „Rasenballisten”, co nie zmienia jednak faktu, że nawet poważnym niemieckim periodykom zdarza się czasem z rozpędu napisać o Red Bull Leipzig. Na cholerę ta cała mistyfikacja można by spytać? Czemu w Salzburgu i w Nowym Jorku kibice dopingują Red Bulla, a w Lipsku… takie coś? Otóż w Niemczech nadawanie klubom nazw będących jednocześnie reklamową nazwą sponsora jest wg statutu DFB zabronione.

Wyjątkami są kluby zakładowe, związane ze sponsorem od samego początku swoich dziejów, jak na przykład Bayer Leverkusen, czy Carl Zeiss Jena. Stąd to RB, nawiązujące, także poprzez logo, w sposób ewidentny do producenta znanych „energetyków”. Ale patent na ominięcie zapisów DFB nie powstał w Lipsku. W roku 1996 doszło do połączenia dwóch malutkich lokalnych klubików – TuS Ahlen i Blau-Weiβ Ahlen, z których powstał twór o zadziwiającym skrócie – LR, w rozwinięciu „Leichtathletik und Rasensport”, czyli po naszemu „Lekkoatletyka i sporty trawiaste”. Oczywiście LR nie pojawiło się tam przypadkowo. Wszyscy wiedzieli, że chodziło o przemycenie do mass-mediów nazwy sponsora – przedsiębiorstwa kosmetycznego LR International, należącego do Helmuta Spikkera.

1

Skąd w ogóle wziął się ten szatański „wynalazek” w niemieckim futbolu? Czemu zaprzątają sobie nim głowę działacze najpotężniejszych niemieckich klubów i wypowiadają o nim w mediach sążniste frazy, skoro RB dopiero co awansował do 2. Bundesligi? Chodzi oczywiście o strukturę całego przedsięwzięcia spod znaku dwóch czerwonych byków, o sprytne obchodzenie charakterystycznej dla Bundesligi reguły „50+1” (o niej nieco później), a także o nieograniczone wręcz, jak się wszystkim wydaje, możliwości finansowe tego tworu.

Red Bull już od 2006 roku szukał w Niemczech swojej bazy. Wybór szybko padł na Lipsk. Spora aglomeracja, ze świetnie rozbudowaną siecią komunikacyjną, a na dodatek piłkarska pustynia. Pierwsza próba przejęcia dogorywającego Sachsen Lipsk spaliła na panewce. DFB, także na skutek protestów kibiców, zablokował tę transakcję. Ale główny udziałowca i współzałożyciel Red Bulla Dietrich Mateschitz się nie poddał i ponowił próbę w roku 2009, tym razem skutecznie. Wybór padł na położone 15 km od Lipska SSV Markranstädt. „Die Zeit” była dosadna w opisie zdarzeń: „Pewnej nocy, z finansowego rozsądku, Markranstädt położyła się do łóżka z Red Bullem i powiła Rasenballsport”.

Oberligę wzięto w Lipsku z rozpędu. 26 zwycięstw w 30 meczach nie pozostawiło rywalom złudzeń. Problemy zaczęły się w Regionallidze, w której RB zakotwiczyło aż na 3 sezony. Ku uciesze całych Niemiec, najpierw lepsze okazało się Chemnitz, a sezon później Halle. W końcu jednak nieuchronne nastąpiło i w sezonie 2013/2014 RB zameldowało się w III lidze, a kampania na tym poziomie rozgrywek zakończyła się sukcesem już po roku i tak oto Lipsk wkracza na piłkarskie salony. Mimo iż sezon jeszcze się nie zaczął, to Lipsk już pierwszego rywala ma za sobą. Najpoważniejszego. Po ciężkim boju udało się w maju pokonać ostatecznie… DFL i wywalczyć licencję na grę w 2. Bundeslidze. Ale nie było łatwo. DFL miał trzy zastrzeżenia do wniosku licencyjnego RB – zbyt wysoka składka dla członków klubu (800 € rocznie!), przeważająca ilość pracowników Red Bulla w kierownictwie klubu oraz logo klubu – bliźniaczo podobne do logo koncernu. Po kilkumiesięcznych przepychankach i odwołaniach dyrektor sportowy klubu Ralf Rangnick postanowił pójść na kompromis z DFL. RB zmieniło logo i zobowiązało się do restrukturyzacji kierownictwa klubu. 15.05.14 zaczęła się nowa era w niemieckiej piłce.

Po lewej stronie stare logo, po prawej nowe. Dzięki tej zmianie DFL przyznał RB Lipsk licencję na 2. Bundesligę.
Po lewej stronie stare logo, po prawej nowe. Dzięki tej zmianie DFL przyznał RB Lipsk licencję na 2. Bundesligę.

Tak naprawdę jednak sprawa logo i zbyt wysokich składek członkowskich to były tylko preteksty. To, co najbardziej uwiera DFL w Lipsku, to łamanie reguły 50+1, która wyróżnia Bundesligę spośród wszystkich innych rozgrywek ligowych na świecie. W lidze niemieckiej żaden z inwestorów nie może mieć w spółce kapitałowej, jaką jest klub, więcej niż 49% udziałów. W Niemczech nie chcą, aby liga obrała kierunki, którymi idą Anglicy, Francuzi, Hiszpanie, czy Włosi i aby kluby były skazane na widzimisię jednego właściciela. Ale reguła ta jest przez wielu krytykowana, a głównym jej oponentem jest prezydent Hannoveru 96 – Martin Kind. Zapytany kiedyś przez „Handeslblatt” o sytuację z licencją dla RB, który postępuje „wbrew duchowi reguły 50+1” odparł butnie, że tu nie o duchy idzie, a o kwestie prawne… Krytyka reguły 50+1 trafia w Niemczech na coraz podatniejszy grunt, a powody takiego stanu rzeczy są dwa. Jeden z nich nazywa się Leverkusen, a drugi Wolfsburg. Specjalnie dla nich dopisano aneks do reguły, zwany potocznie „Lex Leverkusen”, który umożliwia inwestorom posiadanie większości udziałów w klubach zakładowych, wspieranych przez nich nieprzerwanie przez przynajmniej 20 lat przed 1. stycznia 1999 roku. W niższych ligach casus ten obejmuje także Carl Zeiss Jenę i Wacker Burghausen. Eksperci przewidują jednak, że DFL wkrótce się ugnie i nieco złagodzi swoje stanowisko w kwestii 50+1, umożliwiając posiadanie większości udziałów inwestorom związanym z danym klubem przez co najmniej 20 lat.

O tym, że Mateschitz poważnie podchodzi do lipskiego projektu i traktuje go niczym perłę w koronie misternie budowanego przez Red Bulla nowego piłkarskiego imperium, świadczyć może nie tylko struktura klubu, ale także jego baza. Otworzone oficjalnie 14.08.11 centrum treningowe RB to na chwilę obecną 6 boisk z pełnym wyposażeniem, na których, poza pierwszym zespołem, trenuje 6 grup młodzieżowych. Ale to nie koniec. Jesienią 2013 podjęto decyzję o rozbudowie terenu. Dobudowane zostanie kolejne… 6 pełnowymiarowych i oświetlonych boisk (4 naturalne i 2 ze sztuczną nawierzchnią) wraz z internatem mieszczącym 50 pokoi, pomieszczeniami komercyjnymi i zadaszoną trybunką na 1000 osób. Mają rozmach, co?

W zeszłym tygodniu w „Tageszeitung” pojawił się arcyciekawy artykuł, w którym znany wszystkim fanom Bundesligi, były (?) świetny trener, a obecnie dyrektor sportowy Red Bull Salzburg i RB Lipsk – Ralf Rangnick opowiedział o dalszych planach koncernu. Poza dwoma wspomnianymi klubami, Red Bull ma jeszcze drużynę w II lidze austriackiej (Liefering), a także prowadzi szkółki piłkarskie w Ghanie i w Brazylii. Oczywiście, jest jeszcze New York Red Bulls, ale on pozostaje niejako odrębnym bytem, pozostającym na marginesie całego biznesplanu. Rangnick mówi bez ogródek, że ich celem jest utworzenie wewnętrznego rynku transferowego ze swobodnym przepływem zawodników między poszczególnymi oddziałami. Wzorcowym przykładem jest tutaj historia 22-letniego brazylijskiego obrońcy – Andre Ramalho, który ze szkółki w Brazylii trafił najpierw do Liefering, a później do Salzburga. 6-latek zgadłby, gdzie najpewniej trafi za rok… „ -Nie potrzebujemy dzięki takim rozwiązaniom podwójnego systemu skautingowego, bo dla obu klubów szukamy tych samych typów zawodników. Kiedy odrywany jakiś talent, to jedyne co muszę zrobić, to rozstrzygnąć, czy bardziej pasuje on do Lipska, czy może do Salzburga.” – mówi zachwycony stworzonym przez siebie systemem Rangnick. Fajną ma chłop robotę, nie ma co…

Wewnętrzny rynek transferowy Red Bulla już raz ukazał swoje diabelskie oblicze. Młodzieżowy reprezentant Austrii – Marcel Sabitzer był graczem Rapidu Wiedeń, którym mocno zainteresowany był Salzburg. Problem polegał na tym, że Sabitzer miał klauzule odejścia ważną jedynie dla klubów zagranicznych, a Rapid nie byłby zainteresowany oddaniem go do konkurencji. Domyślacie się reszty, prawda? Sabitzera pozyskał Lipsk, po czym w trybie natychmiastowym wypożyczył go do Salzburga. W Austrii zawrzało. Docelowo jednak Sabitzer wróci do Lipska tuż po tym, kiedy RB zamelduje się w 1. Bundeslidze. Może więc już za rok?

Ralf Rangnick, człowiek-orkiestra pociągający za wszystkie sznurki w oddziałach Red Bulla w Lipsku i Salzburgu
Ralf Rangnick, człowiek-orkiestra pociągający za wszystkie sznurki w oddziałach Red Bulla w Lipsku i Salzburgu

Nic zatem dziwnego, że RB Lipsk nie ma wysokich notowań wśród kibiców i działaczy z innych klubów. Co bardziej złośliwi rozszyfrowują skrót RB jako RiesenBeschiss, czyli „wielkie oszustwo”. Watzke, Heidel, a nawet Rummenigge nie pozostawiają w prasie suchej nitki na działaniach koncernu Mateschitza dostrzegając w nich realne zagrożenie dla Bundesligi. A może też i dla swoich drużyn? Kluby masowo rezygnują z rozgrywania sparingów z RB, głównie pod wpływem protestów fanów. W 2011 gry za grę z RB grzecznie podziękowali działacze Hessen Kassel i Unionu Berlin, rok później Erzgebirge Aue, Kickers Offenbach i Norymberga, a całkiem niedawno, także ze względu na ostre protesty kibiców, to samo uczyniły Schalke i Stuttgart.

Za jedno jednak trzeba Red Bull szanować. Mimo w zasadzie nieograniczonych możliwości finansowych, nie idą drogą na skróty. Nie zwożą hurtowo do Lipska, czy Salzburga gwiazd z pierwszych stron gazet, choć pewnie mogliby to zrobić bez większego finansowego uszczerbku. Inwestują w młodych, utalentowanych graczy, będących jednak wciąż na dorobku i uczących się dopiero wielkiej piłki. Bieżąca kadra Lipska tak naprawdę niewiele powie przeciętnemu obserwatorowi Bundesligi, nie mówiąc już o osobach nie obcujących na co dzień z niemiecką piłką. Obecnie tylko jeden zawodnik z kadry RB wyceniany jest na więcej niż 1 mln €. To 23-letni amerykański napastnik Terrence Boyd, w przeszłości piłkarz rezerw Dortmundu i Herthy. Względnie znane nazwiska mają też austriacki obieżyświat Niklas Hoheneder, inny Austriak Stefan Hierländer, znany z występów w Salzburgu. Bardzo znane nazwisko ma natomiast pozyskany właśnie ze Stuttgartu 20-letni Rani Khedira, póki co jednak bardziej znane jest ono z dokonań brata, niż samego Raniego. Nawet dziś, kiedy sprowadzają za ciężkie 9 milionów Massimo Bruno z Anderlechtu, to oddają go na przechowanie do Salzburga. Lepiej przecież, żeby walczył o LM w Europie, niż o 1. Bundesligę na boiskach w Sandhausen czy Heidenheim…

Dokąd prowadzi ten czerwony dywan na Red Bull Arenie? Do 1. Bundesligi, czy może jednak dalej…?
Dokąd prowadzi ten czerwony dywan na Red Bull Arenie? Do 1. Bundesligi, czy może jednak dalej…?

Kibice w Lipsku powoli, ale sukcesywnie przekonują się do nowego tworu. Bo jak inaczej skomentować fakt, iż na mecze trzecioligowego zespołu bez tradycji, historii, duszy i tożsamości przychodziło średnio ponad 16 tysięcy osób? I to w Lipsku, mieście z krwawą historią walk kibicowskich w tle, do których dochodziło także na tle politycznym, pomiędzy zwaśnionymi grupami Sachsen i 1. FC Lokomotive. A może właśnie dlatego udaje się ściągać na stadion coraz większą rzeszę kibiców, zmęczonych nieustanną i wyniszczającą rywalizacją dwóch klubów od dziesiątek lat znajdujących na peryferiach nie tyle nawet poważnej, co przyzwoitej piłki? Kibice ze wschodnich Niemiec są złaknieni piłki na wysokim poziomie i głodni sukcesów. Jakichkolwiek. A Red Bull daje im nadzieję, że kiedyś wreszcie poczują sportową dumę z bycia „Ossis”.

Add Comment

Click here to post a comment

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.