10 historii, które nie powinny się wydarzyć…

Tomasz Urban
Tomasz Urban

Podsumowań ciąg dalszy. W ubiegłym tygodniu zaprezentowałem Wam moją 11 odkryć tego sezonu, dziś natomiast skupię się na tym, co zapamiętam z tego sezonu. A że najdłużej w głowie pozostają głupoty, to i ten ranking będzie dość nietypowy, bo będzie uwzględniał 10 najbardziej kuriozalnych historii, jakie zdarzyły się w niemieckiej piłce ligowej na przestrzeni ostatnich miesięcy.  Do dzieła.

  1. Thomas Schaaf w Hannoverze i jego konferencja prasowa

Od początku sezonu twierdziłem, że Hannover zleci z ligi. Kiedy jednak po niezbyt udanej jesieni dość nieudolnego Michaela Frontzecka postanowiono zastąpić doświadczonym i robiącym ostatnio we Frankfurcie bardzo przyzwoitą robotę z Eintrachtem Thomasem Schaafem, to zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem klub Sobiecha nie ucieknie katu spod topora. W zimie, jak na drużynę z końca tabeli, sporo zainwestowano w nowych zawodników, Schaafowi ściągnięto do ataku przybranego „synka” Almeidę i wszystko miało ruszyć z kopyta. I ruszyło. 11 meczów, 10 porażek i jedna wygrana w arcyszczęśliwych okolicznościach w Stuttgarcie. Dzień przed meczem z Hamburgiem miała miejsce konferencja prasowa, podczas której Schaaf nie przebierając w słowach, podniesionym tonem, mocno skrytykował swój zespół, odcinając się niejako od niego mówiąc, że nie on jest w tej całej sytuacji problemem i że inni muszą się porządnie nad sobą zastanowić. Efekt? 0:3 z Hamburgiem i natychmiastowe zwolnienie ze stanowiska. I trudno sobie wyobrazić, by w najbliższym czasie jakikolwiek klub połakomił się na usługi nie potrafiącego się już chyba odnaleźć wśród dzisiejszego pokolenia piłkarzy Schaafa.

  1. Oh Lord, please don’t let me be misunderstood…

Cały okres pobytu Nicklasa „Lorda“ Bendtnera to jedna wielka komedia. Duńczyk błyszczał wszędzie, głównie na Instagramie, tylko nie na boisku. Tam przegrywał rywalizację w zasadzie z każdym napastnikiem Wolfsburga. No, może za wyjątkiem Oskara Zawady. Zamiast goli, strzelał sobie w najlepsze fotki. A to w negliżu z biustonoszem przesłaniającym genitalia, a to z Mercedesem w tle, co mocno nie spodobało się szefom Wolfsburga i ich zwierzchnikom z Volkswagena – głównego żywiciela VfL. Bendtnerowi zarzucano, że zupełnie nie integruje się z zespołem i nie uczestniczy w jego życiu, ale kroplą, która przelała jednak czarę goryczy, był fakt 45-minutowego spóźnienia na jeden z marcowych treningów. Lord po prostu zaspał… Tydzień temu ostatecznie rozwiązano z nim kontrakt a na pociechę Duńczyk dostał jeszcze 1,4 mln € rekompensaty za zerwanie umowy. Żyć nie umierać.

nicklas

Trzeba komentować?

  1. Darmstadt w psychozie przed derbowym meczem z Eintrachtem

Kilka dni przed niedawnym spotkaniem na Böllenfalltor rajcy miejscy w porozumieniu z lokalną policją wystosowali zakaz wjazdu dla kibiców z Frankfurtu nie tylko na stadion, ale także i do samego miasta. Mecz odbywał się w sobotę o 15:30, a między godziną 19:00 w piątek i 7:00 w niedzielę w mieście, w ich zamyśle, nie mogli przebywać żadni kibice Eintrachtu. Na pytanie dziennikarzy, po czym będą poznawać przyjezdnych, rzecznik policji z rozbrajającą szczerością odparł, że po zachowaniu i… wyglądzie. Dwa dni przed meczem sprawą zajął się sąd i oczywiście uchylił koncepcję miejsko-policyjną uznając ją za zupełnie niezgodną z obowiązującym w Hesji prawem. W mieście dopiero wtedy zapanowała prawdziwa psychoza, zwłaszcza wśród restauratorów mających swe lokale w centrum miasta. Część z nich zamknęła swe lokale na cały weekend, a Bild pisał, że w jednym z nich postanowiono obsługiwać gości tylko w ogródku na zewnątrz, nie podając im przy tym… sztućców, by komuś nie przyszło przypadkiem do głowy rzucić się z widelcem lub nożem na kogoś z sąsiedniego stolika.

Na stadionie kibice z Frankfurtu oczywiście nie mogli się stawić. Przynajmniej oficjalnie i w zorganizowanej grupie. Piłkarze po wygranym meczu zorganizowali więc mały happening. Podeszli pod pusty sektor przeznaczony dla kibiców gości i brawami podziękowali krzesełkom za wsparcie. W tym momencie emocje puściły kilku kibicom Eintrachtu, którzy kamuflowali się przez całe spotkanie w sektorach przeznaczonych dla kibiców gospodarzy, no a resztę sobie sami dopowiedzcie…

  1. Przepraszam, czy tu biją?

Pamiętacie polską komedię „Pieniądze to nie wszystko”? Pamiętacie notorycznie pijanego mechanika Rysia? Za kierownicą to zupełnie inny człowiek! Z Emirem Spahiciem z Hamburga jest podobnie. Na boisku daje sobie całkiem nieźle radę mimo 35 lat na karku, za to poza nim… W 2011 roku zdyskwalifikowano go we Francji na 7 meczów za brutalny atak łokciem na rywala. W Sevilli chciał w pojedynkę ruszyć na kibiców własnego klubu, ale został powstrzymany przez kolegów z zespołu. W Leverkusen natomiast dał się najpierw we znaki rzecznikowi prasowemu, dusząc go z powodu… źle zaparkowanego samochodu, a w 2014, mimo sporych kłopotów kadrowych w defensywie, Bayer Leverkusen usunął go z kadry w trybie natychmiastowym, po tym jak krewki Bośniak pobił po meczu jednego z porządkowych, który nie chciał wpuścić do szatni jego przyjaciół. Skusił się na niego Hamburg w nadziei, że przyda się trochę pieprzu i charakteru nad Łabą. Już w sierpniu w przerwie jednego z meczów doszło w szatni do spinki między nim a Lewisem Holtbym. Spahiciowi nie spodobał się sposób, w jaki Holtby motywował zespół do większego wysiłku i staropolskim „Zamknij mordę, bo Ci przypierd…!” zakończył odprawę. W grudniu, po jednym z treningów, zwyzywał kolegów od „cipek”, po czym ruszył na Pierre’a-Michela Lasoggę, wymierzając mu cios w policzek. Wreszcie pod koniec marca lotem błyskawicy prasę niemiecką obiegła informacja, że dwóch piłkarzy Hamburga pobiło się pod prysznicem. Jedynym pytaniem pozostawało, kto tym razem padł ofiarą Bośniaka. Trafiło na Josipa Drmicia, Szwajcara pochodzenia chorwackiego, który trafił do Hamburga na wypożyczenie z Borussii Mönchengladbach. Ciąg dalszy (najpewniej) nastąpi.

  1. Jeśli nie potrafisz, nie pchaj się na afisz…

Piłkarze Wolfsburga nie mieli dobrego sezonu, ale w zasadzie to samo można napisać o kibicach tego klubu. Raz, że są wyszydzani w całych Niemczech za liczby, w jakich jeżdżą na wyjazdy, dwa, że w tym sezonie dwukrotnie dostali się na czołówki gazet i w obu przypadkach przez wzgląd na swoją głupotę. Po raz pierwszy miało to miejsce po meczu derbowym z Hannoverem, podczas którego zasypali ławkę rezerwowych H96 racami, a po raz drugi przy okazji rozgrywanego tydzień później meczu z Borussią Mönchengladbach, przy okazji którego przygotowali okolicznościową oprawę skierowaną do największego rywala, jakim jest drugoligowy Eintracht Brunszwik. Dzięki wygranej z Hannoverem, Wolfsburg przeskoczył Eintracht w tabeli wszechczasów, co skłoniło kibiców VfL do stworzenia okolicznościowego banneru: „Popatrzcie Niebiesko-Żółte świnie – zawsze będziemy za nami!”.  Odpowiedź z Brunszwiku przyszła  tydzień później: Verein für Legastheniker, ihr werdet immer hinter euch bleiben! – czyli „Klub dla dyslektyków, zawsze pozostaniecie za wami!“ Innymi słowy Wolfsburg – Brunszwik 0:2, po jednym golu samobójczym i kapitalnej kontrze.

vfl

Dolnosaksoński pojedynek na oprawy 

  1. Daj małpie brzytwę…

Anis Ben-Hatira to mocny kandydat do nagrody Darwina. Z Herthy wyleciał, bo skoczył w autokarze z łapami do kolegi z zespołu – Mitchella Weisera. Piłkarze wracali z meczu w Bremie zremisowanego przez Herthę 3:3 i jak informowała prasa – między piłkarzami nie było zgody co do oceny wydarzeń meczowych… Ok, zdarza się. Spahiciowi nawet dość regularnie. Przygarnął go więc w zimie Eintracht Frankfurt. Ben-Hatira zaczął powoli wchodzić do składu, strzelił nawet zwycięską bramkę w meczu z Hannoverem, ale przed derbowym pojedynkiem z Darmstadt wyrządził swojemu klubowi, ale nade wszystko sobie, prawdziwie niedźwiedzią przysługę. Trudno wytłumaczyć, co mu strzeliło do łba, kiedy wrzucał na swojego snapchata zdjęcie z lekarstwami, ampułkami, strzykawkami i innymi dziwnymi rzeczami, pośród których znalazł się też i pojemnik z Lipotalonem – zakazanym środkiem dopingującym. Na nic tłumaczenia Eintrachtu i samego Tunezyjczyka – agencja antydopingowa już zajęła się tą sprawą i wkrótce poznamy efekty dochodzenia.

hatira

Niektórzy piłkarze powinni mieć wpisany do umowy zakaz korzystania z mediów społecznościowych…

  1. Horst Heldt o rotacjach w… Bayernie

– To irytujące, ale należało się z tym liczyć, kiedy Bayern ogłosił skład na ten mecz… Tak Horst Heldt skomentował rotację zastosowaną przez Guardiolę w niedawnym meczu z Borussią Mönchengladbach. Heldt był wysoce niezadowolony z faktu, że mogący sobie zapewnić mistrzostwo Niemiec Bayern postanowił oszczędzić swych najlepszych zawodników na rewanżowy półfinał w Lidze Mistrzów z Atletico, co z kolei umożliwiło zdobycie bezcennego punktu Borussii. Poza tym Heldt dał jeszcze do zrozumienia, że takie postępowanie Bayernu zakrawa na wypaczanie sensu rywalizacji w Bundeslidze. Dziwnym trafem Heldt milczał, kiedy trzy tygodnie temu Schalke podejmowało w Ruhrderby Borussię Dortmund, a Tuchel posłał w bój praktycznie rezerwowy skład oszczędzając swych zawodników na rewanż w LE z Liverpooolem. Wydarty z trudem przez gospodarzy punkt był możliwy tylko i wyłącznie dlatego, że w podstawowym składzie przyjezdnych nie było Aubameyanga, Gündogana, Mkhitaryana, Piszczka, Castro czy Reusa. Mentalność Kalego?

  1. Piłkarze zarabiają za mało…

Sandro Wagner gra sezon życia. Nikt się nie spodziewał, że ten kołkowaty zawodnik aż trzynastokrotnie znajdzie drogę do bramki rywala. Sukcesy odnoszone na boisku częstokroć powodują, że takiemu piłkarzowi częściej i chętniej podstawia się mikrofon pod nos, aby powiedział coś od siebie. Sandro Wagnera przepytano w Bildzie, na łamach którego napastnik Darmstadt wypalił bezceremonialnie, że piłkarze zarabiają za mało, nawet ci grający w Bayernie. No bo przecież aby zrobić karierę w piłce musieli się w dużym stopniu zrezygnować ze swojego życia osobistego. Kiedy koledzy szli wieczorem na dyskotektę, bidaki trenujące piłkę musieli zasiadać do książek, by odrobić zadanie domowe. A nawet jeśli nie mają właśnie zadania domowego, to muszą  oszczędzać siły na mecz. O wystawnym życiu piłkarzy także ma swoje zdanie. Zasługują na taki blichtr! Bo żyją pod nieustanną presją, a poza tym w Anglli kibice cieszą się, kiedy zawodnik kupi sobie luksusowe auto, a w Niemczech trzeba parkować pięć ulic dalej, żeby nie narażać się na zazdrość i kpiny.

Jak można było oczekiwać, słowa Wagnera nie spotkały się z pozytywnym odzewem i to nie tylko wśród zwykłych kibiców, ale także i wśród samych zawodników. Głos w sprawie zabrał nawet jego trener – Dirk Schuster: – Muszę respektować prawo do posiadania własnego zdania przez Sandro Wagnera, ale absolutnie nie muszę się z tym zdaniem zgadzać. Szczerze mówiąc, chyba nikt nie musi.

  1. Roger Schmidt vs sędzia Felix Zwayer

To był mecz, który odbił się szerokim echem w całej Europie. Bayer Leverkusen znajdował się wówczas w całkiem niezłej dyspozycji i gonił zespoły ze ścisłej ligowej czołówki. Do tego rywal uwikłany w walkę na europejskim froncie, który mecz na BayArena rozpoczął w dość niecodziennym składzie. Wygrana Bayeru nad Borussią Dortmund zdawała się być nieunikniona. Być może to sprawiło, że trener Schmidt od samego początku meczu sprawiał „elektryczne” wrażenie i toczył z sędziami swój własny mecz. Na nic zdawały się upomnienia ze strony arbitra technicznego i głównego, a kiedy sędzia Zwayer uznał gola dla Borussii po kontrze zainicjowanej rzutem wolnym wykonanym kilka metrów dalej niż miało miejsce przewinienie, Schmidt wręcz oszalał. Zwayer w końcu odesłał go na trybuny, ale Schmidta werdykt arbitra obchodził tyle, co wyroki Trybunału Konstytucyjnego obóz rządzący w naszym kraju. Trener Leverkusen zaczął się domagać od sędziego, aby ten uzasadnił mu powód takiej a nie innej decyzji. Zwayer na pogaduchy nie miał ochoty i zakończył mecz wprawiając w osłupienie wszystkich jego aktorów i obserwatorów. Ostatecznie spotkanie wznowiono po kilkunastu minutach, a Komisja Dyscyplinarna nałożyła na Schmidta karę zakazu prowadzenia Bayeru w pięciu meczach ligowych. I był to najgorszy okres dla zespołu z Leverkusen w tym sezonie, plotkowano nawet, że posada Schmidta wisi na włosku. Pożar udało się jednak w porę ugasić, powrót Schmidta na ławkę zbiegł się w czasie z powrotem formy zespołu i dziś, na wspomnienie lutowego zajścia, Schmidt może się tylko uśmiechnąć pod nosem.

  1. Jak w rok zmarnować sobie fajną karierę? Poradnik autorstwa Maksa Krusego

 Kiedy rok temu Max Kruse przenosił się z Gladbach do Wolfsburga, wiele było głosów mówiących, że będzie to dla Źrebaków potężna strata. Kruse bowiem świetnie funkcjonował w futbolu propagowanym przez Luciena Favre’a. Po roku można natomiast stwierdzić, że te 13 mln € zarobionych na Kruse to jeden z najlepszych biznesów, jakich w swej dyrektorskiej karierze w Borussii dokonał Max Eberl. „Mad Max” w Wolfsburgu kompletnie nie może się odnaleźć, zarówno na boisku jak i poza nim. Dość często natomiast odnajduje się w Berlinie. Kruse znany jest ze swojego zamiłowania do hazardu i pokera, a kasyn w stolicy Niemiec raczej nie brakuje. Nie dalej jak w lutym wyszło na jaw, że kilka miesięcy wcześniej, podczas jednej z eskapad, Kruse zgubił w taksówce 70 tysięcy €, a całą sprawę pogarszał fakt, iż zdarzenie miało miejsce w noc poprzedzającą trening, w środku trudnego dla Wolfsburga okresu, w którym Wilki musiały się mierzyć z rywalami nie tylko w Bundeslidze, ale i w Lidze Mistrzów. Sprawa być może rozeszłaby się ostatecznie po kościach, gdyby sam Kruse nie dolał oliwy do i tak mocno palącego się już ogniska. Tuż po nieudanym meczu z Darmstadt Max udał się ponownie do Berlina, by tam świętować swoje 28. urodziny. Przypadek (?) sprawił, że w jednej z dyskotek natrafił na natrętną kobietę, która bez cienia skrępowania ostentacyjnie robiła mu zdjęcia swoim telefonem. Max oczywiście nie był tym faktem zachwycony i próbował odebrać jej aparat. Sprawa bardzo szybko przeciekła do mediów, bo okazało się, że pani z telefonem była akurat „w pracy”, gdyż na co dzień jest dziennikarką Bilda… Prawdziwa wisienka na torcie ujrzała jednak światło dzienne kilka dni później. Do sieci wyciekły prywatne nagrania wideo Krusego, na których widać Maksa nagrywającego samego siebie podczas intymnej zabawy z… samym sobą. W jaki sposób takie nagranie (jak można w ogóle wpaść na pomysł by samego siebie nagrywać w takiej sytuacji?) wydostało się na widok publiczny? Nie wiadomo. Cały łańcuch feralnych zdarzeń wokół Krusego w bardzo krótkim odstępie czasu może świadczyć o tym, że żadna z tych historii nie wydarzyła się przypadkowo, nie sposób jednak nie dostrzec, że to sam Max w największym stopniu zaszkodził swojej karierze. Najpierw Joachim Löw usunął go z kadry Niemiec, bo – jak sam stwierdził – potrzebuje w reprezentacji stuprocentowych profesjonalistów podczas Euro, a ostatnio dość głośno zrobiło się w Niemczech o planowanej rewolucji kadrowej w Wolfsburgu, której jedną z ofiar ma paść właśnie Kruse. Tylko kto go teraz przygarnie? Może Hertha? Mieliby przynajmniej pewność, że Maksa nie trzeba daleko szukać…