Aż ośmiu obrońców Kolejorza otrzymało w rundzie jesiennej T-Mobile Ekstraklasy szansę na pokazanie swoich umiejętności. Każdy z nich wykorzystał ją na swój sposób – czytamy na stronie poznańskiego klubu.
– Były wzloty i upadki, mecze lepsze i słabsze. Na pewno mamy nad czym pracować, ponieważ w kilku sytuacjach, w których traciliśmy bramki, a także i punkty, mogliśmy zachować się lepiej. Każdy z nas, zarówno sztab szkoleniowy, jak i zawodnicy zdają sobie z tego sprawę – mówi jeden z dwójki asystentów pierwszego szkoleniowca, Dariusz Żuraw.
Z podsumowania wyłączony jest Kebba Ceesay. Gambijczyk z norweskim paszportem z powodu kontuzji, która ciągnie się za nim jeszcze od poprzedniego roku, nie zagrał w tym sezonie w żadnym spotkaniu. Kończy rehabilitację, w styczniu ma wylecieć z drużyną na zgrupowanie do Turcji.
W rundzie jesiennej skład linii obrony Kolejorza był najmniej stabilny w porównaniu do pozostałych formacji,. Główna przyczyna? Przede wszystkim kontuzje, które w szczególności nie omijały defensorów poznańskiej lokomotywy.
– W obronie nie powinno się przeprowadzać eksperymentów. To formacja, która wymaga stabilizacji, dlatego zmian powinno być jak najmniej. Niestety prawie co mecz byliśmy zmuszeni dokonywać jakichś roszad. Jednak najczęściej były one wymuszone urazem, któregoś z naszych defensorów – wyjaśnia Żuraw.
Najmniej zmian zachodziło na prawej stronie obrony, a występujący na tej pozycji Tomasz Kędziora nie miał praktycznie konkurenta do walki o wyjściową jedenastkę. Ze względu na powrót do zdrowia Ceesaya, równa i stabilna forma 20-latka na wiosnę zapowiada bardzo ciekawą rywalizację na tej pozycji. Reprezentant polskiej młodzieżówki opuścił jedynie dwa spotkania w minionej rundzie, a na boisku spędził w sumie 1976 minut. Ponadto trzy razy wpisał się na listę strzelców i tyle samo razy asystował przy golach kolegów z drużyny.
Zacięta walka toczyła się również na lewej stronie defensywy. O miejsce w podstawowym składzie rywalizowali ze sobą Barry Douglas oraz Luis Henriquez. Końcówka rundy należała jednak do Panamczyka, który spędził na boisku prawie dwa razy więcej minut od Szkota, choć na swoim koncie ma 17 występów, a Szkot 16.
Największym szczęśliwcem ostatnich miesięcy może nazwać się Paulus Arajuuri. Fin nie miał łatwego początku przy Bułgarskiej. Kilkukrotnie zmagał się z urazami, a kiedy już otrzymywał swoją szansę to zwykle jej nie prezentował się najlepiej. Sytuacja zmieniała się kiedy zespół we wrześniu przejął trener Maciej Skorża. Od pucharowego meczu z Jagiellonią Białystok 26-latek razem z Marcinem Kamińskim stworzyli podstawową parę środkowych defensorów.
Takiego szczęścia nie miał niestety sprowadzony latem Maciej Wilusz. Były zawodnik PGE GKS Bełchatów w pojedynku z Legią Warszawa zwichnął bark i konieczna była operacja. Wilusz do gry powinien wrócić na początku kwietnia.
Kończący swoją grę dla Kolejorza Hubert Wołąkiewicz odnotował drugą najwyższą liczbę występów pośród stoperów. „Żaba” w tej rundzie zagrał w 19 meczach, w których zdobył jednego gola. Na boisku spędził w sumie 1373 minut. W tym czasie sędziowie dwukrotnie napominali go żółtą kartką. Warto dodać, że żaden z obrońców Lecha nie obejrzał kartki czerwonej. Na uwagę zasługuje również przypadek Marcina Kamińskiego, który zagrał w 22 meczach, a ani razu nie został ukarany przez arbitra.
Biorąc pod uwagę tylko liczbę straconych goli, defensywa Lecha należy do najlepszych w T-Mobile Ekstraklasie. 20 strzałów znalazło też drogę nie tylko do siatki bramki Kolejorza, ale także Legii i GKS-u Bełchatów.
– Z jednej strony należy się cieszyć, że jesteśmy drużyną, której nie łatwo strzelić gola. Jednak większość z tych 20 goli w ogóle nie powinna mieć miejsca. Kilka z nich odebrało nam zwycięstwo w ostatnich minutach. Patrząc na okoliczności, w jakich najczęściej je traciliśmy mogłoby ich być zdecydowanie mniej – uważa Żuraw.