Ostatni Mohikanin w tarapatach…

Tomasz Urban
Tomasz Urban

Polonia Dortmund. Znacie to hasło, prawda? Zaczęło się od Ebiego Smolarka, kiedy to w 2005 roku przechodził z Feyenoordu do BVB. W 81 meczach dla Czarno-Żółtych zdobył aż 25 bramek, co z pewnością wzbudzało wśród kibiców znad Wisły zainteresowanie niemieckim klubem. Wszyscy byliśmy wówczas złaknieni dobrych występów naszych piłkarzy w mocnych europejskich ligach. Owszem, zazwyczaj mieliśmy dobrych obrońców, którzy grali w podstawowych składach Schalke, Udinese, czy Lens, ale gracze ofensywni zdobywający gole to jednak były rarytasy. Ebi zapoczątkował w Polsce modę na BVB. Odchodząc do Racingu Santander, minął się z trafiającym właśnie do Borussii Kubą Błaszczykowskim, który jeszcze bardziej umocnił w Polsce sympatię do Czarno-Żółtych. Późniejsze transfery Łukasza Piszczka i Roberta Lewandowskiego były już tylko pokłosiem dobrej opinii, jaką Ebi i Kuba wyrobili naszym piłkarzom w Dortmundzie. Mecze Borussii stały się dla większości piłkarskich kibiców w Polsce centralnym punktem weekendu. Obejrzeć mecz czołowej europejskiej ligi i czołowej europejskiej drużyny z trzema Polakami w składzie i to jeszcze odgrywającymi w zespole czołowe role? Tego do tej pory nie grali. A nie ma się co oszukiwać – serce polskiego kibica lgnie do zespołów, w których nasi grają i wygrywają. Przypomnijcie sobie emocjonalny komentarz Mateusza Borka i Romana Kołtonia, kiedy to Jerzy Dudek wygrywał z Liverpoolem Ligę Mistrzow. Przypomnijcie sobie Sergiusza Ryczela podniecającego się strzelanymi przez dortmundczyków golami i mówiącego o „naszej” Borussii. Dzisiejsza pozycja BVB w naszym kraju, to w prostej linii efekt tego, że ściągali do siebie naszych, stawiali na nich i na dodatek wygrywali mecze.

Dodajmy do tego jeszcze, że nasi zawodnicy mocno wżyli się w świadomość kibiców ze stadionu Signal Iduny. Każdy z nich zaskarbił sobie szacunek i sympatię fanów, a Kuba doczekał się wręcz kultowego statusu, o czym świadczyć mogą chociażby internetowe komentarze kibiców po jego cichym odejściu do Fiorentiny tego lata. Niestety czas nie stoi w miejscu, a i repertuar piłkarskiego kina na Signal Iduna ulega sukcesywnej zmianie. Trzech Muszkieterów nie oglądamy już od roku, a Kilerów Dwóch zdjęli w lecie. Do niedawna można było jeszcze zawiesić oko na Ostatnim Mohikaninie, ale wszystko wskazuje na to, że i ta projekcja dobiega powoli końca…

Łukasz Piszczek był pewniakiem na prawej stronie defensywy. Zarówno w Borussii jak i w reprezentacji. Ale już nie jest, przynajmniej w BVB, choć stwierdzenie nie jest pewniakiem nie oddaje w pełni sytuacji, w jakiej Łukasz się znalazł. Niekończące się problemy z biodrem musiały sprawić, że pojawi się ktoś, kto na poważnie powalczy o łukaszowe miejsce w składzie. Ani Durm, ani Grosskreutz, ani zdolna dortmundzka młodzież w osobach Passlacka czy Stenzela nie byli w stanie zagrozić na poważnie Łukaszowi. Jak wiadomo jednak, potrzeba matką wynalazku…

Relacje obu są zbieżne. Zarówno Tuchel jak i Ginter opowiadają, że rozmowa o nowej pozycji Matthiasa miała miejsce tuż przed meczem w Lidze Europejskiej z Wolfsbergiem. Wg Tuchela było to ledwie luźne i spontaniczne zapytanie, ale reakcja Gintera bardzo go ucieszyła, bo ten nie miał ani żadnych oporów, ani najmniejszych wątpliwości co do tego, czy poradzi sobie w nowej dla siebie roli. Debiut sprowadzonego za 10 mln € blondyna na boku bloku defensywnego wypadł na drugą połowę meczu z Odds BK. Pamiętacie zapewne – do przerwy sensacyjne 3:1 dla Norwegów, Tuchel wymienia słabiutkiego Castro i przesuwa ze środka na prawa stronę Gintera. Sam wtedy jeszcze nie wiedział, jak bardzo trafił…

gintertuchel

Ginter w objęciach Tuchela. I tak jest praktycznie po każdym meczu.

Od tamtego momentu Ginter rozegrał 5 meczów w barwach BVB na nowej dla siebie pozycji. Zdobył bramkę otwierającą wynik w meczu z beniaminkiem z Ingolstadt i dograł 6 kolejnych goli. W każdym z meczów, w którym wystąpił, miał udział przy choć jednym trafieniu, kicker dwukrotnie nominował go już do 11 kolejki, a Sport Bild i Welt wprost pytają z nagłówków, kiedy Löw da mu szansę w reprezentacji na pozycji, na której przecież od dawna szuka odpowiedniego rozwiązania.  A biedny Piszczu się leczy.

Michał Zachodny pisał niedawno w jednym ze swoich tekstów dotyczących szkolenia w Niemczech, że każdego z graczy formuje się tam najpierw na pomocnika. Czyli generalnie ma potrafić wszystkiego po trochu. Dopiero z czasem predyspozycje poszczególnych graczy ukierunkowują ich na konkretne pozycje. Taki zawodnik ma już jednak wówczas odpowiedni zasób umiejętności taktyczno-technicznych, które sprawiają, że przerzucony na inną pozycję często prezentuje walory niedostępne dla tych wąsko wyspecjalizowanych. Z Ginterem jest podobnie, bo jako dzieciak zaczynał we Freiburgu na pozycji środkowego pomocnika – raz grywał ofensywnego, raz defensywnego. Okoliczności sprawiły, że został przez Streicha wypróbowany na pozycji środkowego obrońcy i tak już zostało na dłuższy okres czasu. Do Dortmundu także został sprowadzany z myślą bycia backupem dla Hummelsa, Sokratisa i Suboticia. Poprzedni sezon był w jego wykonaniu zupełnie nieudany. Nie mógł się przebić ani przez konkurencję na środku defensywy, ani na środku pomocy. W lecie przebąkiwano, ze odejdzie z klubu. Sam Ginter potwierdza w wywiadach zainteresowanie ze strony Stuttgartu i Borussii Mönchengladbach dodając jednocześnie, że zaufał w pełni Tuchelowi, który w prywatnej rozmowie zapewnił go, że będzie na niego stawiał. No i jak wiadomo słowa dotrzymał.

gintervieir

Porównanie statystyczne dokonań Gintera i jednego z najlepszych bocznych obrońców w lidze, grającego czasem także jako skrzydłowy – Vieirinhii. Asysty – 4:0, kluczowe podania – 6:0… Dodałbym do tego jeszcze, że obok Insui ze Stuttgartu Ginter ma najwyższą średnią dośrodkowań spośród wszystkich bocznych obrońców w lidze (3,3 dośrodkowania na mecz). To, co Ginter musi jeszcze poprawić, to procent wygranych pojedynków. 55% to nie jest zbyt wiele jak na obrońcę klasy reprezentacyjnej. 

Usłyszałem niedawno w polskiej telewizji, że zdrowy i w pełni formy Piszczek to półka wyżej niż Ginter. Być może nawet jest to prawda, bo nie ma się co oszukiwać – młody Matze na tle naszego reprezentanta nie imponuje specjalnie ani techniką, ani szybkością. Jest jednak znacznie lepszy w grze defensywnej, ma zdrowie do biegania i czuje się co najmniej równie dobrze w grze ofensywnej, czego dowody widać w każdym spotkaniu w tym sezonie. Zresztą zestawcie sobie na chłodno – po jednej stronie macie zdrowego jak koń niemieckiego 21-latka robiącego furorę na pozycji, na której niemiecki futbol jest najsłabiej obsadzony, z doświadczeniem reprezentacyjnym (to w końcu mistrz świata), z kontraktem do 2019, a po drugiej podstarzałego już niestety w realiach niemieckiego futbolu polskiego 30-latka, mającego notoryczne problemy ze zdrowiem, z kontraktem do 2017, który na dodatek nie potrafi odzyskać pełni formy sprzed kontuzji biodra z czerwca 2013. Pamiętajcie o tym, że dla Tuchela nie ma legend ani świętości. Liczy się tu i teraz. Przekonali się o tym boleśnie Grosskreutz i Błaszczykowski, czyli dwaj piłkarze mocno kojarzeni z hasłem Echte Liebe. Resztę dotyczącą najbliższej przyszłości Piszczka możecie sobie dopowiedzieć sami…

ginter kontie

Historia kontuzji Gintera w ostatnich 6 sezonach…

piszczek kontie

… z tym, co przez ten sam okres czasu musiał przejść Piszczek…

Za Ginterem przemawia jeszcze jedno. Absolutne szaleństwo, jakie rozpętało się w niemieckiej prasie. Przeglądam regularnie największe tytuły w Niemczech i w ostatnich tygodniach wygląda to tak, jak by każda z gazet za punkt honoru obrała sobie donieść swoim czytelnikom, że na prawej obronie w kontekście reprezentacji wreszcie pojawiła się porządna opcja. Dość już tych wszystkich Rüdigerów, Rudych i Canów. Wywiady, artykuły, opisy, analizy, reportaże… O Ginterze piszą i mówią dziś w Niemczech w zasadzie wszyscy. Oczywiście, profituje on także z dyspozycji całego zespołu, znacznie łatwiej zaadoptować się bocznemu obrońcy w drużynie, która strzela po 3-4 bramki w meczu. Ingo Anderbrügge zastanawiał się we wczorajszej Spieltaganalyse na sport1, czy przypadkiem Ginter to nie nowy Lahm, Zorc wysłał w zeszłym tygodniu w kickerze czytelny sygnał do Piszczka i kibiców, że Ginter jako prawy obrońca to wcale nie jest tylko i wyłącznie alarmowe rozwiązanie, a o reakcjach Sport Bilda i Welta już pisałem wyżej. Nawet Watzke wypina piersi do odznaki mówiąc, że przecież on zawsze w niego wierzył i właśnie dlatego nie sprzedał go w lecie.  Powariowali wszyscy. No, prawie wszyscy. Jedynie Thomas Strunz zachowuje chłodną głowę i wstrzymuję się z hymnami pochwalnymi pod adresem Gintera mówiąc, że chciałby poczekać do momentu, kiedy młodziak będzie sobie musiał na bieżąco radzić z potrójnym obciążeniem i stanie naprzeciw silniejszym drużynom w Lidze Mistrzów. I w tym cała nadzieja dla naszego Mohikanina…