They’re GLAD, to be BACH!

Tomasz Urban
Tomasz Urban

Przed sezonem w gronie bundesligowiczów typowaliśmy na twitterze miejsca, jakie poszczególne zespoły zajmą na koniec sezonu. Kiedy oznaczyłem Borussię Mönchengladbach na 6. miejscu ktoś mnie zapytał, czemu tak nisko. Odparłem, że to przez trudny sezon z potrójnym obciążeniem, przez transfer Krusego do Wolfsburga i dużą ilość młodych zawodników w kadrze. W najczarniejszych snach nie przypuszczałem jednak, że zanim skończy się wrzesień klub będzie miał na koncie komplet pięciu porażek, a szwajcarski zaklinacz koni spakuje manatki i wróci na sielskie alpejskie pogórze i to w przeddzień debiutu w wymarzonej Lidze Mistrzów, o którą przecież walczył od ponad czterech lat. Szczerze mówiąc mocno zwątpiłem wówczas w to, czy Borussia wygrzebie się w najbliższych tygodniach z tego leju po bombie. Moment na zmiany wydawał się być najgorszy. Dwa dni do meczu z niewygodnym Augsburgiem, w perspektywie weekendowy mecz z zawsze groźnym Stuttgartem, wreszcie wyraźnie zaskoczony rozwojem sytuacji Eberl zachowujący jednak absolutną klasę na konferencji prasowej następnego dnia, kiedy to jedynie mimika jego twarzy zdradzała, jak bardzo głęboko dotknęła go rejterada Favre’a, o którym wypowiadał się tylko dobrze lub bardzo dobrze…

Tymczasowym trenerem mianowano dotychczasowego trenera ekipy U23 – Andre Schuberta. Facet na pierwszy rzut oka wygląda na takiego, co w razie potrzeby i ze łba walnie, i haracz wymusi. Pozory jednak mylą. To bardzo stonowany i elokwentny człowiek, w pełni świadomy swojej tymczasowej roli, podkreślający w wywiadach wagę współpracowników i mówiący o „niewielkich rzeczach”, które zmienił w porównaniu do swojego poprzednika. Zadziałało. Dwa mecze, 6 punktów, bramki 7:3. Oglądanie Źrebaków znów jest czystą przyjemnością. Pierwsze 30 minut meczu z Augsburgiem to był futbol z najwyższej półki. Goście jedynie wodzili mętnie wzrokiem za piłką nie będąc w stanie wejść w jej posiadanie na dłużej niż na parę sekund. Skąd ta nagła metamorfoza? Co Schubert dosypał do herbaty Raffaelowi, który asystował przy wszystkich czterech golach? Dlaczego dopiero teraz Xhaka przypomniał sobie, że potrafi doskonale dyktować tempo gry?

schubert

Andre Schubert. Wzbudza respekt, co?

Schubert postawił przede wszystkim na stabilizację. W kolejnych dwóch ligowych spotkaniach posyłał na boisko niemal to samo zestawienie. Jedyna zmiana to zastąpienie po meczu z Augsburgiem dochodzącego po kontuzji Alvaro Dominguezem na środku obrony Havardem Nordtveitem. Favre dla odmiany permanentnie szukał klucza do zażegnania kryzysu. Żonglował nie tylko nazwiskami, ale i ustawieniami.  Wchodzący do niefunkcjonującego zespołu Lars Stindl w pierwszych pięciu meczach sezonu zagrał dla przykładu na trzech różnych pozycjach. Można więc powiedzieć, że Schubert poszukując wyjścia z kryzysu postąpił dokładnie odwrotnie niż Favre, tym bardziej, że nie starał się szukać zawodnikom nowych pozycji na siłę. Ustawił ich po prostu tam, gdzie czują się najlepiej, względnie tam, gdzie w poprzednim sezonie najlepiej funkcjonowali (Johnson jako lewy pomocnik) i przywrócił od razu do składu tych, którzy w zeszłym sezonie stanowili o sile zespołu, a którzy dopiero co zaleczyli kontuzje, czyli Johnsona, Domingueza i Herrmanna. Schubert zrobił to świadomie. Po to, by piłkarze, którzy po 5 porażkach z rzędu w głowach mierzyli się nie tylko z rywalami, ale i z brakiem poczucia własnej wartości, nie musieli się jeszcze zmagać z systemem. Dzięki ich obecności, mógł powrócić do „ustawień fabrycznych”, które wszyscy mają przecież doskonale wpojone. Favre kończył swoją erę w systemie 4-2-3-1, Schubert wrócił do 4-4-2. Nawet Stindla obsadził w roli Krusego – napastnika, cofającego się głębiej po piłkę i szukającego piłki bliżej środkowej linii.  Zresztą podobnie gra też i Raffael, przez co 11 Freunde opisują system preferowany przez Borussię jako 4-4-2-0, co – nie ukrywam – bardzo przypadło mi do gustu.

Co zaś zmieniło się w samej grze Borussii? Niuanse. Zreszta Schubert podkreśla w wywiadach, że to nie rewolucja była potrzebna, a zmiana kilku drobiazgów, a nade wszystko przestawienie piłkarzy na inne schematy myślenia. Borussia Schuberta podchodzi do przeciwnika odrobinę ofensywniej niż drużyna za czasów Favre’a. Wyżej grają boczni obrońcy, wyżej także operuje dwójka defensywnych pomocników. Największe różnice widoczne są jednak po stracie piłki. Za Favre’a podstawą było jak najszybsze odzyskanie ustawienia po to, by sprawnym przesuwaniem całych formacji blokować rywala w poszczególnych sektorach boiska. Schubert zaś pozwala poszczególnym zawodnikom na wcześniejsze opuszczanie swojej strefy po to, by utrudnić rywalowi rozgrywanie piłki, dzięki czemu w grze Źrebaków pojawiają się zalążki kontrpressingu, a to z kolei umożliwia wyprowadzenie szybszych akcji i zdobycia bramki z kontry, jak chociażby w przypadku gola na 4:0 z Augsburgiem. Borussia sięga teraz po znacznie prostsze środki i próbuje jak najszybciej dostać się pod bramkę rywala. Jeśli aut, to często preferowany jest długi wyrzut (gol na 3:1 ze Stuttgartem i wcześniejsza sytuacja sam na sam Andre Hahna), jeśli trzeba zagrać długą piłkę, to jest ona zagrywana. Schubert przywraca piłkarzom wiarę we własne możliwości nie poprzez cierpliwe rozgrywanie piłki, w którym łatwo o błąd i stratę w newralgicznym sektorze boiska. Chce natomiast, by jego zespół szybciej przedostawał się pod bramkę rywala. Dowód? Za Favre’a średnia podań wymienianych przez ekipę z Gladbach wynosiła 501 na mecz, a zdarzyło się, że wymieniono ich aż 659 (mecz przeciwko Mainz). W dwóch ostatnich meczach było zdecydowanie inaczej. Ze Stuttgartem Źrebaki zagrały między sobą 375 podań, a z Augsburgiem tylko 259, co daje średnią 317 podań na mecz. Zmianę sposobu gry widać także na podstawie tempa pokonywania dystansu. W dwóch ostatnich meczach zawodnicy Gladbach wykonywali 207 sprintów i pokonywali w nich dystans 3,8 km na mecz. W pięciu wcześniejszych meczach natomiast średnia liczba sprintów wynosiła 167, a dystans pokonywany w ten sposób to tylko 3,18 km na mecz. Różnica znacząca.

Oczywiście nie oznacza to, że Źrebakom nagle przybyło sił. Schubert to nie Panoramix, nie ma przepisu na magiczny napój Galów. Tak naprawdę mecze odbywają się nie na boiskach, tylko w głowach piłkarzy. I od tego Schubert tak naprawdę zaczął naprawę Borussii. Daje piłkarzom na boisku nieco więcej taktycznej swobody niż Favre i pozwala im na popełnianie błędów. Gra Borussii nie musi być perfekcyjna, ona ma być teraz skuteczna, a błąd jest wliczony w koszta. W perfekcyjnie do pewnego momentu funkcjonującej maszynce Favre’a na błędy nie było miejsca. W sprawnym mechanizmie, a za taki należało przecież uznać system defensywny ustawiony przez Favre’a w minionym sezonie, trybiki zachodzą na siebie. Błąd jednego pociąga za sobą błąd kolejnego, przez co cały mechanizm się zacina. A ponieważ błędów było sporo i rzutowały one bezpośrednio na osiągane rezultaty, to pojawił się też strach przed popełnianiem ich, a to z kolei pętało nogi graczom Borussii, że przypomnę tylko fatalny występ solidnego zazwyczaj aż do bólu Tony’ego Jantschke w spotkaniu z Hamburgiem. Schubert nie jest matematykiem. Nie mierzy co do centymetra, czy blok defensywny i druga linia zachowują odpowiednie odległości między sobą. Zawodnicy mogą uciekać ze swych stref jeśli widzą szansę na przejęcie piłki. Jeśli się uda – idzie kontra, jeśli nie – pomoże kolega, który także nie jest sztywno przyklejony do swojego sektora. A jeśli nie zaasekuruje, to… trudno. – Co robimy, gdy szybko stracimy gola? Co, jeśli przytrafi nam się czerwona karta? Co, jeśli rywal dostanie karnego? Odpowiadam – nic. Gramy dalej. Koncentrujemy się tylko na tym, na co mamy wpływ – mówi dla Rhenische Post nowy trener Borussii. Proste? Proste. I mądre.

Może właśnie dzięki takiemu nastawieniu formę odzyskują po kolei poszczególni gracze. Raffael w dwóch meczach strzelił gola i rozdał 5 asyst. Xhaka sam mówi w wywiadach, że czuje się wreszcie dokładnie tak samo, jak w zeszłym sezonie. Efekt? Dwa dośrodkowania z wolnych Raffaela i dwie niemal identyczne bramki zdobyte głową. Rzucany po różnych pozycjach Stindl fenomenalnie spisał się w meczu z Augsburgiem i widać, że służy mu pozycja obok Raffaela. Mimo iż sprowadzano go z myślą o zastąpieniu Kramera, znacznie lepiej spisuje się on jako zamiennik Krusego, gdzie ma znacznie więcej swobody taktycznej, a jednocześnie wywiera  większy wpływ na grę niż z pozycji „6”. Widać to zresztą na schemacie:    

stindl

Stindl w meczu z Augsburgiem. Duża swoboda taktyczna, dzięki czemu biegał gdzie chciał. I tworzył kolegom sytuacje.

Nie sposób nie wspomnieć jeszcze o Mahmoudzie Dahoudzie, na którego Schubert odważnie postawił i trzeba powiedzieć, że się nie zawiódł. Młody Syryjczyk (jak dotąd jedynym znanym mi z imienia i nazwiska Syryjczykiem był… Tadeusz Syryjczyk, minister w rządach Tadeusza Mazowieckiego i Jerzego Buzka) z niemieckim paszportem imponuje wyszkoleniem technicznym, przeglądem pola, odpowiedzialnością za piłkę i kreatywnością. Niemiecka prasa pisze o nim, że to nowy Gündogan i w istocie rzeczy przypomina on stylem gry i sposobem poruszania się po boisku gwiazdora BVB. W bardzo ciepłych słowach wypowiada się o nim Granit Xhaka, lekceważący zupełnie fakt, że środek pola Borussii składa się z dwóch młokosów. – On ma 18 lat, ja 22 – razem mamy 40. A to jest przecież mnóstwo doświadczenia! No można i tak to sobie wytłumaczyć. Faktem jest jednak, że Dahoud prezentuje się na „6” o wiele lepiej niż Stindl, a ja jestem przekonany, że za kilka lat Gladbach sprzeda go grube miliony €. I to bardziej dzieścia niż naście.

Jeszcze jedno. Ogromną rolę w renesansie formy (?) Borussii odegrało także szczęście. Z Augsburgiem tak naprawdę do siatki trafiał każdy oddany przez nich w pierwszych trzydziestu minutach strzał, ze Stuttgartem gospodarze marnowali  w drugiej połowie niewiarygodne wręcz sytuacje, co akurat staje się ich znakiem firmowym w tym sezonie.  Nie wszystko jeszcze działa w Borussii jak należy. Ważne jednak, że w oddali znowu słychać tętent kopyt i radosne rżenie. Źrebaki powoli zbierają się znowu do galopu…